Kamil Kołsut z Kolonii
Piątek przed turniejem Final Four to zawsze dzień, kiedy za fasadą luzu czają się burzowe chmury; na ustach jest uśmiech, a w powietrzu czuć zapach siarki. Sezon się właściwie skończył, do wakacji godziny. Ostatnie mecze to zarówno wyzwanie, jak i nagroda za miesiące ciężkiej pracy. Promienie grzeją, pachnie maj, ale za chwilę będzie trzeba się zdobyć na ostatni wysiłek.
Powrót do przeszłości
Spotkanie z uczestnikami Fina Four motywy przewodnie miało dwa: starcie PGE VIVE Kielce z Telekomem Veszprem jako wielki rewanż za finał z 2016 roku (mistrzowie Polski odrobili wówczas 9 goli straty i zdobyli trofeum) oraz kwestia faworyta, który prawie nigdy w Kolonii nie wygrywa.
Węgrzy w swoich zeznaniach na temat starcia z zespołem Tałanta Dujszebajewa byli zgodni: rozgrzebywanie przeszłości nie ma sensu. Ich trener David Davis oznajmił wręcz, że on swoim podopiecznym myślenie o rewanżu z głowy wybija, bo takie podejście rodzi złe emocje, a oni powinni raczej skupić się na poszukiwaniu radości w szansie awansu do finału.
ZOBACZ WIDEO Liga Mistrzów. Petar Nenadić: Mamy równe szanse na finał. Nie mamy przed sobą sekretów
- To już jest historia - zgadza się z rywalami obrotowy PGE VIVE Julen Aguinagalde. - Ja dziś pamiętam przede wszystkim to, że przez dwa lata nas w turnieju Final Four nie było - dodaje Dujszebajew. - A Krzysztof Lijewski podsumowuje: - Tak, wspomnienia wypłynęły na powierzchnię, bo trzy lata temu działy się tu naprawdę fajne rzeczy. Ja jednak nie żyję przeszłością, to nie ma sensu.
Na pytanie o faworyta wszyscy odpowiadali zgodnie: FC Barca Lassa. Pomówieniom zaprzeczył tylko obrotowy mistrza Hiszpanii Cedric Sorhaindo zdecydowanie oznajmiając, że jego zespół wcale głównym kandydatem do trofeum nie jest. To ważne o tyle, że w Kolonii na wielkich firmach zdaje się ciążyć klątwa. Trzy ostatnie edycja LM wygrywały zespoły, na które przed FF absolutnie nikt nie stawiał.
Telewizyjny transfer
Kielczanie po hotelowym patio chodzili uśmiechnięci, humor dopisywał zwłaszcza prezesowi Bertusa Servaasa. Podczas wywiadu z Dujszebajewem Holender uwiesił się na ramionach trenera i oznajmił, że "musiał posłuchać i sprawdzić, czy ten nie kłamie".
Vive kontra Veszprem. Trzy lata po niemożliwym -->
Kilka chwil później po pytaniu o ogłoszenie kolejnych transferów prezes PGE VIVE oznajmił: "NC+ ma fantastycznego dziennikarza, jak on tam się nazywa? Ignacik? Tak, Ignacik. Wykonuje wspaniałą pracę. Chcielibyśmy go u siebie, ale jest bardzo drogi. Nosi dobre ubrania, a ja za coś trzeba kupić. To kosztuje. Myślę, że z tym damy radę. Zarobek nie jest problemem, kłopot tkwi gdzie indziej: on zawsze chce być liderem. I jest tak samo uparty, jak ja".
Na spotkaniu z mediami wszystkie drużyny zjawiły się w mocnych składach, do polskich dziennikarzy wyszedł między innymi przygotowujący się do transferu z Barcy Lassa do Paris Saint-Germain HB Kamil Syprzak. Nie było problemu z zawodnikami Vardaru Skopje, choć oni dzień wcześniej do hotelu dotarli mocno spóźnieni. Ich samolot z Wiednia do Kolonii został odwołany i Macedończycy musieli skorzystać z przesiadki w Dusseldorfie.
Starcie kibiców
Stałym punktem piątku w Kolonii - obok spotkanie z mediami - jest także impreza otwierająca weekend Final Four. Kibice bawią się, piją i jedzą, a zespoły po kolei wychodzą na scenę w eleganckich ciuchach. To też pierwsza okazja do "starcia" fanów obu: można się przeliczyć, przekrzyczeć, postraszyć.
Who are you going to support tomorrow?
— EHF Champions League (@ehfcl) 31 maja 2019
Tell us in the comments!#ehffinal4 #hellocologne #veluxehfcl pic.twitter.com/oOM7jVCXVU
Pod Lanxess Areną dominowali kibice Veszprem, tłum elegancko się czerwienił. Węgrzy królować mają też na trybunach: oficjalnie kupili 3 tysiące wejściówek, nieoficjalnie: dużo więcej. Nieznacznie ustąpili im fani PGE Vive, entuzjazmem i liczebnością zajęli mocne drugie miejsce. Koszulki Barcelony i Vardaru były pod sceną jak samotne wyspy, kilka osób zaskoczyło trykotami Górnika Zabrze, pojawiły się też jednostki odziane w stroje niemieckiego Rhein-Neckar Loewen.
Niemcy jak co roku turniej Final Four goszczą dumnie, ale już drugi raz z rzędu nie mają w nich swojego przedstawiciela. Tamtejsze drużyny siły rzucają na rozgrywki krajowe, których poziom i tak się obniża. - Dzieje się tak od sześciu, siedmiu lat. Władze ligi powinny zmniejszyć liczbę drużyn i zadbać o poziom. Nie robią tego, popełniają błąd - zauważa w rozmowie z "L'Equipe" były reprezentant Francji i dyrektor sportowy VfL Gummersbach Francois Xavier-Houlet.
W ten weekend fanów sportu czekają podwójne emocje, bo finały Ligi Mistrzów zagrają zarówno szczypiorniści (niedziela, 18:00), jak i piłkarze (sobota, 21:00). To akurat dwa sporty zespołowe przez naszych zachodnich sąsiadów ukochane i w obu przypadkach Niemcy usiądą przed telewizorami jako bezstronni widzowie.
Davis kontra Dujszebajew. Uczeń chce pokonać mistrza -->
Autor na Twitterze: