Od zakończenia sobotniej rywalizacji na normalnej skoczni w Pjongczangu minęło kilka godzin. Rywalizacja skoczków do sprawiedliwych nie należała. Jak to w tym sporcie, swoją rolę odegrał wiatr, a co za tym idzie również jury sędziowskie. Jednak show must go on. Tym bardziej, że rywalizacja Kamila Stocha i spółki kończyła się w momencie, gdy w Korei Południowej było grubo po północy.
Zarówno w Pjongczangu, jak i u nas w Polsce, mamy nowy dzień. Jak mówi pewne hasło, nowy dzień, nowe możliwości. Wzięli je sobie do serca organizatorzy alpejskiego zjazdu mężczyzn. Po tym jak zobaczyli, że podmuchy wiatru sięgają ponad 70 km/h, nie kombinowali na siłę i przełożyli rywalizację na inny dzień. Wszystko z myślą o zdrowiu zawodników, ale też ze świadomością, że igrzyska olimpijskie są raz na cztery lata i nie należy oddawać wyników w ręce losowych zjawisk jak pogoda.
Od razu rodzi się pytanie. Czy organizatorzy konkursu skoków na skoczni normalnej nie mogli podjąć takiej samej decyzji? Igrzyska dopiero wystartowały, mamy sporo czasu w zanadrzu, znalezienie dogodnego terminu nie byłoby problemem. Komuś jednak zabrakło, kolokwialnie mówiąc, jaj. Dlatego zamiast rywalizacji sportowej mieliśmy loteriadę-olimpiadę.
Przełożenie niedzielnego zjazdu alpinistów wywołało efekt domina i przesunięto też termin supergiganta. Nikt się jednak o to nie obraża. - Dostaliśmy jasny komunikat, że organizatorzy chcą, by każdy rywalizował w sprawiedliwych warunkach. Jestem za to wdzięczny. Tak powinno być, w końcu to igrzyska olimpijskie. Mamy jeszcze kilka dni, dopiero potem będzie można mówić o problemie, jeśli wiatr nie ustanie - powiedział po decyzji sędziów Kjetil Jansrud, mistrz olimpijski z Soczi.
ZOBACZ WIDEO To nasz społeczny polski problem? "Nakładamy ogromną presję na zawodników"
Norweski narciarz trafił w punkt. Igrzyska olimpijskie są najważniejszą imprezą w życiu sportowca. Jeden błąd sędziego, nie mówiąc już o błędnej decyzji całego jury, może zniweczyć czteroletni cykl przygotowań. Organizatorzy zawodów powinni o tym pamiętać. Nie mam wątpliwości, że dziś Walter Hofer wolałby czytać w mediach gratulacje za odwagę i przełożenie konkursu olimpijskiego w Pjongczangu na inny dzień. Zamiast tego mamy wypowiedzi Adama Małysza i wielu innych osób, które mówią wprost. Zawody na normalnej skoczni były rozgrywane i przeciągane na siłę.
Kamyczek też do ogródka skoczków narciarskich. Może czas, by w takich sytuacjach ktoś z was miał odwagę zaprotestować przeciwko takim praktykom? Nie lubię biurokracji, ale może warto wybrać swojego przedstawiciela, kogoś kto prezentowałby wasz pogląd na sprawę? Przecież, gdy w drugiej serii Stoch siedział na belce startowej, to według współczynników musiał polecieć na 116 m, by objąć prowadzenie w konkursie. Kuriozum, bo na normalnej skoczni w Pjongczangu takiego skoku nie dałoby się ustać. Czy to było bezpieczne? Nie. Czy musi dojść do jakiegoś wypadku, by ktoś pomyślał o takich kwestiach?
- Taka pogoda się zdarza. Mamy chmury, wiatr, śnieg, wszystko. Bramka startowa się otwiera, masz dwie minuty na zjazd i tyle. Pod tym względem każdy musi być traktowany równo - stwierdził Manuel Osborne-Paradis, narciarz alpejski z Kanady.
Narciarze alpejscy mają to szczęście, że są traktowani równo. Skoczkowie nie.