El. ME 2020: blamaż był blisko. Fatalny występ Polaków w Kosowie

Newspix / Mirosław Szozda / Na zdjęciu: Arkadiusz Moryto
Newspix / Mirosław Szozda / Na zdjęciu: Arkadiusz Moryto

Reprezentacja Polski zagrała jeden z najsłabszych meczów w ostatnich kilkunastu latach. Biało-Czerwoni po katastrofalnym spotkaniu zremisowali z Kosowem 23:23.

Jeśli czegoś można się było obawiać przed meczem w Kosowie, to tego, że jak to mówi wyświechtany frazes - gospodarzom będą pomagały ściany. Na Bałkanach to powiedzenie nabiera zupełnie innego wymiaru niż w innych częściach Europy, na trybunach często jest bardzo gorąco, a publiczność potrafi żywo reagować na wydarzenia boiskowe.

Obawy te okazały się być jednak na wyrost. Kosowianie nie potrzebowali żadnej dodatkowej pomocy, bo Biało-Czerwoni grali po prostu fatalnie. Bez pomysłów, a jeśli już - to z kiepskim ich wykonaniem, bez energii i bez tempa. Polacy grali sennie, a rywale to wykorzystywali. W październiku w Ostrowcu Świętokrzyskim reprezentanci Kosowa w trzydzieści minut jedynie pięć bramek, w tym pojedynku na rzucenie pięciu trafień potrzebowali zaledwie ośmiu minut. I nie byłby to żaden problem, gdyby gracze Rombla grali na swoim poziomie. Nie grali.

Obrona była katastrofalna, bramkarze nie pomagali, kontratak nie istniał, atak pozycyjny wołał o pomstę do nieba. Zamiast ze spokojem i konsekwencją prowadzić spotkanie, Polacy byli w defensywie i cały czas musieli odrabiać straty. Warunki gry dyktowali szczypiorniści z Kosowa.

ZOBACZ WIDEO Liga Mistrzów. PGE VIVE - FC Barcelona. Blaż Janc: Rywal pokazał klasę, ale nam też należą się gratulacje

Wszystko miało zmienić się w drugiej połowie. Jeśli to jednak możliwe, gra Biało-Czerwonych wyglądała jeszcze gorzej niż przed przerwą. Czas mijał nieubłaganie a licznik bramek po stronie Polaków stał w miejscu. Gdy minęło osiemnaście minut, a nasi reprezentanci zdołali rzucić zaledwie trzy bramki, stało się jasne, że już nie tylko wiszą na nimi czarne chmury, ale raczej zbiera się wielka burza z piorunami.

W końcówce udało się jednak uniknąć blamażu - Polacy w ostatniej sekundzie zdołali doprowadzić do remisu i uratować punkt. Na tle zespołu zbudowanego głównie z amatorów Biało-Czerwoni wypadli jednak tragicznie. Brakowało im zaangażowania i walki, nerwy i emocje brały górę na umiejętnościami, długimi fragmentami nic nie wychodziło tak, jak powinno. Biorąc pod uwagę przebieg całego pojedynku, Polacy nie zasłużyli nawet na ten jeden punkt. Bolesny upadek polskiej piłki ręcznej.

Z kronikarskiego obowiązku - w kadrze zadebiutowali Mateusz Piechowski, Dawid Dawydzik i Jakub Moryń.

El. ME, gr. 1:

Kosowo - Polska 23:23 (14:13)

Kosowo: Berisha, Agushi - Jupa 3, Hoxha , Bashkim 1, Fetahu, Kabashi 5, Dedaj 5, Shabani, Terziqi 3, Gjuka 1, Prekazi, Quni 1, Drenit Tahirukaj 1, Drilon Tahirukaj 1
Rzuty karne: 2/2
Kary: 8 min.

Polska: Malcher, Morawski - Krajewski 3, Moryń, Łangowski 4, Pilitowski, Syprzak 3, Moryto, Potoczny 5, Jarsosiewicz, Przybylski, Piechowski, Dawydzik 1, Krieger 3, Chrapkowski, Szpera 1
Karne: 6/7
Kary: 4 min.

Źródło artykułu: