Zaskakujący lider klasyfikacji strzelców z Torus Wybrzeża. "Nie spodziewałem się, że nastąpi to tak szybko"

Materiały prasowe / PGNiG Superliga / Na zdjęciu: Mateusz Kosmala
Materiały prasowe / PGNiG Superliga / Na zdjęciu: Mateusz Kosmala

Był moment, w którym wypuszczono go z MMTS-u Kwidzyn. Przeszedł długą drogę, by trafić do Torus Wybrzeża Gdańsk. Mateusz Kosmala po 5. kolejce PGNiG Superligi z 36 bramkami jest liderem klasyfikacji strzelców.

Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Czy 14 miesięcy temu myślał pan że będzie już teraz liderem klasyfikacji strzelców PGNiG Superligi?

Mateusz Kosmala, zawodnik Torus Wybrzeża Gdańsk: Na pewno się nie spodziewałem tego, że nastąpi to tak szybko i jest to bardzo fajne uczucie, ale nie chciałbym na tym poprzestać. To dopiero początek sezonu i nie myślę o tym, gdzie jestem w tabeli strzelców tylko jak z drużyną będziemy wyglądać i piąć się w górę w tabeli.

W pewnym momencie zabrakło dla pana miejsca w macierzystym klubie w Kwidzynie. Jaka była pana droga do pozycji, w której jest obecnie?

Wszystko zaczęło się od tego, że w zespołach juniorskich MTS-u Kwidzyn grałem pod okiem Macieja Mroczkowskiego, obecnego trenera MMTS-u i zabrał mnie on na turniej w okresie przygotowawczym, gdzie pokazałem się z dobrej strony. Gdy skończyłem przygodę juniorską, podpisałem kontrakt w Kwidzynie. Miałem nadzieję, że będę grał. Przyszedł do klubu trener Strząbała i widział, że ciężko na to pracuję, ale wtedy brakowało mi sporo do tego, by móc powalczyć o miejsce w składzie i regularną grę. Zdecydował, że najlepsze będzie dla mnie wypożyczenie i ogranie się w I lidze, za co też mu dziękuję.

Co ten ruch dał?

Otworzył mi oczy na to, że nie zawsze trzeba grać w najwyższej lidze, żeby osiągnąć sukces. Patrząc na niektórych chłopaków, którzy dostali się do kadr zespołów superligowych, nie każdy gra teraz w tej klasie rozgrywkowej. Droga, jaką przeszedłem przez dwa sezony w I lidze pomogły mi w tym, że przeszedłem do Torus Wybrzeża i mogłem na spokojnie wejść do PGNiG Superligi, walcząc o miejsce w składzie. Od razu dostałem wiele szans od trenerów - najpierw dużo gry dał mi trener Kisiel, później zaufał mi trener Jurkiewicz.

ZOBACZ WIDEO: Orlen z ofertami w F1. "Dla wielu teamów jesteśmy atrakcyjni"

Szczęściem było to, że nie było takiej rywalizacji na prawym skrzydle.

Tak, odszedł Krzysiek Komarzewski i zostaliśmy ja i Daniel Leśniak. Walczyliśmy o miano pierwszego skrzydłowego. Mi się to udało, wypracowałem to sobie i w pełni zasłużenie mogę być pierwszym skrzydłowym Torus Wybrzeża i ważnym punktem tej drużyny. Cieszę się z tego, jak toczy się moja przygoda i mogę dziękować tym, co byli na mojej drodze że tak się to potoczyło.

Przejście do Warmii Energi Olsztyn by się ograć było "opóźnionym SMS-em"?

Z jednej strony można tak powiedzieć, ale SMS różni się od klasycznych drużyn pierwszoligowych. W Warmii miałem wielu doświadczonych kolegów, którzy pomagali mi w rozwoju i są częścią mojego sukcesu. To ile dostawałem wsparcia i pomocy od różnych chłopaków jest cenne i zawsze o tym pamiętam.

Widzą młodego, chętnego do pracy to pomagają w rozwoju?

Każdy bardziej doświadczony zawodnik chce pomóc młodemu, który chce pracować i się rozwijać, by kiedyś był w takim miejscu co on. W naszej drużynie najbardziej doświadczonym zawodnikiem jest Mateusz Jachlewski. Wygrał wszystko, co się da i naprawdę tyle pomocy i wsparcia co daje nam młodym, to tylko możemy się uczyć.

A kto w Warmii wziął pana pod skrzydło?

Marcin Malewski i Mateusz Kopyciński - to byli wówczas dwaj najbardziej doświadczeni zawodnicy i nigdy nie miałem problemów by się zaaklimatyzować. Szybko łapałem kontakt ze wszystkimi, chłopacy ciepło mnie przyjęli i dużo pomagali. Spędziłem tam świetny czas, później goniłem za marzeniami sądząc, że to ten czas. Byłem na to gotowy, pierwszy sezon jak na debiutancki rok był udany.

Start przed rokiem był jednak przeciętny.

Fakt, nie było wtedy rewelacji na początku, ale wszyscy w klubie to rozumieli, dali mi czas i teraz odpłacam im za zaufanie, które mi dali.

