Justyna Kowalczyk: Jestem przygotowana do biegu masowego i do sprintu. Optymizmu mi nie brakuje

- Siedemnaste miejsce to nie szczyt moich marzeń, ale też nie było najgorzej. Jestem przygotowana do biegu masowego i do sprintu. Optymizmu mi nie brakuje - mówi Justyna Kowalczyk po biegu łączonym na igrzyskach w Pjongczangu.

Michał Bugno
Michał Bugno
Justyna Kowalczyk Newspix / RADOSLAW JOZWIAK / CYFRASPORT / Na zdjęciu: Justyna Kowalczyk

Justyna Kowalczyk zajęła 17. miejsce w sobotnim biegu łączonym na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu. Polka miała 1:45,9 straty do szwedzkiej biegaczki Charlotte Kalli, która odniosła zwycięstwo w zawodach.

- Najgorzej jest stanąć na starcie po tylu latach, wytłumaczyć sobie, że z formą jest inaczej niż na poprzednich igrzyskach olimpijskich, a później na trasie i tak dać z siebie wszystko - podkreśla Justyna Kowalczyk. - Siedemnaste miejsce to nie jest szczyt moich marzeń, ale też nie było najgorzej. Nie mam wątpliwości, że jestem w dużo lepszej formie niż na początku sezonu.

- Już wcześniej mówiłam, że sobotni bieg będzie dla mnie bardzo ciężki. Ze względu na pogodę trasa jest bardzo trudna. Niektóre miejsca znajdują się w słońcu, a inne są w cieniu, przez co nie da się na całą trasę przygotować równych nart. Moi serwismeni i tak spisali się prawie na medal - ocenia.

Mimo wielkiego doświadczenia i licznych sukcesów igrzyska olimpijskie ciągle wyzwalają w Justynie Kowalczyk olbrzymie emocje. - Oczywiście, że jest trema. Człowiek nie śpi i denerwuje się. Przecież całe cztery lata na to pracowaliśmy. Ja, mój trener, mój serwis. To wielkie nerwy dla nas wszystkich. Chcemy oddać swoją pracę i pokazać się jak najlepiej. To dla nas ważny egzamin - stwierdza reprezentantka Polski.

Justyna Kowalczyk jest zadowolona z warunków, które ma na igrzyskach w Pjongczangu, choć podkreśla, że dla niej największe znaczenie mają trasy i śnieg.

- Najważniejsze dla mnie jest to, czy narty będą dobrze pracować i to, jak będę się czuła. Cała reszta to rzeczy, na które nie powinnam zwracać uwagi. Ale generalnie wszystko jest w porządku. Mamy szybki dojazd z wioski, więc nie spędzamy dużo czasu w autobusie. Po 15 minutach jesteśmy na trasie. To bardzo ważne. Jedzenie też jest dobre. Z tego, co wiem, nikt się nie potruł - mówi 35-letnia zawodniczka.

- Jedyne, co każdemu doskwiera, to duży mróz. Po zawodach długo nie wychodziłam do dziennikarzy, bo miałam przezroczyste białe palce. One jutro będą pokryte bąblami, ale nic na to nie poradzę. Taki jest ten sport - dodaje.

Polka z optymizmem patrzy na kolejne występy w Pjongczangu. Również na sprint drużynowy z Sylwią Jaśkowiec, która w sobotę zajęła 30. miejsce w biegu łączonym.

- Bardzo się cieszę, że Sylwia była zadowolona ze swojego występu. Mam nadzieję, że razem damy radę powalczyć o dobry wynik w sprincie drużynowym. Optymizmu mi nie brakuje. Na igrzyska przyjechałam walczyć – zapowiada Justyna Kowalczyk.

Michał Bugno z Pjongczangu 

Autor na Twitterze:

ZOBACZ WIDEO: "Ceremonia otwarcia igrzysk stała się symbolem marzenia o zjednoczeniu"
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×