To oni wygrali Ligę Mistrzów. Vive Tauron Kielce w pełnej krasie

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Te nazwiska zapamiętamy na długo. Oto zawodnicy Vive Tauronu Kielce, którzy sięgnęli po historyczny, pierwszy triumf w Lidze Mistrzów.

1
/ 7

Bramkarze

Zawodnik-legenda. Jak wino, im starszy, tym lepszy. Trudno nawet zliczyć, ile razy 37-latek uratował siódemkę z Kielc, odkąd w 2011 roku przyszedł do klubu. Sukcesów na koncie bez liku, a w Kolonii dołożył jeszcze brakujący skalp w Lidze Mistrzów. "Kasa" odebrał ochotę do gry gwiazdom z Paryża, jednak prawdziwą klasę pokazał dopiero w finale. Zaczął niemrawo, zresztą jak cała drużyna. Pod koniec pojedynku zamurował bramkę, co więcej, w serii rzutów karnych zaliczył niezwykle ważną interwencję przy próbie Terzicia.

Przeważnie w cieniu Szmala, choć wielokrotnie miał swój udział w wielkich zwycięstwach kielczan. Największy pechowiec zespołu. Złapał kontuzję tuż przed wyjazdem do Kolonii, nie przeszkodziła mu jednak wejść w najważniejszym momencie i zrobić swoje. Chorwat powstrzymał Gaspera Marguca w serii rzutów karnych i wylał fundamenty pod sukces Vive. Chyba lepiej nie mógł wyobrazić sobie swojego pożegnania. Sego po sezonie odchodzi bowiem do MOL-Pick Szeged.

2
/ 7

Środek rozegrania:

Słoweńcowi do twarzy ze złotem. 36-latek po raz czwarty sięgnął po triumf w Lidze Mistrzów (wcześniej z Celje Pivovarna Lasko i Ciudad Real). Ze świecą szukać drugiego takiego gracza. Z pozoru nieco ospały, a tak naprawdę to jeden z najbardziej dynamicznych graczy świata. W wieku 36 lat imponuje przyspieszeniem. Gdy Zorman decyduje się na indywidualną akcję, przeważnie kończy się karnym lub wykluczeniem rywala. Artysta rozegrania. Udowodnił to chociażby w Final Four, gdy niczym na tacy dostarczał piłki kolegom.

Przez lata najlepszy polski szczypiornista. Kolejna z klubowych legend - po Final Four ogłosił zakończenie pięknej kariery. Jeden z polskich pionierów w Bundeslidze, przetarł szlak wielu kolegom z kadry. Worek medali z Magdeburgiem i Rhein-Neckar Löwen, do tego dwa krążki mistrzostw świata z Biało-Czerwonymi. Jak mało który gracz zasługiwał na triumf w Lidze Mistrzów. Do pełni szczęścia zabrakło, by pojawił się na parkiecie - do końca walczył o powrót do dyspozycji po kontuzji barku, przez którą nie zagrał na EHF Euro 2016.

ZOBACZ WIDEO Mateusz Jachlewski: Do końca wierzyłem w zwycięstwo (źródło TVP)

{"id":"","title":"","signature":""}

Kontuzje nie omijały reprezentanta Polski. W marcu wrócił do gry po wielu miesiącach, ale kolano wytrzymało tylko kilka spotkań. Jurkiewicz zmagał się ze stanem zapalnym w stawie kolanowym i obserwował poczynania kolegów z perspektywy widza. W pełni zdrowia kandydat do roli lidera Vive.

3
/ 7

Prawe rozegranie:

Kolejny z pechowców. Uraz więzadeł sprawił, że Chorwat spotkania w Kolonii oglądał z trybun. Sukces w Lidze Mistrzów to jego ukoronowanie pięcioletniej przygody z Vive. W nowym sezonie razem z Marinem Sego zagra w węgierskim Szeged. Buntić stanowił idealne uzupełnienie dla drugiego z prawych rozgrywających, Krzysztofa Lijewskiego. Przez niemal dekadę etatowy reprezentant Chorwacji.

Wobec kontuzji Bunticia spędzał więcej czasu na parkiecie niż zwykle, ale udźwignął ten ciężar i poprowadził kolegów do sukcesu. To właśnie trafienie Lijewskiego na cztery sekundy przed końcem meczu sprawiło, że doszło do dogrywki. Jeden z najbardziej przebojowych graczy Vive. 32-latek w trudnych momentach po prostu bierze piłkę i decyduje się na indywidualną akcję. Jego zwody znają już niemal wszyscy, a rywale i tak się na nie nabierają. Młodszy z braci Lijewskich to już instytucja w polskim szczypiorniaku.

Były gracz płockiej Wisły coraz odważniej poczyna sobie w kieleckim zespole. Pod nieobecność Bunticia trener Dujszebajew częściej posyła 23-latka w bój. Jego rozwój nieco zahamowały poważne urazy - sporo czasu stracił szczególnie przez kontuzję kolana, której nabawił się na wypożyczeniu w Dunkerque HB. Wciąż uznawany za nadzieję naszej reprezentacji. Zresztą całkiem słusznie.

Urodzony w 1998 roku to jak na razie melodia przyszłości. Czarnogórzec w ubiegłym roku podczas testów przekonał trenera Dujszebajewa do siebie. W obecnym sezonie głównie w zespole rezerw.

