Kiedy rywale powoli zaczynali naciskać czwartego w tabeli Górnika, zabrzanie nagle ocknęli się po przeciętnej jesieni. Po drodze potracili sporo punktów, ale zebrali się w sobie w kluczowym momencie i wrócili do gry o brązowy medal.
Już dawno nie widzieliśmy w Superlidze tak bezradnych graczy z Puław. Azoty trochę jak bohaterzy kultowego "Kosmicznego meczu", zostali pozbawieni swojej mocy. Michał Jurecki odbijał się od obrony, Andrij Akimenko pudłował jak nigdy, praktycznie wszyscy puławianie zagrali poniżej swoich możliwości.
Górnik znakomicie przygotował się do meczu, pracował całą siódemką pod własną bramką i pod wodzą starego wygi Michała Adamuszka powstrzymywał nawet Jureckiego, który do tej pory co mecz rozmontowywał każdą ligową defensywę. Jeszcze bardziej pomagał bramkarz, Jakub Skrzyniarz przez całą pierwszą połowę nie zszedł poniżej 50 proc. skuteczności! Czasem aż zawodnicy Azotów łapali się za głowę po wyczynach golkipera z Zabrza. Jakby tego mało, to na ostatni akord połowy między słupki wszedł Paweł Kazimier i obronił karnego Akimenki.
To było jedno z najbardziej zaskakujących 30 minut tego sezonu, a wynik 12:7 nawet nie oddawał przewagi zabrzan. Gdyby wykorzystali przynajmniej połowę dobrych okazji (a nie obijali poprzeczkę), to prowadziliby znacznie wyżej. Azoty były bezzębne także pod swoją bramką, pozwalały na bardzo dużo Damianowi Przytule, potem Łukaszowi Gogoli. Wprawdzie trochę to trwało, ale widać, że w zabrzańskiej koszulce lepiej poczuł się też Paweł Dudkowski. W końcu Górnik doczekał się zagrożenia ze strony typowego prawego rozgrywającego, zamiast rzucanego po pozycjach Krzysztofa Łyżwy.
Azoty chwytały się już wszystkiego. Od razu po wejściu Mateusz Zembrzycki ograniczył dostęp do bramki. Wyżej ustawiona obrona, skupiająca się na Przytule, dała nadzieję, że można jeszcze o coś powalczyć w Zabrzu. Czasu zostało niewiele, w 56. minucie wymuszony rzut Przytuły skończył się skuteczną kontrą Akimenki. Górnikom trochę brakowało już pary, celebrowali każdą akcję, ale nawet Skrzyniarz nie musiał ich ratować skoro przez sześć minut nie pokonali Zembrzyckiego.
Na minutę przed końcem - po golu Dawydzika - Azoty miały już rywali na widelcu. Na wyżyny wzniósł się jeszcze bardzo eksploatowany Przytuła, trafił i było praktycznie po meczu. Sukces przypieczętowało dobre ustawienie Sebastiana Kaczora w obronie i faul ofensywny Rafała Przybylskiego.
Górnik Zabrze - KS Azoty Puławy 23:21 (12:7)
Górnik: Skrzyniarz (13/32 - 41 proc.), Kazimier (1/2 - 50 proc.) - Przytuła 8, Dudkowski 7/3, Gogol 4, Bis 2, Bykowski 1, Ivanytsia 1, Molski, Łyżwa, Adamuszek, Gregułowski, Krawczyk, Rutkowski, Kaczor
Azoty: Bogdanow (4/15 - 27 proc.), Zembrzycki (8/20 - 40 proc.) - Rogulski 4/3, Akimenko 3, Dawydzik 3, Jarosiewicz 3, Jurecki 2, Łangowski 2, Kowalczyk 2, Przybylski, Baczko, Żivković, Fedeńczak, Podsiadło, Gumiński
ZOBACZ:
Tarnowianie gorsi w meczu o życie
W Mielcu oddech przed zimą
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: czerwona kartka po zdobyciu bramki? To możliwe