Najpierw debiut w okresie przygotowawczym, potem pierwsze występy w PGNiG Superlidze i Lidze Mistrzów. Tomasz Gębala przez ponad rok czekał na premierę w żółtej koszulce. Do wiosny 2020 roku dochodził do sprawności po drugiej poważnej kontuzji kolana, odniesionej jeszcze w barwach Orlenu Wisły Płock. Gdyby nie pandemia, to zapewne wcześniej pojawiłby się w składzie mistrzów Polski. A tak debiut trzeba było odłożyć o blisko pół roku.
- Skoro przez dwa lata grałem łącznie może przez trzy miesiące, to trener stara się mnie ostrożnie wprowadzać. Chucha i dmucha, żeby nie zdarzyła mi się podobna kontuzja. W trakcie meczu i treningu stara się, żebym nie był wyeksploatowany - komentuje reprezentant Polski, który dwukrotnie musiał pauzować po uszkodzenie więzadła krzyżowego przedniego i przechodził długą rehabilitację po zabiegu rekonstrukcji.
Pierwszymi wyborami w ataku są na razie Władisław Kulesz i Szymon Sićko, na tej pozycji może pojawić się też Daniel Dujshebaev. Gębala spokojnie czeka na swój moment, choć i tak dostaje już swoje minuty z przodu.
- Jeśli mam na razie pomagać zespołowi w obronie, to tak będzie i cieszę się z tego. Wiadomo, że dopiero łapię pewność swoich ruchów i zagrań w ataku. Już tak mam, że w razie braku pewności szukam rozwiązań, w których nie do końca czuję się dobrze. Pomogą mi głównie występy w spotkaniach, tam przechodzę weryfikację, bo dobra skuteczność na treningach tak naprawdę niewiele znaczy - dodaje lewy rozgrywający.
Po powrocie Gębala rzucił na razie dwie oficjalne bramki dla Łomży VIVE Kielce.
ZOBACZ:
Mecz VIVE zagrożony?
Duńska legenda kończy karierę
ZOBACZ WIDEO: Były reprezentant Polski ostrzega kadrowiczów. "Zawodnicy nie są od tego, by dyskutować"