W poniedziałkowym biegu Luiza Złotkowska miała 4.64 sekundy straty do Holenderki Irene Wuest, która wygrała zawody.
- Nie mogę uznać swojego biegu za zły, bo to mój najszybszy wynik na torach nizinnych w tym roku. Serce chciało więcej, ale nogi za nim nie nadążyły. Miałam trochę problemów z nogą na wirażu. Łyżwa kilka razy mi zjechała. Liczyłam, że uzyskam czas o sekundę lepszy czyli 1:58. Bo oczywiście nie można oczekiwać ode mnie, żebym na dystansie 1500 metrów stawała na podium. Mój najlepszy wynik w Pucharze Świata w tym roku to koło trzydziestego miejsca - mówi 31-letnia zawodniczka.
Z poprzednich dwóch igrzysk polskie panczenistki wracały z medalami wywalczonymi w biegach drużynowych. Luiza Złotkowska wierzy, że tym razem może być podobnie.
- Jak zawsze na igrzyskach najbardziej nastawiamy się na drużynówkę. To konik naszej reprezentacji - ocenia. - Choć muszę przyznać, że w tym roku byłam trochę odsunięta od drużyny. Ostatni bieg drużynowy jechałam w styczniu 2017 roku, a później miałam jedynie treningi w takim składzie.
Mimo to nie czuje obaw przed zaplanowanym na 21 lutego biegiem drużynowym.
- Ze wszystkich zawodniczek Pucharu Świata w biegu drużynowym startowałam najwięcej razy. To więcej niż Irene Wuest i wszystkie Japonki. Czuję się w tym dobrze i wiem, że w tych zawodach mogę być mocnym punktem drużyny. Trzeba jednak dopracować jeszcze kilka rzeczy. Tuż po ostatnim starcie indywidualnym Natalii Czerwonki (ma miejsce w środę - przyp. red.) będziemy musiały popracować nad technicznymi i taktycznymi elementami biegu. Musimy być gotowe - nie ma wątpliwości.
Michał Bugno z Pjongczangu
ZOBACZ WIDEO: Przemysław Babiarz: Sobotni konkurs był jak zimne piekło. Jestem pełen szacunku i współczucia dla skoczków
może co z tego wyjdzie...