Dyrektor sportowy Grupa Azoty Tarnów: Pierwsza runda na mocną trójkę. Mamy długofalowy plan rozwoju klubu (wywiad)

Materiały prasowe / Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Krzysztof Mogielnicki
Materiały prasowe / Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Krzysztof Mogielnicki

Długa rozmowa z dyrektorem sportowym Grupa Azoty Tarnów - Krzysztofem Mogielnickim w przededniu rozpoczęcia drugiej rundy PGNiG Superligi. O zmianach w składzie, trudnej walce o utrzymanie i planach rozwoju szczypiorniaka w ekipie beniaminka.

[b][tag=71535]

Kamil Hynek[/tag], WP SportoweFakty: Jesteśmy w przededniu wznowienia rozgrywek PGNiG Superligi. Chciałbym wrócić jeszcze do tego co działo się przed reprezentacyjną przerwą. Jaką ocenę w skali szkolnej wystawiłby pan chłopakom?[/b]

Krzysztof Mogielnicki, Dyrektor Sportowy Grupa Azoty Tarnów: Mocną trójkę. Brakowało nam konsekwencji w wielu fragmentach meczów i wiary we własne umiejętności. Jestem zdania, że sześć - dziewięć punktów uciekło nam w głupi sposób. Nie powinniśmy się bać u siebie Szczecina. Wyjazdy do Gdańska i Kwidzyna też odbijają się czkawką. Gdybyśmy nie pogubili tylu oczek teraz kończylibyśmy przygotowania z nadzieją na play-off. A tak okopaliśmy się na przedostatnim miejscu i przy terminarzu gdzie podejmiemy u siebie jeszcze PGE Vive Kielce, czy Orlen Wisłę Płock musimy drżeć o utrzymanie.

CZYTAJ TAKŻE: Obieżyświat wraca do Polski

Przestoje to była wasza ogromna bolączka.

Tracimy koncentrację. Gramy znakomite zawody z brązowym medalistą - Gwardią Opole i parę dni później jedziemy do Głogowa, dostajemy parę gongów na dzień dobry. Nim się dobrze zawody nie rozpoczęły, na tablicy wyników było już -7. Później dochodzimy gospodarzy na kilka bramek i znów przestój. Takich sytuacji było mnóstwo. Musimy się ich wystrzegać. Gubi nas pewność siebie i my jako beniaminek powinniśmy pracować przynajmniej cztery raz więcej niż reszta ekip PGNiG Superligi, zjadających nas doświadczeniem.

Jest mecz, którego szczególnie pan żałuje? Mi od razu przychodzi do głowy Gdańsk. Piorunujący początek, a później jakaś niewytłumaczalna zapaść.

Pierwsze dziesięć minut zagraliśmy naprawdę bardzo fajnie dla oka, tego dnia Wybrzeże było niesłychanie słabe, a mimo to wyjechaliśmy znad morza na tarczy. To strasznie uwierało. Na szczęście odrobiliśmy te punkty z Opolem, ponieważ zamiast jedenastu na naszym koncie widniałoby osiem punktów. No i oddajmy, że Gwardia znajdowała się w konkretnym dołku, ale sztuką jest to wykorzystać.

ZOBACZ WIDEO: Transferowa karuzela na ostatniej prostej! "Tylko do tej ligi może w tej chwili trafić Krzysztof Piątek"

Jedenaście punktów jak na beniaminka to i tak nie jest zły rezultat. Przed sezonem ile braliście w ciemno, był jakiś plan minimum?

Dużo ludzi mi gratuluję takiej zdobyczy, ale ja ładnie dziękuję. Z natury jestem ambitnym człowiekiem i ten dorobek w ogóle mnie nie zadowala. Liczyłem na więcej. Tym bardziej, że w kilku spotkaniach naprawdę pokpiliśmy sprawę. Mam nadzieję, że rundę zasadniczą skończymy gdzieś w okolicach jedenastej pozycji, aby przystąpić do play-outów z punktami bonusowymi. Nie chcę nawet sobie wyobrażać, że startujemy do nich z samego dna. Zajrzy nam wtedy ogromny strach w oczy, a nikt nie lubi grać z nożem na gardle. Poprzedni rok pokazał, że one naprawdę rządzą się swoimi prawami.

Trochę głupio byłoby żeby w klubie z tak solidnym partnerem tytularnym, piękną halą, fantastycznymi kibicami, miał spełnić się czarny scenariusz.

Nie przechodzi mi to przez gardło. Tak jak pan wspomniał jesteśmy solidnym klubem, nie wiążemy końca z końcem, zawodnicy dostają wypłaty na bieżąco i naprawdę nie mają o co się martwić. Nic tylko grać.

A jak widzi pan przyszłość szczypiorniaka w Tarnowie?

