Antoni Łangowski: Nasze zwycięstwo z VIVE może być przykładem. Można się im postawić!

Zdjęcie okładkowe artykułu: Facebook / Facebook KPR Gwardia Opole / Na zdjęciu: Antoni Łangowski
Facebook / Facebook KPR Gwardia Opole / Na zdjęciu: Antoni Łangowski
zdjęcie autora artykułu

KPR Gwardia Opole we wtorek sensacyjnie wygrała 32:31 z PGE VIVE Kielce. - Nie taki diabeł straszny. Możemy być przykładem, że da się z nimi powalczyć! - przekonuje Antoni Łangowski, rozgrywający opolan. I zapowiada: - Nasz cel na ten sezon to medal!

[b]

Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Ile znaczy dla was zwycięstwo z PGE VIVE?[/b]

Antoni Łangowski, rozgrywający KPR Gwardia Opole: To świetna sprawa. Przerwaliśmy ich bardzo długą serię zwycięstw w lidze, przeczytałem też, że było to pierwsze zwycięstwo Opola nad Kielcami od 36 lat, ale to było we wtorek i teraz już musimy skupić się na rewanżu. Jeśli będziemy tylko rozpamiętywać i rozpływać się nad naszym zwycięstwem, nic dobrego nam z tego nie przyjdzie.

Jaki był wasz pomysł na VIVE?

Po części upatrywaliśmy swoich szans w tym, że kielczanie mają bardzo mocno napięty terminarz i mogą być jeszcze zmęczeni po finale Pucharu Polski. Chcieliśmy to wykorzystać. Druga sprawa to że byliśmy zmotywowani aby zagrać bardzo dobre zawody i to nam się udało. Każdy z nas zostawił na parkiecie dużo zdrowia, dał z siebie dużo serducha i to świetnie, że dokonaliśmy czegoś - na miarę Gwardii – sensacyjnego.

ZOBACZ WIDEO Dni Niko Kovaca w Bayernie są policzone. "Nigdy bym go nie zatrudnił"

Im bliżej końca spotkania, tym bardziej udawało wam się także wyprowadzić rywali z równowagi. Zawodnicy VIVE protestowali po faulach, znacząca była też pomyłka Mariusza Jurkiewicza w rzucie na pustą bramkę.

Możliwe. Po wcześniejszych meczach VIVE być może nie było aż tak zmobilizowane i czujne; być może podejrzewali, że mecz ułoży się jak zawsze. Ale my zagraliśmy jednak fenomenalne zawody i nie dopuściliśmy do tego.

Tak, Mariusz Jurkiewicz nie trafił w tej dość prostej sytuacji, ale to się przecież zdarza każdemu. Może to jednak wskazywać, że faktycznie byli podenerwowani, bo mecz nie układał się po ich myśli. Warto też podkreślić, że Adam Malcher koncertowo ich zatrzymywał, co mogło ich deprymować.

Wasza wygrana może być przykładem dla innych, że jednak da się z tym VIVE skutecznie powalczyć?

Na pewno tak, bo pokazuje to, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. To tylko ludzie, którzy mogą mieć słabszy dzień i nawet zespoły skazywane na porażkę mogą przeciwstawić się murowanemu faworytowi.

Więc może to nie jest wcale tak, że VIVE odjechało lidze na całą galaktykę, tylko że nawet gdy przyjeżdżają w ósemkę, rywale przegrywają już w szatni?

Może faktycznie działa magia nazwy "VIVE", ale patrząc na to, co potrafią grać, to nawet gdy przyjadą w siedmiu, to wciąż mają wszystko tak wypracowane, że grają super piłkę ręczną i ciężko z nimi rywalizować.

Naprawdę różnica w umiejętnościach jest tak potężna, że w 16-stkę nie można skutecznie postawić się VIVE w ósemkę czy dziewiątkę?

Tak. Szansy można tylko upatrywać w przygotowaniu fizycznym. Ale oni też o tym wiedzą i często gdy jadą w bardzo wąskim składzie, już w pierwszej połowie wypracowują sobie dziesięć bramek przewagi i jest pozamiatane. Nie ma o czym gadać, to jest jedna z czterech najlepszych drużyn w Europie.