4
/ 7

Lewe rozegranie:

93 bramki w tegorocznej edycji rozgrywek mówią same za siebie. Niezwykle silny, a przy tym bardzo dynamiczny zawodnik. Lider z prawdziwego zdarzenia. Jego bieg terenowy wszedł już na stałe do języka. Jurecki przyspiesza na trzech krokach, niczym taran wchodzi w obronę rywali i demoluje nawet najtwardszych obrońców. To on wielokrotnie pociągnął zespół w trudnych momentach. W finale Ligi Mistrzów obudził się późno, bo dopiero w dogrywce, ale zdążył rzucić dwie istotne bramki. Lepiej było w półfinale, gdzie trafił pięć razy. Jeden z ojców sukcesu kielczan.

Kibice już przyzwyczaili się do tego obrazka - Karol wychodzi w grę w okolicy 10-11 metra i posyła bombę na bramkę przeciwnika. Przeważnie po tych rzutach nie ma co zbierać. Jeden z ulubieńców widowni, nic dziwnego, w końcu prawie wychowanek kieleckiego klubu. W tym roku 76 trafień w rozgrywkach Ligi Mistrzów, w tym kilka w Final Four. Bielecki błysnął w finale, gdzie przypominał zawodnika ze swoich najlepszych czasów. W dodatku wytrzymał próbę nerwów i pokonał Alilovicia w serii rzutów karnych.

Jeszcze kilka lat temu typowany na następcę Karola Bieleckiego. Trener Dujszebajew zrobił z niego obrońcę pełną gębą. W Chrapkowskim drzemie jeszcze spory potencjał ofensywny, ale ostatnimi czasy rozgrywający rzadko zapędza się pod bramkę przeciwnika.

5
/ 7

Prawoskrzydłowi:

W grze na najwyższym poziomie nie przeszkadza mu nawet brak fragmentu palca serdecznego. Co więcej, ręki rzucającej. Chorwat, przechodząc przez ogrodzenie, zahaczył bowiem obrączką o siatkę. Nic nie stracił jednak ze swojej skuteczności. Do Kielc trafił jako najlepszy skrzydłowy Igrzysk Olimpijskich w Londynie i nie zawiódł oczekiwań. Po sezonie przenosi się jednak do Vardaru Skopje, gdzie dostał propozycję z serii tych nie do odrzucenia.

Największe zaskoczenie sezonu. Jeszcze na początku rozgrywek głośno mówiono o tym, że Niemiec źle czuje się w Kielcach. Reichmann przeszedł jednak metamorfozę, której nie spodziewał się nikt. Z zagubionego zawodnika wyrósł na podstawowego skrzydłowego. To właśnie Niemiec poderwał kolegów do walki w finale Ligi Mistrzów, gdy Veszprem prowadziło już ośmioma bramkami. Skrzydłowy o niezwykłej technice. Długo wisi w powietrzu, wykonuje zamach i zazwyczaj rzuca dopiero w drugie tempo. Jeden z głównych wykonawców karnych w kieleckim zespole.

6
/ 7

Lewoskrzydłowi:

Jeden z najsympatyczniejszych kieleckich graczy. Niemal zawsze uśmiechnięty i pełen optymizmu. Odkąd w 2012 roku trafił do Vive, wyrósł na czołowego skrzydłowego kontynentu. W Final Four, podobnie jak w całym sezonie, nie zszedł poniżej swojego poziomu. Cztery bramki z Veszprem, taki sam dorobek z paryżanami, a do tego wykorzystany rzut karny w finale. Nieprzypadkowo wybrany do najlepszej siódemki rozgrywek.

Niezastąpiony jako wysunięty obrońca. Niedawno wrócił do kadry i jakby złapał nieco wiatru w żagle. Błyskawiczny start do kontry i wysoka skuteczność pod bramką przeciwnika to największe atuty "Siwego". Były król strzelców Superligi często dokłada ważne trafienia po przechwytach. Zawodnik z najdłuższym stażem w Kielcach (od 2006 roku).

7
/ 7

Obrotowi:

Dzieli i rządzi na kole. Do tego bardzo bramkostrzelny jak na obrotowego. Ścisła czołówka na swojej pozycji na świecie. Wygrać przepychankę z Hiszpanem graniczy z cudem. W finale Ligi Mistrzów toczył batalie z twardymi jak skała defensorami Veszprem. W pamięci kibiców i tak zostanie jako ten, który dał kielczanom upragniony sukces. Aguinagalde jako piąty gracz wziął piłkę, popatrzył w stronę Alilovicia i posłał piłkę obok rosłego chorwackiego bramkarza.

W lidze pokazał się już kilka lat temu w barwach Azotów Puławy. Uznawany za solidnego ligowca i nic ponadto. Trener Dujszebajew dojrzał w nim potencjał i uczynił z Kusa szefa bloku defensywnego. 28-latek spotkał się z falą internetowego "hejtu" na swój temat, ale zakasał rękawy i zabrał się do walki. W półfinale z PSG kilka razy spóźnił się w obronie, stąd trzy wykluczenia i czerwona kartka. Taki jednak los defensorów. Kus zakończony właśnie sezon klubowy może jednak uznać za udany - zadebiutował przecież w kadrze narodowej i sięgnął po najważniejsze trofeum na kontynencie.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (0)