Kiepski finał udanej jesieni. Azoty mocno zależne od liderów

WP SportoweFakty / Kuba Hajduk / Na zdjęciu: Michał Jurecki
WP SportoweFakty / Kuba Hajduk / Na zdjęciu: Michał Jurecki

Słabsze dni liderów i dwie nieoczekiwane porażki. Azoty Puławy prawie dopadły krajowych potentatów, ale zdarzały im się wpadki. Walka o brązowy medal nie jest jeszcze przesądzona.

Pół żartem, pół serio Azoty zapewniły kibicom emocje w rundzie wiosennej. Gdyby puławianie wygrali w Zabrzu na koniec 2021 roku, to powoli mogliby przymierzać się do brązowego medalu. Zamiast ośmiu punktów przewagi, zostały tylko dwa.

- Trafiliśmy na fenomenalnego Kubę Skrzyniarza. Nie byliśmy sobą, marnowaliśmy bardzo dużo sytuacji, przede wszystkim zawiodła skuteczność - analizuje trener Robert Lis.

Zabrzanie trafili w czuły punkt Azotów. W większości spotkań rzucało się w oczy uzależnienie od liderów, szczególnie Michała Jureckiego. Wielokrotnemu reprezentantowi Polski przytrafił się akurat słabszy dzień, dawał się ogrywać w obronie i nie stanowił takiego zagrożenia rzutowego jak zazwyczaj, nadrabiał głównie asystami. Podobnie wyglądało jedno z pierwszych spotkań sezonu, kiedy bez wydatnego wsparcia Jureckiego Azoty nie poradziły sobie z Energą MKS-em Kalisz.

- Michał musi brać na siebie ciężar odpowiedzialności, ale zdajemy sobie sprawę, że jest tylko człowiekiem, musimy być przygotowani na jego wahnięcia formy. Trzeba nad tym popracować - przyznaje Lis.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zobacz, co fanka hokeja zrobiła swoim telefonem!

Dwie nieoczekiwane porażki trochę zaciemniły obraz udanej rundy. Przecież w październiku Azoty były o krok od niespodzianki, miały na widelcu zarówno Łomżę Vive, jak i Orlen Wisłę. Wydawało się, że w Zabrzu tylko potwierdzą swoją pozycję nr 3 w polskiej piłce ręcznej.

- Już na początku przytrafił się słabszy dzień w meczu z Energą MKS-em, ale potem wszystko zaczęło się zazębiać. Za nami naprawdę dobry październik i listopad, aż przytrafił się ten mecz w Zabrzu - ocenia szkoleniowiec.

Oprócz Jureckiego, zadyszkę złapał też drugi z liderów Andrij Akimenko. Do postawy Ukraińca nie można było mieć zastrzeżeń, punktował rywali przez całą rundę, aż napotkał na zabrzański mur obronny i świetnego Skrzyniarza. Tak czy inaczej, prawoskrzydłowy to jeden z najlepszych wyborów prezesa Witaszka ostatnich lat i w Puławach będą mieli ból głowy, żeby znaleźć równie skutecznego i błyskotliwego następcę. Akimenko podjął już decyzję o przenosinach do Dinama Bukareszt.

Zresztą odejść może być znacznie więcej. Kontrakty kończą się jeszcze dziewięciu zawodnikom, w tym Jureckiemu, mającemu za sobą udaną rundę Łukaszowi Rogulskiemu, kolejnemu liderowi drugiej linii Aleksandrowi Baczce czy obu prawym rozgrywającym. Akurat od wspomnianych leworęcznych wymagało się trochę więcej, choć Rafał Przybylski nie obniżył jakoś drastycznie lotów. Brakowało mu wsparcia zmiennika, Austriak Boris Zivković nie dał się zapamiętać ze swoich wejść. Zresztą niech przemówią liczby - 16 bramek, 16 asyst i przeciętna 45 proc. skuteczność. W drużynie klasy Azotów od prawego rozgrywającego oczekuje się znacznie więcej.

ZOBACZ:
Odnalazła się zaginiona szczypiornistka
Lider rywali Polaków przyjedzie do Gdańska

Komentarze (0)