Teraz z cały sił bijemy się o uniknięcie degradacji, ale w dalszej perspektywie mamy pewien długofalowy cel rozwoju, który krok po kroku chcemy sukcesywnie realizować. Klimat dla szczypiorniaka w tym mieście bezdyskusyjnie jest. Mamy pachnącą nowością piękną halę, kibice tłumnie ją odwiedzają przy okazji meczów naszego zespołu. Dlatego m.in. ściągamy młodych graczy, w których staramy się inwestować pod kątem przyszłości. Mnie osobiście jako byłego sportowca naprawdę nie rajcuje wieczna batalia o utrzymanie. Trzeba przeć do przodu, kwestia dobrania odpowiednich elementów układanki, bo naprawdę przy niewielkim, lecz zrównoważonym budżecie można daleko zajść.

Wróćmy do tematów stricte sportowych. O ile przez całą rundę trzymaliście na dystans i uciekaliście SPR Stali Mielec, o tyle teraz zespół z Podkarpacia jest już tuż za waszymi plecami. Margines błędu się skurczył.

Na pewno wygląda on łatwiej w przypadku Stali. Boję się, że mielczanie przeskoczą nas już w tej kolejce. Oni "wystrzelali" się już i z Kielc i Płocka. Z trudnych meczów zostają im jeszcze Azoty Puławy na wyjeździe, które my podejmiemy u siebie. A przy przewadze swojego parkietu twierdzę, że są do ogrania. A jest jeszcze Kalisz również do pokonania. Poza wszystkim, kiedy wisi nad tobą topór i wizja spadku, naprawdę trudno myśleć o budowie drużyny na następne rozgrywki. Żaden z zawodników nie zaryzykuje przedłużenia umowy wcześniej.

Piotrków Trybunalski na swoich "śmieciach" plus wyprawa do Mielca, to będą te dwa kluczowe mecze?

Jeśli przegramy ze Stalą jest "pozamiatane". Przy splocie złych okoliczności spotkanie z Mielcem może zadecydować o rozstawieniu play-outów. Nie wybiegajmy jednak tak daleko. Najpierw zajmuje nas PGE Vive. Chłopaki muszą zostawić serducho na boisku i sprawić żeby przeciwnik nie rzucił nam ponad pięćdziesięciu goli przy naszych trzydziestu, a nic mnie tak nie wkurza jak oddanie spotkania w głowie. Wolę dużo bardziej przegrać mecz jednym trafieniem, widząc zaangażowanie niż sromotnie dostać "w palnik" od mocarzy z Kielc, czy Płocka. Nikt mi nie wmówi, że z nimi nie da się powalczyć jak równy z równym. To są tacy sami ludzie.

Wiadomo, że trudno teraz wróżyć z fusów, ale co pana interesuje w kontekście wymienionych potyczek?

Najlepiej byłoby triumfować z Kaliszem u siebie, potem dołożyć punkty w Piotrkowie, Mielcu i jest bajka. Przegrywając dwie pierwsze potyczki, na Podkarpaciu będziemy mieli bardzo "ciepło".

Pamiętam, że po meczu ze Stalą jeszcze na małej halce PWSZ pojawiła się realna szansa na awans do ósemki, tabela się spłaszczyła, rozkład jazdy na parę serii w przód był obiecujący.

Powiem inaczej. Zerknąłem przed sezonem na układ sił poszczególnych ekip i wydawało mi się, że ten play-off był naprawdę realny. Rzeczywiście po Mielcu, a przed Kwidzynem i Gdańskiem powiedziałem chłopakom, że na horyzoncie jest dziewięć punktów. Można było pokusić się o komplet. Niestety misterna konstrukcja zawaliła nam się już przy pierwszej przeszkodzie, z Wybrzeżem, który wraca w tej rozmowie jak bumerang. Na domiar złego była transmisja w telewizji i każdy może sobie wyrobić o nim opinię. Chyba będzie trudno znaleźć osobą, która powie, że nie był przegrany na własne życzenie.

A jakie wnioski płyną z tej lekcji?

W pewnych elementach brakowało nam jakości z ławki. Nowy nabytek - Rennosuke Tokuda dał nam zwycięstwo z Piotrkowem. Z Gwardią cały zespół spisał się na medal. Z Chrobrym to samo. Myślę, że każdy w klubie, gdy spojrzy w lustro, powie, iż nie jest w pełni ukontentowany tymi jedenastoma oczkami.

Z Japończykiem trafiliście w dziesiątkę, choć później miałem wrażenie, że wiele zespołów ustawiało taktykę pod niego. Rywale zaczęli go czytać. A nie ma co się oszukiwać, on niejednokrotnie brał się za rozruszanie waszej gry.

