W sezonie 2016/17 kanadyjski snowboardzista zgarnął Kryształową Kulę w konkurencji PAR oraz Big Air. W slopestyle'u był trzeci. To był najlepszy okres w jego karierze. Ale nie trwał długo, bo pod koniec marca 2017 roku, wspólnie z grupką przyjaciół, udał się do kanadyjskiego Whistler. Warunki do jazdy nie były najlepsze. Mgła, ograniczona widoczność. Łatwo w tej sytuacji o błąd. McMorris wypadł z trasy i uderzył w drzewo. Jego stan był krytyczny. Od razu trafił na odział intensywnej terapii szpitala w Vancouver.
McMorris miał złamaną szczękę, lewe ramię, pękniętą śledzionę, złamaną miednicę, połamanych kilka żeber oraz zapadnięte lewe płuco. W Vancouver przeszedł szereg zabiegów, zanim lekarze zyskali pewność, że wyjdzie cało z tego wypadku.
- Zaraz po uderzeniu w drzewo, wiedział, że sytuacja jest do bani. Cierpiał - mówił po tym incydencie w "CBC News" Craig McMorris, starszy brat Micka, który również uprawia snowboard. - Okłamywał się, że wszystko jest dobrze. Powtarzał, że jego kręgosłup jest cały, bo ma czucie w nogach. Minęło kilka minut, w trakcie których leżał nieruchomo w śniegu, i zaczęło do niego wszystko docierać. Może nogi były w porządku, ale reszta ciała nie. Jednak wiemy, jaki jest Mark. Wrócił na deskę pięć miesięcy po złamaniu uda. Dlatego nie mam wątpliwości, że w jego głowie pojawi się myśl, aby podjąć próbę kolejnego powrotu.
Wielki powrót
Jakiś czas potem brat zawodnika był pytany, czy brat - jego zdaniem - może w ógóle marzyć choć w małym procencie o wyjeździe na igrzyska? - Jest świeżo po wypadku, więc może za wcześnie o tym mówić, ale wydaje mi się, że pojedzie - szokował Craig. - To jest dla niego najważniejsza rzecz w życiu. Jeśli ktokolwiek może tak szybko uporać się z kontuzją, to tylko on - dodawał.
Brat się nie mylił. 24-latek podjął walkę o powrót. Do zdrowia, do sportu. Los mu za to odpłacił. Jedenaście miesięcy po tych wydarzeniach Kanadyjczyk znów płakał. Tyle że ze szczęścia. Na jego szyi zawisł brązowy medal zdobyty w slopestyle'u.
- To wyjątkowe uczucie, że po tym wszystkim, co przeszedłem, mogę stanąć na podium. W ostatnich latach często pauzowałem z powodu kontuzji i nie było łatwo. Teraz dałem z siebie wszystko. Wykonałem niemal idealny przejazd, który był bliski zapewnienia mi złota. Mam brąz i nie zamierzam się tym martwić. Muszę się uszczypnąć, bo po tym, co przeszedłem, powinienem mieć trwałe uszczerbki na zdrowiu. Dopóki zdrowie pozwala mi na jazdę na desce i czerpanie radości z tego, kolor medalu nie ma znaczenia. To i tak jest wyjątkowa chwila - powiedział McMorris.
Za cztery lata, gdy rozgrywane będą kolejne igrzyska olimpijskie, McMorris będzie mieć 28 lat. Jeśli tylko los będzie dla niego łaskawy i ominą go kolejne wypadki oraz kontuzje, być może znów będzie płakać ze szczęścia. Tym razem na najwyższym stopniu podium.
Niebanalna kariera
Mark McMorris urodził się w 1993 roku. Na arenie międzynarodowej debiutował już jako 14-latek w zawodach FIS Race. O drzemiących w nim możliwościach fani snowboardu przekonali się kilka sezonów później. Chociaż Kanadyjczyk nigdy nie startował na mistrzostwach świata juniorów, to nagle 23 stycznia 2010 roku pojawił się w zawodach PŚ w Québecu. Zajął ósme miejsce, w debiucie zgarniając pierwsze punkty w karierze. Eksperci przecierali oczy ze zdumienia. Minął tydzień i McMorris stanął na podium. Od razu na jego najwyższym stopniu.
