- Cieszę się, że Szymon jest już po naszej stronie. Ma w ręce armatę, jest bardzo niebezpieczny i grając przeciwko takiemu przeciwnikowi byłoby nam bardzo trudno - nie ukrywa Tomasz Gębala.
Kilka miesięcy temu Szymon Sićko zrobił furorę w Superlidze. Opuścił go pech, odbudował się po kiepskich miesiącach. Chociaż wypadałoby napisać - jego talent eksplodował, bo przez dwa lata pozostawał w ukryciu. Lewy rozgrywający w drugim sezonie na wypożyczeniu w Górniku rzucał jak na zawołanie, został wicekrólem strzelców i obsypano go nagrodami po zakończeniu sezonu. MVP Superligi mógł zostać w Zabrzu, ale prezes Bertus Servaas postawił zaporową cenę. Reprezentant Polski pracuje teraz na swoją pozycję w Kielcach, gdzie jest jednym z wielu.
Na razie na odejściu rozgrywającego więcej stracił Górnik niż zyskało VIVE. W układance trenera Marcina Lijewskiego Sićko pełnił centralną rolę, akcje były częściowo ustawiane pod jego możliwości. Po powrocie lidera do Kielc zabrzanie zostali poniekąd osieroceni, szkoleniowiec stara się jak najlepiej poskładać siódemkę z pozostałego materiału, ale na początku sezonu nie wykreował się nowy snajper. Szczególnie inauguracja ze Stalą Mielec nie wypadła zbyt okazale, brązowi medaliści Superligi wydusili zwycięstwo w końcówce.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nie naśladujcie ich! Jeden błąd i tragedia gotowa
- Górnik nie ma gracza o takim potencjale rzutowym, ale rywale dysponują też innymi atutami. Krzysztof Łyżwa jest bardziej nieprzewidywalny w swoich rzutach, raczej nie bombarduje z dystansu. Iso Sluijters też potrafi być bardzo groźny, szczególnie gdy się rozpędzi. Zresztą, każdy rozgrywający Górnika zostawiony sam sobie jest niebezpieczny. Musimy skupić się na tym, by nie dopuścić do takich sytuacji - ostrzega Gębala.
Powrót Sićki do Zabrza to tylko jeden z podtekstów. Ponownie naprzeciwko siebie staną bracia Lijewscy, za to po raz pierwszy obaj będą patrzeć na parkiet z tej samej perspektywy. Krzysztof dopiero wchodzi w świat trenerskiego fachu, w roli grającego asystenta wspiera Talanta Dujszebajewa, a po krótkiej przerwie spowodowanej urazem stopy może też pomóc kieleckiej siódemce. Marcin Lijewski, jeden z najbardziej cenionych specjalistów w kraju, człowiek, który zjadł zęby na piłce ręcznej, jest w tym biznesie kilka lat dłużej, ale tylko od początku przygody w Zabrzu (czyli od 1,5 roku) mógł realnie myśleć o niespodziance. Jak dotąd młodszy z rodzeństwa zawsze był górą.
Akurat tak się składa, że Górnik drugi raz z rzędu trafia na rozsierdzonego przeciwnika. Tydzień temu Wiśle Płock bardzo zależało na rehabilitacji po niezrozumiałej wpadce w Szczecinie, tym razem sportowa złość dodatkowo zmotywuje VIVE. W środku tygodnia kielczanie przegrali z Flensburgiem inauguracyjny mecz Ligi Mistrzów 30:31, choć prowadzili 26:23.
- Nie ma co ukrywać, że mogliśmy lepiej rozegrać końcówkę we Flensburgu. Rywale do oporu wykorzystywali nasze błędy w grze 1 na 1, musimy to poprawić przed kolejnymi występami. Chcąc wygrać grupę, nie powinny zdarzać nam się takie momenty. Teraz mamy dość intensywny okres, ale to nasza praca i uroki gry w Lidze Mistrzów. Co trzy dni trudny rywal, wciąż normalnie szykujemy się do meczu w Pickiem - zapewnia Gębala.
Wicemistrzowie Węgier zmagają się z plagą koronawirusa (sześć dodatnich przypadków w zespole) i nie wiadomo, czy środowe starcie dojdzie do skutku. Według naszych nieoficjalnych informacji, Pickowi zależy na rozegraniu spotkania w pierwotnym terminie.
Górnik Zabrze - Łomża VIVE Kielce / 19.09.2020, godz. 13.15
ZOBACZ:
Zadura znów kontuzjowany
Ostatni sezon duńskiej legendy