W takich meczach nie ma odpuszczania, nie ma wymówek, nie ma kalkulowania. Stawką jest być albo nie być. Przed potyczką z Motorem szczypiorniści PGE VIVE podkreślali, że to dla nich najważniejszy pojedynek sezonu. Zbytnia przesada? Ani trochę, bo porażka i brak awansu do ćwierćfinału był dla mistrzów Polski nie do przyjęcia. Takiego scenariusza nikt sobie nawet nie wyobrażał.
Remis w Zaporożu zaostrzył jednak apetyty Ukraińców. Chociaż wiedzieli, że czeka ich piekielnie trudne zadanie, na własnym parkiecie udowodnili, że potrafią walczyć na równi z utytułowanymi rywalami, a w trwającej zaledwie sześćdziesiąt minut bitwie wszystko może się wydarzyć.
Miejsca na pomyłki nie było. Kielczanom bilet do ćwierćfinału zapewniało zwycięstwo albo remis niższy niż 33:33. W przypadku powtórki rezultatu z Zaproża, o awansie zdecydowałby seria rzutów karnych.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Piątek przedstawicielem nowego pokolenia? "Nie ma kompleksów ale zna swoje miejsce w szeregu"
Na wyjeździe żółto-biało-niebiescy mieli przede wszystkim spore problemy w obronie. Już od pierwszych minut meczu w Hali Legionów widać było, że pracę domową odrobili i w defensywie spisywali się zdecydowanie lepiej. Grali przede wszystkim dużo uważniej, czujniej i bardziej twardo. To zdecydowanie pomagało Vladimirowi Cuparze, który dobrze spisywał się między słupkami.
Kielczanie szybko zdołali zbudować przewagę. Przyjezdni chwytali się różnych rozwiązań, by zmniejszyć prowadzenie mistrzów Polski, ale wychodziło im to ze średnim skutkiem. W obronie zaczęli od 5-1 z podwyższeniem pod Lukę Cindricia, ale szybko z tego zrezygnowali. Później z kolei wycofywali bramkarza i w ataku grali w siedmiu, ale to także nie przyniosło spodziewanego efektu. Doskonale grą żółto-biało-niebieskich dyrygował Cindrić, goście mieli też problemy z powstrzymaniem piekielnie mocnych rzutów Władisława Kulesza.
Po trzydziestu minutach gry mistrzowie Polski prowadzili już pięcioma trafieniami. Początek drugiej połowy należał jednak do gości, a dokładniej do Artem Kozakiewicz. Skrzydłowy był najskuteczniejszym zawodnikiem swojego zespołu podczas starcia w Zaprożu i w Kielcach też postanowił napsuć rywalom trochę krwi. Drugą część pojedynku rozpoczął od czterech trafień z rzędu i sprawił, że gospodarze znaleźli się w małych tarapatach, bo ich przewaga stopniała zaledwie do dwóch oczek.
To całkowicie otrzeźwiło kielczan. Zaporożanie już nie zdołali doprowadzić do remisu. Do ostrej pracy natomiast znów wzięli się mistrzowie Polski i dzięki temu błyskawicznie powiększyli swoje prowadzenie do sześciu bramek.
Szczypiorniści Motoru próbowali jeszcze zrywów, kilka razy w efektowny sposób pokonali kielecką defensywę, ale gospodarze już do końca meczu kontrolowali rezultat. Żółto-biało-niebiescy niemal całkowicie zneutralizowali dwie najmocniejsze strzelby rywali - Borisa Puchowskiego i Aidenasa Malasinskasa. W ćwierćfinale Ligi Mistrzów gracze PGE VIVE zmierzą się z Paris Saint-Germain HB.
Zobacz też: Jose Guilherme de Toledo: W Polsce brakuje mi tylko słońca
Liga Mistrzów, LAST 16, 2. mecz:
PGE VIVE Kielce - HC Motor Zaporoże 34:29 (17:12)
PGE VIVE:
Cupara 1, Ivić - Dujshebaev 6, Aguinagalde 1, Jachlewski 1, Janc 4, Jurkiewicz 2, Kulesz 6, Moryto 3, Mamić 1, Cindrić 3, Fernandez 2, Karalek 4.
Karne: 3/6.
Kary: 6 min. (Dujshebaev, Jurkiewicz, Mamić - po 2 min.).
Motor: Komok, Kirejew - Kubatko 1, Babiczew 4, Puchowski 2, Malasinskas 5, Denysow 3, Doncow, 4 Doroszczuk 2, Terechow, Kozakiewicz 7, Szynkel 1, Kasai, Kus, Peszewski, Soroka.
Karne: 4/6.
Kary: 8 min. (Malasinskas, Denysow - po 2 min., Soroka - 4 min.)
Tomek ma jednowymiarowy rzut, ale taki sam rzut ma np. Mo Czytaj całość