Tym razem nie sprawdził się jednak zwyczajowy scenariusz spotkań z udziałem VIVE.

Prawda, często nawet w spotkaniach z nami tak się właśnie działo. Zwykle w pewnym momencie wrzucali wyższy bieg i odjeżdżali. Tym razem, może z powodu zmęczenia, im się nie udało. A my nie pękliśmy, bo przegrywaliśmy już przecież 7:12 i tak naprawdę mogło być już u nas w głowach po meczu. Udowodniliśmy, że walczymy do końca, doprowadziliśmy do remisu i dalej biliśmy się bramka za bramkę. Przed meczem każdy z nas spodziewał się, że będzie z naszej strony dużo walki, charakteru, ale nie patrzyliśmy na wynik. Chcieliśmy po prostu zagrać swoje i zobaczyć co to da.

Nie było konkretnego momentu, w którym poczuliśmy, że dziś faktycznie możemy wygrać. Cieszyliśmy się dobrą grą i, wbrew pozorom, wcale nie patrzyliśmy ciągle na zegar, bo to by mogło nas zablokować. Do mnie dotarło to dopiero gdy Karol Siwak zdobył decydującą bramkę.

Wcześniej sam pan dziewięć razy skutecznie bombardował kielecką bramkę. Taki występ musi napawać dumą, prawda?

Nie będę ukrywał, że czuję, że zagrałem dobry mecz i bardzo się z tego cieszę. Ale na moje pozycje rzutowe pracuje cały zespół i wynik jest zasługą całej Gwardii.

Kategoria: science fiction. Wyeliminujecie VIVE?

To byłoby coś niewyobrażalnego, prawdziwe mission impossible, ale pamiętajmy, że to jest sport. Zdarzają się sensacje.

Na pewno w Kielcach będzie inny mecz, rywale się na nas rzucą, bo VIVE ma teraz kilka dni odpoczynku i będą chcieli udowodnić swoją wyższość, która tak naprawdę nie podlega dyskusji, bo wiemy, co to za zespół; będą chcieli udowodnić, że mecz w Opolu to dla nich tylko wypadek przy pracy. My do Kielc jedziemy z takim samym nastawieniem, z jakim podchodziliśmy do pierwszego meczu: chcemy pokazać się z jak najlepszej strony i zobaczymy co to ostatecznie nam przyniesie.

Gwardia kompleksów mieć jednak nie powinna, bo niespodzianki sprawiacie regularnie: w zeszłym sezonie wygraliście pierwszy półfinał z Orlen Wisłą, w tym roku już wygrany ćwierćfinał z Azotami i wiktoria z VIVE.

Fajnie, że sprawiamy takie niespodzianki, ale one same bez osiągnięcia naszego celu, czyli medalu, nic tak naprawdę nie znaczą i na dłuższą metę nikt nie będzie o tym pamiętał. Medal był blisko już w zeszłym roku, ale w meczach o brąz chyba zabrakło nam odrobinę siły, a Azoty grały wówczas naprawdę dobry handball i było nam bardzo trudno. Dlatego w tym roku tym bardziej chcemy go zdobyć. W końcu liczy się wynik całego sezonu, nie pojedyncze mecze.

Wyniki Gwardii cieszą tym bardziej, że to klub niemal w całości oparty na Polakach, w kadrze jest tylko jeden obcokrajowiec. To wasza siła?

Zdecydowanie. Brak barier językowych na pewno pomaga w zbudowaniu świetnego zespołu nie tylko na boisku, ale też i poza nim. Atmosfera w szatni jest dla nas kluczową sprawą i widać to w trudnych momentach, kiedy wszyscy trzymamy się razem. Każdy na każdego może liczyć.

A Tarci (Mindaugas Tarcijonas, obrotowy Gwardii - red.) to niemal Polak. W naszym kraju spędził już wiele lat i po jego mowie ciężko się zorientować, że nie jest Polakiem. Więc można powiedzieć, że mamy w stu procentach polską szatnię.

