Zawodnicy KS Azotów Puławy liczyli w sobotę na więcej. - Dostaliśmy lekcję pokory. Wisła zagrała zdecydowanie lepiej od nas i postawiła nas w szeregu. Na pewno dostać u siebie 0:5 na początku jest trudno, później postaraliśmy się gonić, były momenty, w których mieliśmy piłkę na minus trzy i nie udało nam się zniwelować straty - zauważył Robert Lis.
Piłka ręczna jest grą błędów i w tym spotkaniu płocczanie byli bezwzględni. - Wisła jest zbyt klasową drużyną, by nie wykorzystać naszych niecelnych rzutów. Ona łapała luz, powiększała przewagę i zdecydowanie, bezapelacyjnie wygrała to spotkanie, całkowicie zasłużenie - ocenił Lis.
- Płocczanie pokazali nam miejsce w szeregu - zauważył Bartosz Kowalczyk. - Co zaważyło na takim wyniku? Przede wszystkim ich obrona, która jest problemem dla wszystkich drużyn w każdym meczu, również nam sprawiła dużo kłopotów i nie potrafiliśmy znaleźć rozwiązań na podwyższanie, nie trzymaliśmy tempa gry. Nas bolą dwie wyrzucone piłki w przewadze, błędy w kontrze, nietrafione sytuacje. Trzeba było się namęczyć w ataku i jak nie trafialiśmy po tym, jak doszliśmy do piłki, to boli podwójnie - dodał zawodnik Azotów Puławy.
Szczypiorniści z Puław popełnili zbyt dużo strat. - Jedenaście strat to za dużo o 4-5. Ciężko mi powiedzieć na gorąco ile z nich Orlen Wisła zakończyła bramkami. Głównym powodem są wyrzucone piłki w przewadze i brak umiejętności znalezienia dobrej sytuacji w ich wysokiej obronie. Straciliśmy punkty, wyraźnie przegraliśmy mecz, więc to, ile rzuciłem bramek, nie ma żadnego wpływu - podkreślił Kowalczyk.
Czytaj także:
To końcówka pracy Nilssona w Stali
Wisła wypracowała zwycięstwo w Puławach
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "Perfekcyjna bramkarka"! Iga Świątek poradziłaby sobie w futbolu?