MŚ 2021. Plebiscyt popularności. Następni chętni do "dzikiej karty"

WP SportoweFakty / Sebastian Maciejko / Na zdjęciu: reprezentacja Polski w piłce ręcznej
WP SportoweFakty / Sebastian Maciejko / Na zdjęciu: reprezentacja Polski w piłce ręcznej

Bitwa na argumenty w światowej piłce ręcznej. Co najmniej pięć europejskich federacji, w tym polska, przekonuje IHF, że to właśnie jej należy się "dzika karta" do MŚ 2021.

Wszechwładny szef IHF Hassan Moustafa i jego świta w najbliższych miesiącach rozda dodatkowe miejsca do MŚ 2021. Zapewne ta decyzja nie budziłaby takich emocji, gdyby wcześniej europejska federacja nie odwołała eliminacji. Awanse przyznano na podstawie wyników ME 2020. Ci, którym powinęła się noga w trakcie styczniowego turnieju, musieli przełknąć gorycz porażki.

W tym gronie znaleźli się Polacy, 21. drużyna mistrzostw. Utyskiwania na EHF i rozdzieranie szat na dobra sprawę nic nie dawały, więc ZPRP podjął jedyną słuszną decyzję - zgłoszenie wniosku o dziką kartę. Do rozdania co najmniej dwa dodatkowe bilety, a w listopadzie w puli mogą pojawić się dwa kolejne miejsca. Ale po kolei.

Prezes Andrzej Kraśnicki, mający dobre relacje ze światową federacją (czytaj - prezydentem Moustafą), przekonuje, że Polakom jako współgospodarzom MŚ 2023 (razem ze Szwedami) bardzo przydałby się występ w Egipcie. A to dlatego, by za trzy lata Biało-Czerwoni - jak przystało na gospodarzy - nie odstawali od najlepszych. Argument jak najbardziej słuszny i zgodny z linią IHF. Przecież przed MŚ 2019 zaproszenie otrzymali gospodarze igrzysk w Tokio, Japończycy.

ZOBACZ WIDEO: Dosadna opinia na temat startu Bundesligi. "Fatalnie to wygląda"

Problem w tym, że nie tylko Polacy mają dużo do powiedzenia. Czarnogórcy, choć w europejskiej piłki ręcznej nie znaczą wiele, wierzą w "swojego" człowieka wysoko postawionego w IHF. Macedończycy zajęli 15. miejsce podczas ME 2020 i zostali pierwszymi przegranymi. Tamtejsze władze liczą jednak na przychylność IHF i tytuł "lucky loser".

Niedawno swój akces zgłosili Serbowie, od lat kwalifikujący się do wielkich turniejów. Ich wyniki i cała atmosfera wokół reprezentacji to już zupełnie inna kwestia, ale ostatnie działania związku dały do myślenia. Dominuje polityka nowego rozdania, pierwszy selekcjoner spoza Bałkanów Hiszpan Tony Gerona ma ochłodzić gorące głowy i pojednać wszystkie zwaśnione strony.

Najdłużej zwlekali Rosjanie, którzy w końcu ogłosili, że wysłali pismo do IHF. Swoją kandydaturę reklamują dużymi środkami włożonymi w rozwój piłki ręcznej, długofalowym planem z trenerem Velimirem Petkoviciem w roli głównej, regularnym udziałem w wielkich imprezach i tradycjami. Przecież na początku wieku to Sborna rozdawała karty w światowej piłce ręcznej.

Tak czy siak jedną zaproszenie trzeba raczej rezerwować dla reprezentacji USA, głównie ze względu na wsparcie jej rozwoju przed igrzyskami w Los Angeles w 2028 roku. Aktualnie Europejczycy mogą zatem dostać co najwyżej jedno miejsce. Jest jednak jedno ale. Na razie nie dojdą do skutku eliminacje w Ameryce Północnej oraz turniej ostatniej szansy dla zespołów ze strefy panamerykańskiej. Jeśli nie uda się ich rozegrać do końca października, o awansach zadecyduje IHF.

W tym scenariuszu otwiera się szansa na kolejne bilety. Wprawdzie w poczekalni pozostają dość mocni Chilijczycy (którzy zawiedli podczas mistrzostw kontynentu), ale IHF może postawić na inne kryterium niż geograficzne. Udział w MŚ przyciągnie znacznie większe zainteresowanie w Europie niż na drugiej półkuli. Na występie zależy też saudyjskim szejkom. Ich kadra poniosła klęskę, bo za taką należy uważać siódme miejsce w mistrzostwach Azji i brak awansu. Ich obecność w Egipcie byłaby uzasadniona chociażby ze względu na ewentualne zainteresowanie miejscowych kibiców.

Analizując losy dzikich kart z ostatnich edycji, trzeba zakładać, że IHF postawi na reprezentacje z dużym potencjałem sponsorskim i sportowym. Przecież w 2015 pod byle pretekstem Australijczyków pozbawiono udziału, by przyznać miejsce Niemcom, pokonanym w eliminacjach przez Polaków. Poszło o... brak przynależności konfederacji Oceanii i ich poszczególnych członków do struktur IHF. Niedługo przed mistrzostwami w konflikt polityczny z Katarczykami wpadli działacze z Bahrajnu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, w efekcie federacja mogła zapewniła wyjazd Saudyjczykom oraz Islandczykom. Dwa lata później, co zrozumiałe, władze podarowały drugie życie Norwegom, wówczas czwartej drużynie mistrzostw Europy (a niedługo później wicemistrzom globu).

Jakkolwiek ugryźć sprawę, to wszystko może wziąć w łeb, bo decyzje IHF są czasem zupełnie irracjonalne, wręcz abstrakcyjne. Wydaje się, że wszyscy będą siedzieć na szpilkach przynajmniej do końca października. Nie istnieje procedura wyłaniania uczestników, ani żadne wiążące terminy. Wiadomo jedynie, że do listopada powinniśmy poznać wszystkich uczestników.

CZYTAJ:
Legenda Wisły w nowym klubie
Charyzmatyczny trener bez pracy

Źródło artykułu: