Przed meczem stało się jasne, że któraś z dwóch drużyn, Sandra Spa Pogoń lub NMC Górnik zakończy w Szczecinie swoją piękną serię. Gospodarze zwyciężali trzykrotnie pod rząd, za to aż siedem triumfów przypadło w udziale śląskiej siódemce. Ci drudzy ostatni raz bez punktów wrócili z Płocka. Było to 24 września (20:25 na korzyść aktualnych wicemistrzów kraju) w 5. kolejce PGNiG Superligi Mężczyzn.
Od początku meczu faworyt nie zawodził. Gospodarze nie potrafili znaleźć sposobu na dobrze broniącego dostępu do swojej bramki Martina Galię. Nawet w sytuacjach sam na sam bramkarz zabrzan pokazywał wysoką klasę. Trener Rafał Biały starał się zachowywać względny spokój, choć w środku wszystko w nim kipiało. Po 12 minutach tablica świetlna wskazała stan 5:8. Wydawało się, że nic złego gościom w tej części meczu już się nie stanie. Nic bardziej mylnego.
W Tarnowie cieszą się z nowej hali. Obiekt robi wrażenie. Czytaj więcej!
Pewna zmiana przyszła bowiem w skutek inaczej ustawionej formacji obronnej miejscowych. Znacznie wyżej wyszedł Wojciech Matuszak i to spowodowało na tyle dużo zamieszanie w szeregach przyjezdnych, że wypracowaną wcześniej przewagę tracili w oczach. Na 8 minut przed końcem pierwszej połowy prowadzili oni w Grodzie Gryfa 11:7. Jak się potem okazało tę jedenastą, ostatnią bramkę dołożył Jan Czuwara. Do końca rzucała już tylko Pogoń. Wyczyny Galii zaczął kopiować w tamtym okresie również Mateusz Gawryś, dzięki czemu emocje rosły z minuty na minutę.
Po zmianie stron znowu do głosu doszedł trzeci zespół w tabeli Superligi. Potężnymi rzutami z drugiej linii popisywał się głównie Szymon Sićko. Iso Sluijters starał się nie marnować siódemek, ale nie tylko w tym pokazywał swoją klasę. Podawał w taki sposób, że koledzy mogli jedynie wybiegać na pozycję i poprawiać swoje własne statystyki. Kibicom mogło się to podobać. Na kwadrans przed końcem nie sposób było wytypować faworyta. Zginął gdzieś Galia.
Wydawało się, że 47. minuta może zdecydować o przebiegu rywalizacji. Najpierw na dwie minuty na ławkę kar powędrował Adrian Kondratiuk, a po kilkudziesięciu sekundach jego los podzielił także wspomniany wcześniej Sićko. Pewnie gdyby przy drugim faulu rywala z Zabrza Piotr Rybski lepiej przymierzył, Pogoń mogłaby wierzyć w szczęśliwe zakończenie. Tymczasem stało się inaczej. Skuteczność Portowców spadała z każdą akcją. Nawet uderzenie na pustą bramkę gości nie kończyło się zmianą wyniku na tablicy. U gospodarzy widać było upływające siły i coraz mniej wiary.
Górnik wypracował sobie przewagę tak dużą, że musiał ją tylko utrzymać. Tym samym zgarnął już ósme zwycięstwo pod rząd na krajowym podwórku.
Zobacz także: pierwszy hitowy transfer w Superlidze w zimowym okienku
PGNiG Superliga, 13. kolejka:
Sandra Spa Pogoń Szczecin - NMC Górnik Zabrze 26:31 (13:11)
Sandra Spa Pogoń: Terekhow, Gawryś 1 - Wąsowski 5, Horiha 3, Krupa 7, Bosy 1, Biernacki 1, Krysiak (0/1), Matuszak 3, Rybski 3 (3/5), Fedeńczak 2.
Karne: 3/6.
Kary: 4 min. (Horiha, Biernacki - 2 min.).
NMC Górnik: Galia - Bondzior 2, Daćko 5, Bis 1, Tomczak (0/1), Sićko 6, Łyżwa 2, Sluijters 8 (3/4), Czuwara 1, Pawelec, Buszkow 2, Gogola, Kondratiuk 4 (1/1).
Karne: 4/6.
Kary: 10 min. (Bis, Sićko - 4 min., Kondratiuk - 2 min.).
Sędziowie: Kamrowski (Cedry Wielkie), Wojdyr (Gdańsk).
Widzów: 350.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: legendarny piłkarz zasłabł z... radości. Wstrząsające chwile