Reno jest młodym zawodnikiem. Inne zespoły go faktycznie rozpisywały, bramkarze wiedzieli jak lubi rzucać. To generowało błędy. Nie wińmy go jednak i nie zwalajmy wszystkiego na jego barki. Chciałbym zwrócić uwagę na Jakuba Kowalika. Był naprawdę w fajnej dyspozycji i oby ją utrzymał, albo procentowo na skuteczności dołożył jeszcze coś ekstra. Czwarta lokata w klasyfikacji najlepszych strzelców PGNiG Superligi o czymś świadczy. Ale my musimy stawiać na zespołowość. Nie posiadamy w swoich szeregach zawodnika z czołowego klubu, występującego regularnie w Lidze Mistrzów. A tylko tacy potrafią zrobić różnicę i w pojedynkę pociągnąć drużynę.

Szyki z wdrażaniem pewnych rozwiązań taktycznych pokrzyżował wam wyjazd Tokudy na mistrzostwa Azji. Chociaż tyle, że będzie w solidnym rytmie meczowym

Cieszymy się, że mieliśmy reprezentanta kraju, ale dla nas to był problem. Nie będę tego krył. Zanim on przyzwyczai się do zmiany strefy czasowej, pozna nowe zagrywki i nowych kolegów minie parę dni. Wciąż także istnieje bariera językowa, a półtora miesiąca bez niego to jednak długi okres. Wierzymy, że wróci do nas lepszy, w wersji Tokuda 2.0 (śmiech).

W drużynie nastąpiły dwie roszady. Pożegnaliście Damiana Misiewicza i Łukasza Nowaka, a w ich miejsce ściągnęliście Edgara Landima i Nikolę Kedzo

Nie chcemy spakować manatków i znów od pierwszej ligi toczyć kamienia pod górę. Musimy działać, dlatego tym podyktowane są ruchy. Wzięliśmy zawodników, którzy nie będą uzupełnieniem składu, któryś tam klockiem w układance, tylko prezentują pewną klasę sportową i będą nam w stanie wydatnie pomóc, liderować od razu. Takich, którzy będą pchać drużynę do przodu. Na szczęście po fazie testów był czas na wkomponowanie ich do zespołu.

Łukasz Nowak to facet, który od dawna był związany z Tarnowem. U was na portalu mogliśmy przeczytać przed sezonem, że ma zadatki na wiodącą postać. Niestety liczby mówiły co innego. Serdecznie mu dziękujemy za wszystkie lata w Tarnowie. Była to dla nas bardzo trudna decyzja, ponieważ z początku myśleliśmy naszego kapitana tylko wypożyczyć do końca kwietnia, aby mógł spędzać więcej minut na boisku. Po czym pojawiła się opcja definitywnego transferu do Stali Mielec. Nie chcieliśmy blokować dalszej kariery Łukaszowi i zdecydowaliśmy z Zarządem i sztabem szkoleniowym o rozwiązaniu kontraktu. Nowak był w drużynie wielką postacią, która przeżyła z nami dwa sportowe awanse do PGNiG Superligi. Jeszcze raz mu bardzo dziękujemy.

Grupa Azoty Tarnów robi się tym sposobem coraz bardziej międzynarodowa. Dwóch Polaków zastąpił Portugalczyk i Chorwat.

Gdybym mógł, chętnie wziąłbym rodzimego zawodnika. Niestety mogliśmy się poruszać wyłącznie po rynku wolnych agentów, a Polaka, który da mi określoną klasę "na już" najzwyczajniej w świecie nie ma. Naprawdę przeczesaliśmy go wzdłuż i wszerz, było to poparte obserwacjami, analizami i nie braliśmy nikogo w ciemno, na zasadzie kotów w worku. Nasz budżet też nie jest gumy, klub prowadzimy klub w sposób zrównoważony i u nas nie będzie życia ponad stan.
Napomknął pan o Kowaliku, dyskutowaliśmy o Tokudzie. W drużynie są jeszcze przynajmniej dwa łakome kąski, które mogą być oblegane przez inne kluby. Myślę o bramkarzu - Patryku Małeckim i skrzydłowym - Łukaszu Kużdebie. Dochodzą do was sygnały o podchodach pod waszych czołowych graczy?

Proszę mi wierzyć, że zawodnicy o tym nie będą głośno mówić, a z drugiej strony my wiemy jak chcemy tworzyć zespół i powoli się za to zabieramy. Na dzisiaj trener nie może być pewny posady. Przed nim tez postawiliśmy cel i jest na bieżąco weryfikowany. Nasze poczynania będą dyktowały finanse. Mamy zamiar sukcesywnie do niego dokładać, a to będzie generowało większe oczekiwania.

