ME 2020. Punkt nadziei. Polki będą tylko mocniejsze

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images /  / Na zdjęciu: Marta Gega
Getty Images / / Na zdjęciu: Marta Gega
zdjęcie autora artykułu

Zakończyły się mistrzostwa Europy dla żeńskiej reprezentacji Polski w piłce ręcznej. Podopieczne Arne Senstada nie sprawiły niespodzianki i po trzech meczach pożegnały się z imprezą. Te ostatnie zawody pokazały jednak, że powinno być tylko lepiej.

Przed startem mistrzostw Europy w Danii nie brakowało optymistycznych sygnałów, że reprezentacja Polski ma szansę na awans do kolejnej fazy turnieju (choćby z 3. lokaty). Kiedy jednak przyjrzymy się, z kim Biało-Czerwonym przyszło się zmierzyć, o sukces było szalenie trudno.

Nasze panie zostały rzucone na głęboką wodę. I to dosłownie. Nie utonęły. Z żadną z mocniejszych od siebie ekip nie przyniosły wstydu. Owszem, zarówno przeciwko kadrze Norwegii, jak i Rumunii (więcej o tym meczu tutaj) nie udało się osiągnąć niczego wielkiego, ale za to materiału do analizy i korekty jest aż nadto. Nie brakowało komentarzy kibiców, że Polki nie miały pomysłu na finalizowanie akcji i tym podobnych. To wyolbrzymienie. Nie zapominajmy bowiem, przeciwko komu graliśmy. A graliśmy z marszu!

Wnikliwi obserwatorzy z całą pewnością kilka nazwisk, dotąd nieznanych na arenie europejskiej, mogli sobie wpisać do swojego zeszytu. Wystarczy wspomnieć o Natalii Nosek. Ona musiała wejść w buty jednej z liderek kadry, kontuzjowanej Moniki Kobylińskiej. Zdała egzamin. A przecież krakowianka w kwietniu skończyła dopiero 22 lata. O lewe rozegranie możemy być spokojni. To bodajże najmocniejsza broń ekipy Arne Senstada.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: LeBron James trenuje z córką

Przed tą wielką imprezą wydawało się, że najbardziej powinniśmy liczyć na bramkarki. Adrianna Płaczek broni w mocnej francuskiej lidze. Weronika Gawlik od lat związana jest z lubelskim potentatem. Ta pierwsza trochę zawiodła, ale skreślanie jej byłoby niewybaczalnym błędem norweskich szkoleniowców. Druga zmieściła się w oficjalnych statystykach turnieju. Odbiła 24 rzuty na 86 prób (28 proc. skuteczności i 18. pozycja).

Dużo pozytywnych emocji wyniosła z całą pewnością Aleksandra Rosiak. Jej może czasami brakowało odwagi, ale to już za nią. Widać było, że szczypiornistka potrafi zagrać niekonwencjonalnie i z fantazją. Ostatecznie to ona okazała się naszą najlepszą "strzelbą". Trafiła 14 razy. 61 procent jej celnych rzutów się broni. Tym bardziej, że tyle czasu na regularną grę jeszcze nie otrzymywała.

Jest jedna rzecz, którą można było wykonać zdecydowanie lepiej. Biało-Czerwone trochę za często "pchały się" do środka i nadziewały się na mocną obronę. Często też na blok. Zabrakło rozciągania akcji do skrzydeł. Tutaj można dyskutować o wyborach zawodniczek na tych pozycjach. Być może Daria Zawistowska byłaby lepszym rozwiązaniem. Ta szczypiornistka jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa.

ME 2020 zakończyliśmy z punktem. A przy słabościach Niemek czy Rumunek i obecności choćby jednej z pań (Kingi Achruk lub Karoliny Kudłacz-Gloc), postawilibyśmy dużo trudniejsze warunki. Kto wie, może byłby awans. Ale teraz nie ma to już żadnego znaczenia. Duet Senstad - Reidar Moistad jest "po rozgrzewce". Pora na dogrywkę i oby z lepszym końcowym efektem.

Zobacz także: --> Niemki drżały o awans do kolejnej fazy ME w meczu z Polkami

Źródło artykułu:
Czy reprezentacja Polski pójdzie w górę pod wodzą norweskich trenerów?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (2)
avatar
Grieg
8.12.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Bardzo dobre podsumowanie, pod większością konkluzji można się podpisać. Jeśli chodzi o kołowe, to Szarawaga tym razem przyćmiła Drabik - ta druga nie zeszła poniżej pewnego solidnego poziomu, Czytaj całość
avatar
yes
8.12.2020
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
"Te ostatnie zawody pokazały jednak, że powinno być tylko lepiej" - dobrze by było, gdyby tak właśnie było. Spojrzenie optymistyczne może pomóc zawodniczkom. Czytaj całość