Mówi się już o "Gangu Kuptela". Fryzury niektórych pasują jak znalazł.

(śmiech) Tak, tak! Doszło to do nas. Fryzury już są, szczególnie u starszych zawodników (śmiech) Teraz musimy już tylko zrobić sobie wszyscy tatuaże i będziemy "gangiem” pełną gębą.

Na drugiej stronie Antoni Łangowski opowiada o zmianach w Gwardii, transferze do Azotów Puławy, powołaniu do reprezentacji Polski i o selekcjonerze Patryku Romblu.

Teraz Gwardii wiedzie się jak nigdy, ale pamiętamy czasy, gdy było zdecydowanie gorzej, klub zalegał z płatnościami wobec zawodników, dochodziło do absurdów jak wyrzucanie graczy z mieszkań. Dziś wszystko jest już wyprostowane?

Tak, niestety tak było, ale dziś wszystko jest w porządku. Finansowo i organizacyjnie nie musimy się już martwić, klub stara się zrobić wszystko, byśmy mogli skupić się tylko na treningach i meczach.

Tamte historie odkreślamy grubą kreską?

Na pewno w niektórych chłopakach te wszystkie przygody jeszcze siedzą, ale wiemy, że musimy się skupić na tym, co jest teraz.

Gwardia dziś to mieszanka młodości z doświadczeniem. Są wyraźni liderzy: pan, Adam Malcher, Mateusz Jankowski; są młodzi zdolni: Jan Klimków czy Patryk Mauer. To dobry model budowania zespołu?

Naprawdę fajnie to wygląda: są starsi zawodnicy z dużym stażem w Superlidze i oni potrafią swoim doświadczeniem wygrać niektóre sytuacje, dając przykład młodym, ale to też nie jest tak, że tylko oni ciągną zespół i są odpowiedzialni za wynik, bo młodsi gracze doskonale wiedzą, że ich występy liczą się dokładnie tak samo. Współpracują z resztą zespołu na równych warunkach. Dzięki temu tworzymy świetny kolektyw.

Pana pobyt w Opolu skończy się na czterech sezonach. To dotychczas najlepszy okres pana kariery?

Trzeba powiedzieć, że tak. W tym okresie dostałem bardzo dużo minut na parkiecie, co poskutkowało nawet powołaniami do reprezentacji. W Kwidzynie też miałem jeden dobry sezon, ale Gwardia dała mi możliwość rozwoju i zwiększyła moją pewność siebie. Musiałem zrobić krok do tyłu, przejść do beniaminka Superligi, by dziś być dwa kroki do przodu.

Chyba potrzebne były też godziny na siłowni, wszyscy podkreślają pana postęp w tym aspekcie. Efektem jesienią WP SportoweFakty wybrały pana najlepszym lewym rozgrywającym ligi, jeśli chodzi zaś o bramki zza 9-tego metra jest pan trzeci w lidze (65 trafień).

Tak, jeśli myśli się o karierze na najwyższym poziomie w Superlidze, trzeba dbać o swój rozwój nie tylko na boisku, ale także o przygotowanie fizyczne. Nie ma innej drogi.

Dzięki temu kolejne trzy lata spędzi pan już w Azotach Puławy. To dla pana awans sportowy? W tym roku wyżej w tabeli znajdzie się Gwardia.

Czas w Opolu zawsze będę wspominał świetnie i Gwardia na zawsze zostanie w moim sercu. Razem z rodziną bardzo dobrze się tutaj czuliśmy. Ale przyszedł czas, żeby spróbować czegoś nowego, poznać nowy klub.

Decyzję o transferze do Puław podjąłem jednak już w styczniu i nie zadaję sobie teraz pytania czy nie lepiej byłoby jednak zostać, bo wyżej w tabeli będzie jednak Gwardia i to ona zagra w europejskich pucharach. Tak się akurat złożyło, ale mam nadzieję, że w kolejnym sezonie Azoty wrócą do europejskich pucharów. Do Puław przyjdzie wielu nowych graczy i postaramy się, żeby za rok Azoty wróciły na podium.