Tych składowych jest mnóstwo, ale mogę uspokoić kibiców, że do pierwszych rozmów z niektórymi zawodnikami dojdzie lada chwila. Innym z kolei będziemy się jeszcze poprzyglądać. Ale spokojnie, pierwszym i najważniejszym czynnikiem jest utrzymanie. Ufam, że nie przespaliśmy zimy, a wzmocnienia nam wypalą i na koniec sezonu wszyscy w Tarnowie będziemy się cieszyć.

Chcecie iść do góry, załóżmy, że utrzymujecie się. Koncepcja budowy składu zmieni się?

Teraz braliśmy chłopaków po przejściach, którzy mieli coś do udowodnienia. To byli Małecki, Kużdeba, Tarcijonas. Im podziękowano, a my skrzętnie na tym skorzystaliśmy, teraz zbieramy tego owoce, bo pokazują, że nadają się do gry w PGNiG Superlidze.
Klub jest stawiany na solidnych fundamentach, z potężnym koncernem u boku. Fama o dobrej kondycji finansowej na pewno idzie w świat. To może zachęcać coraz lepszych zawodników do podpisania kontraktu w Tarnowie?

Chcemy zarządzać klubem przejrzyście, aby był przyjazny zawodnikom. Żeby z tego, co jest na papierze wywiązywać się terminowo. U nas ma być czarno na białym, kawa wykładana na ławę. Jeśli coś się komuś nie podoba ma mówić prosto w oczy, a nie dusić w sobie, albo obgadywać za plecami. To jest słabe. Chodzą słuchy, że w niektórych ośrodkach nie jest kolorowo, wiąże się koniec z końcem i obiecuje kasę przesuwając przelewy w czasie. U mnie takiej "zabawy" nie ma, jestem szczerym człowiekiem, są środki to robimy coś na wysokim poziomie, a jak nie ma mierzę siły na zamiary i zwijamy żagle do poziomu na jaki nas stać.

Mamy sponsora, który zapewnia nam stabilizację i fundament. Szanujemy, reklamujemy go i eksponujemy jak najmocniej się da. Poza tym rękami i nogami staramy się prężnie iść w marketing. Nie spoczywamy na laurach, rozwijamy się organizacyjnie, pukamy od drzwi do drzwi. Rozkręcamy social media, rozważamy zatrudnienie marketing managera żeby wzmocnić siły w dążeniu do powiększania zasięgów marki jaką jest drużyna piłki ręcznej w Tarnowie. Kolejnym naczyniem połączonym są kibice. Gdy oni zapełnią Arenę Jaskółkę, my będziemy mieć karty przetargowe do nabierania rozpędu.
Macie coś takiego jak kilku letni plan dynamizacji działań, progresu. Jakiś schemat w stylu, teraz utrzymanie, potem ósemka, środek tabeli itp?

Mamy w głowie długofalowy, trzy-czteroletni szkic, jak marzy nam się funkcjonować. Zakłada on ciągły progres i rośnięcie w siłę. Przy każdym spotkaniu z potencjalnymi sponsorami podkreślamy, iż nas nie interesuje popadanie w samozachwyt, że jest PGNiG Superliga i teraz możemy odcinać z tego tytułu kupony. Nie, zamierzamy powiększać budżet, może to zabrzmi górnolotnie, ale chciałbym żeby Tarnów stał się głównym ośrodkiem szczypiorniaka w Małopolsce. Jest na to dobra okazja i klimat, dlatego m.in. "uderzyliśmy" do Urzędu Marszałkowskiego.

CZYTAJ TAKŻE: Portugalczyk w PGNiG Superlidze
Pierwsze mecze na nowej hali udowodniły, że głód na piłkę ręczną na wysokim poziomie w tym mieście bez dwóch zdań jest.

Zdecydowanie. Pamiętajmy jednak, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ. On też się rozleniwia i chce więcej. Nie wiem, czy drugi sezon w ogonie tabeli nie sprawiłby że część zaczęłaby się odwracać, wycofywać. Nie umniejszając nic siatkówce, ale to ona wyznacza teraz trendy. Hale się zapełniają. Nie ukrywam, że mnie to dziwi. Piłka ręczna musi zaciekle toczyć dzień w dzień batalię o fana, sale są puste a dla mnie jest ona bez dwóch zdań bardziej emocjonującą dyscypliną.

Koniem pociągowym jest reprezentacja. Siatkarza są mistrzami świata, w piłkarze ręczni nie wygrywając żadnego meczu na EURO 2020 nie wychodzą z grupy.

To raz, a dwa ściąganie gwiazd do polskiej ligi i granie w europejskich pucharach. To kręci kibica. Tylko że do naszych klubów nikt nie za bardzo kwapi się żeby przyjść i koło się zamyka. Słowo poziom jest w tym przypadku najodpowiedniejsze.

Komentarze (0)