Kumulacja nieszczęść. Wymuszona improwizacja w meczu z Niemcami

PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Michał Daszek
PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Michał Daszek

Trener Patryk Rombel musiał improwizować. Los znów nie oszczędził kadrowiczów i w meczu z Niemcami na kluczowej pozycji środkowego obrońcy musieli wystąpić zupełni nowicjusze na tym poziomie. Polacy przegrali z byłymi mistrzami Europy 23:30.

Kontuzja wyeliminowała z udziału Tomasza Gębalę. Jeszcze przed startem imprezy na izolację trafili Dawid Dawydzik i Piotr Chrapkowski, po pierwszym meczu wypadł Patryk Walczak. Bezpośrednio przed spotkaniem z Niemcami okazało się, że dodatni test uniemożliwił występ Maciejowi Gębali, pomimo posiadanego statusu ozdrowieńca. Mało? Po kilku minutach z grymasem bólu na ławce usiadł Bartłomiej Bis. Obrotowy - bohater meczu z Białorusią - zasygnalizował uraz kolana i nie wrócił do gry.

Patryk Rombel nie miał wyboru, w kadrze zostało niewielu zawodników, których mógł posłać do środka. Niemców próbowali powstrzymać Ariel Pietrasik i Melwin Beckman, niedawni debiutanci w kadrze. Obaj nie byli szykowany do tak ważnej roli w spotkaniu ME 2022 z zespołem klasy naszych zachodnich sąsiadów.

Braki w zrozumieniu próbowali nadrobić zaangażowaniem, przez ich sektor przechodziło większość akcji Niemców, ale nie ma się co pastwić nad dwójką nowicjuszy. Szczególnie dla Beckmana występ w takim wymiarze był ogromnym wyzwaniem, zawodnika wychowanego w Szwecji wciąż dzieli bariera językowa.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi na parkiecie? Nie porywa

Słabszych stron było niestety więcej i nie można zrzucać winy wyłącznie na defensorów. Niespecjalnie pomogli bramkarze. Efektownie - od podwójnej interwencji - zaczął Mateusz Zembrzycki. Potem nie odbił już ani jednej piłki. Mateusz Kornecki był tylko nieznacznie lepszy. Liderzy ataku nie mieli sposobu na Niemców, szczególnie na szczelny środek obrony z Patrickiem Wienckiem i Johannesem Gollą. Michał Olejniczak, Michał Daszek i Szymon Sićko na tle Niemców nie byli tak groźni jak wcześniej.

W tym wszystkim warto docenić klasę rywala. Niemcy nagle zostali bez siedmiu (!) zawodników. Trener Alfred Gislason ściągnął solidnych następców jak Paul Drux czy Fabian Wiede, ale właściwie nie skorzystał z nich. Posłał w bój jedynie najstarszego z bramkarzy Johannesa Bittera, bo nie miał wyjścia - pozostali golkiperzy są w izolacji. Weteran akurat przydał się kadrze, gdy Polacy próbowali nadrabiać straty.

Główne role odegrali jednak ci mniej znani (albo prawie zupełnie nieznani). 21-letni Julian Koster zaprezentował takie możliwości, że kwestą miesięcy wydaje się jego transfer z 2. Bundesligi do klubów niemieckiej czołówki. Brakowało Kaia Haefnera, w jego rolę wszedł Christoph Steinert, który kiedyś nie przebił się w Magdeburgu, ale w ME 2022 nagle stał się liderem kadry.

Polacy nie mają jeszcze powodów do załamywania rąk. Przy tak szerokim i wyrównanym składzie Niemcy - choć bardzo odmienieni - powinni liczyć się w grze nawet o medale. Biało-Czerwonym przydałoby się w najbliższych dniach sporo szczęścia - jeśli do gry nie wróci Gębala i pozostali obrońcy, to zwycięstwa w kolejnej rundzie mogą być poza zasięgiem.

ZOBACZ:
Znamy pierwszego rywala Polaków
Wielkie osłabienie Rosjan

Komentarze (0)