Właśnie. Azoty znów zmieniają filozofię i po sezonie w Puławach będzie kolejna rewolucja. Tym razem postawiono na doświadczoną opcję polską. Ten projekt może się udać?

Na pewno ilość Polaków wpłynie na komunikację w zespole. Liczę na dobrą atmosferę, ale to na dobre wyklaruje się dopiero później. Z tego co jednak znam chłopaków, którzy są lub dołączą do zespołu, to super ludzie, więc raczej nie musimy się obawiać jakichś zgrzytów. Wiadomo, jeśli będą wyniki, to i o atmosferę nie trzeba się martwić.

Ale trener będzie raczej z zagranicy. Wizja współpracy z Manolo Cadenasem musi działać na wyobraźnię.

Jeżeli trener Cadenas podpisze kontrakt w Puławach, będę bardzo zadowolony. Współpraca z takim trenerem może wyjść tylko na plus, ale poczekajmy do przyszłego tygodnia kiedy prawdopodobnie wszystko się wyjaśni.

W niedawnym ćwierćfinale musiał pan wyeliminować swojego przyszłego pracodawcę. Czuł pan dyskomfort?

Na pewno pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją w mojej karierze, ale musiałem zachować profesjonalizm, być fair wobec własnego sumienia oraz kolegów. Grałem w tych meczach na sto procent i nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. To nie mogło mieć wpływu na moją grę. Cele stawiam sobie wyłącznie z sezonu na sezon, więc do czerwca liczyła się tylko Gwardia. Szkoda tylko, że z tego powodu nie zagram w pucharach w przyszłym roku.

Paradoksalnie, sam pan się z nich wyeliminował.

Fakt. Całą drugą część sezonu trzymałem kciuki, by Azoty zajęły wysoką pozycję, a potem okazało się, że to my musieliśmy z nimi grać. Takie jest jednak życie. Nigdy nie usłyszę: "Odpuściłeś". Takie rzeczy wracają potem z podwójną siłą.

Wraca pan jednak do kadry. Na razie na krajowe zgrupowanie. Zobaczymy pana też w spotkaniach z Kosowem i Izraelem?

Bardzo bym się z tego cieszył. Na razie Patryk Rombel (selekcjoner reprezentacji - red.) chce mnie sprawdzić, daje mi szanse, co jest dla mnie sporym wyróżnieniem. To wciąż jego pierwsze miesiące jako selekcjoner, każdy nowy trener ma swój pomysł na zespół, swoją wizję i cieszę się, że być może będę mógł mu w tym pomóc. Na zgrupowaniu dam z siebie sto procent. Mam nadzieję, że zaowocuje to występem w eliminacjach. Chciałbym zagościć w kadrze na dłużej. Wiem jednak, jaka jest konkurencja, więc motywacja do pracy jest tym większa.

Może pan liczyć na małe fory? W końcu z selekcjonerem Romblem razem spędziliście kilka ładnych sezonów w MMTS-ie Kwidzyn.

Fakt, z Patrykiem zagrałem kilka sezonów, jesteśmy kolegami, ale to się tyczy tylko tego, co poza boiskiem. Patryk to bardzo inteligentny facet i potrafi rozgraniczyć to co dzieje się na boisku, a co poza nim, więc nie liczę na fory i nie ma mowy o żadnym kumplostwie, ale o relacji trener-zawodnik.

Coś, czego nikt nie wie o selekcjonerze?

To wielki kibic Realu Madryt! Ja zresztą też, więc zawsze mamy temat do rozmowy.

Obserwuj autora na Twitterze!

Źródło artykułu:
Czy Gwardia Opole zdobędzie w tym roku medal PGNiG Superligi?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (5)
avatar
Maxi-102
17.05.2019
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Jeszcze niech jutro Gwardia powtórzy ostatni wynik...i będzie gitara....:)  
avatar
Piroman
17.05.2019
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Obniżcie trochę loty błagam haha  
avatar
Cbc
17.05.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Tolek to świetny gość, będę mu kibicował i życzył jak najlepiej nawet już po przejściu do Puław.