McMorris postawił na slopestyle, czyli bardzo niebezpieczny rodzaj snowboardu. Polega on na wykonywaniu szeregu różnych ewolucji. Dlatego jest niezwykle kontuzjogenny, ale też widowiskowy. Wchodzi w skład imprezy Winter X-Games, która nie jest zbyt popularna w naszym kraju. Kanadyjczyk zdobył w niej szereg medali. Na dziś jego dorobek w Winter X-Games to 16 "krążków", z czego 7 jest z tego najcenniejszego kruszcu.
Rosnące zainteresowanie slopestyle'm sprawiło, że został on włączony do programu igrzysk olimpijskich w Soczi.
Start w Soczi ze złamanymi żebrami
McMorris przekonał się o tym, że uprawianie tej ekstremalnej wersji snowboardu jest niezwykle niebezpieczne tuż przed rozpoczęciem rywalizacji w Soczi. Kanadyjczyk zanotował upadek podczas Winter X-Games. Stracił przez to nie tylko szanse na obronę złotego medalu, ale przyszło mu też startować z kontuzją w Soczi. Był mocno poobijany, miał złamane żebro. Nie zamierzał jednak zrezygnować z występu w igrzyskach olimpijskich.
- Postęp, jeśli chodzi o mój stan zdrowia, jest niesamowity. Trudno to wytłumaczyć. W pewnym momencie nie sądziłem, że start będzie możliwy, ale oto jestem. Chodzenie po lotnisku jednak różni się od jazdy na desce - mówił po wylądowaniu w Rosji w 2014 roku.
W Soczi znów dopadł go pech. W kwalifikacjach upadł, przez co stracił szansę na bezpośredni awans do finałowej rozgrywki. Musiał poprawić się w drugim przejeździe i to się udało. W półfinale zdobył jedną z wyższych not sędziowskich. W decydującej rozgrywce znów leżał na ziemi. W kolejnej próbie poprawił się na tyle, że wystarczyło to do brązowego medalu.
- Wejście na podium igrzysk olimpijskich to spełnienie moich marzeń. Nie mogę tego wyjaśnić. Ostatnie tygodnie były szalone. Czuję się, jakbym jeździł kolejką górską tam i z powrotem - stwierdził po historycznym sukcesie.
Złamana kość udowa
Wydawać się mogło, że po igrzyskach w Soczi jego kariera nabierze rozpędu. Wprawdzie kanadyjski sportowiec dorzucił kolejne medale w Winter X-Games, ale jego rozwój wyhamowała kolejna kontuzja. W lutym 2016 roku podczas zawodów w Los Angeles popełnił błąd podczas wykonywania potrójnego korkociągu. Źle wylądował i poważnie złamał kość udową.
McMorrisem zajęli się najlepsi specjaliści. Trafił pod opiekę kliniki w Vancouver, gdzie szybko postawiono go na nogi. Już w lipcu, nieco ponad pięć miesięcy od feralnego zderzania, ponownie jeździł na desce. Wybrał się do Australii z przyjaciółmi, by sprawdzić, czy z nogą wszystko w porządku.
Walka McMorrisa z urazem zainteresowała na tyle organizatorów Winter X-Games, że postanowili mu towarzyszyć z kamerami podczas jego rehabilitacji. Dokument o walce Kanadyjczyka o powrót do sprawności liczył cztery odcinki. Został wyemitowany w październiku 2016 roku, wśród fanów snowboardu cieszył się ogromną popularnością.
ZOBACZ WIDEO To nasz społeczny polski problem? "Nakładamy ogromną presję na zawodników"
Niech ktoś napisze książkę lub nakręci film o dziewczynie walczącej... Z rywalkami, które nie walczą uczciwie, bo związek światowy przymyka oczy na Czytaj całość