Za wami wielki sukces. Wygraliście z Górnikiem Zabrze. Czy to oznacza, że poza rywalizacją z Łomża Vive i Orlen Wisłą wasze możliwości są nieograniczone?

Drużyny z Płocka i Kielc są poza zasięgiem każdego innego zespołu w tej lidze, ale mecz w Zabrzu pokazał, że z całą resztą możemy walczyć i postawić się każdemu. Nasza gra też wygląda coraz lepiej, dogadujemy się lepiej i dotarliśmy się ze sobą. Lepiej się rozumiemy i widać to na boisku.

Większość bramek zdobył pan z gry. Mecz w Zabrzu był najlepszym w karierze?

Każda bramka sprawia mi taką samą radość i nie jest ważne czy rzucam karnego, którego wywalczył inny kolega czy trafiam piłkę po akcji stworzonej przez kolegów z drużyny lub z kontry po dobrej obronie. Nie skupiam się na tym skąd jest rzut, każda bramka cieszy tak samo i sprawia dużo radości, gdy widzę jak chłopacy mi ufają i starają się stworzyć pozycję na boisku.

Jesteście po wzmocnieniach jakościowych, ale mocno kadra się nie zmieniła. Czy ten zespół po prostu dojrzał po okresie czasu z jednym trenerem?

Tak chyba jest. Też mi się wydaje, że chłopacy zauważyli, że to jak pracujemy na treningach przynosi skutki w meczach. Chcemy się rozwijać, a jesteśmy bardzo młodą drużyną. Mamy tylko kilku doświadczonych graczy, którzy bardzo dużo nam pomagają, byśmy my - młodzi się rozwijali i mogli walczyć z każdą drużyną w lidze. Tego byśmy chcieli, nie możemy się zadowalać tym, że wygraliśmy z Górnikiem i musimy się skupiać na każdym kolejnym meczu. Chcemy trenować, rozwijać się i polepszać grę.

Widać, że gracie szerzej podczas ataku pozycyjnego. To duży plus dla skrzydłowych i zespołu?

My przede wszystkim gramy dużo cierpliwiej niż w ubiegłym sezonie, gdy zdarzały nam się mecze, gdy niepotrzebnie po 1-2 podaniach rzucaliśmy z nieprzygotowanych pozycji. Teraz każdy wie jak ważna jest kolejna piłka i biorąc na siebie odpowiedzialność chce zdobywać bramkę lub robić miejsce dla drugiego kolegi. Musimy grać dłużej i konsekwentniej - to nasz klucz do lepszej gry.

Ta wielka forma Miłosza Wałacha dużo pomaga?

Miłosz przyszedł do nas w tym roku i po tym, co pokazywał w Kielcach można było zakładać, że to kapitalny bramkarz. Do tego jest dość młody. My dogadujemy się od samego początku i on może nam pomóc bardzo dużo w obronie. Przy straconych piłkach zawsze jest i może odbić akcję, pomagając w wyprowadzeniu szybkiego ataku. Odbija dużo piłek w każdym spotkaniu i to jest cenne. On też wie, że wszyscy cieszą się z jego dyspozycji w tym sezonie. Nie ma co ukrywać, w ubiegłych rozgrywkach brakowało nam trochę pomocy ze strony bramkarzy. Cieszymy się z tego, że teraz jest inaczej.

Przed wami mecz z Energą MKS-em Kalisz. Czy zwycięstwo jest obowiązkiem z tego względu, by wygrana w Zabrzu miała sens w końcowym rozrachunku?

Dla nas cel na ten mecz jest prosty - zdobyć trzy punkty. W ubiegłym sezonie graliśmy z nimi na inaugurację w Gdańsku. Przegraliśmy po karnych i mamy rachunki do wyrównania, bo powinniśmy mieć pełną pulę punktów. Mamy dodatkową motywację i celem są trzy punkty. Chcemy pokazać, że trzy punkty w Zabrzu nie były przypadkiem i jesteśmy naprawdę mocnym drużyną, a na Wybrzeże w tym sezonie trzeba uważać.

Mówił pan, że to co jest teraz to początek. Lista rzeczy do osiągnięcia jest zawieszona na lodówce?

Na ten moment tak jak każdy sportowiec chcę grać w reprezentacji. Właśnie reprezentowanie mojego kraju, to moje marzenie i do tego będę dążył i trenował codziennie. To mój cel i marzenia z dzieciństwa, które zawsze były w mojej głowie.

Jako szczypiorniści macie to szczęście, że pomiędzy pierwszą reprezentacją, a jej zapleczem droga jest dosyć płynna.

To prawda, ale ja wiem, że na mojej pozycji reprezentacja jest bardzo dobrze obsadzona. Ja znam swoje miejsce w szeregu, ale na pewno będę ciężko pracował, by dogonić poziomem kadrę i móc w niej zagrać jak najszybciej, jak tylko będę mógł. Pracuję cierpliwie, by spełnić marzenia z dzieciństwa i zagrać z orzełkiem na piersi.

Czytaj także: 
Gwardia ściągnęła talent z kadry juniorów
Zobacz skrót meczu w Zabrzu

Źródło artykułu: