Po złoto w ostatnim olimpijskim starcie w życiu. Hollywoodzka historia Dana Jansena

Getty Images / Joe Scarnici / Na zdjęciu: Dan Jensen
Getty Images / Joe Scarnici / Na zdjęciu: Dan Jensen

Przed startem na igrzyskach Dan Jensen dowiedział się o śmierci swojej ukochanej siostry. Obiecał, że dla niej zdobędzie złoto. Dotrzymał słowa, ale najpierw przeszedł przez pasmo dramatycznych porażek. W Hollywood powstał o nim film.

W tym artykule dowiesz się o:

Jesteśmy przyzwyczajeni tego, że w łyżwiarstwie szybkim dominują reprezentanci Holandii. W przeszłości więcej niż dziś mieli jednak do powiedzenia także Amerykanie. Wyjątkowym wyczynem popisał się w 1980 roku Eric Heiden, zdobywca pięciu złotych medali na igrzyskach w Lake Placid. Wśród jego następców szczególnie wyróżnił się Dan Jansen, choć nie zdołał zdobyć tylu olimpijskich tytułów mistrzowskich.

Debiut zaliczył jeszcze w Sarajewie jako 18-latek i już wtedy był o krok od niespodzianki, ale zajął pechowe czwarte miejsce. W kolejnych latach Jansen szybko stał się jednak gwiazdą pierwszej wielkości i zdobywcą Pucharu Świata. Nic więc dziwnego, że w 1988 roku był w gronie tych, którzy mieli zdobyć olimpijskie złoto w Calgary.

Niestety, tuż przed pierwszym startem przeżył osobisty dramat. Telefon z rodzinnego domu zwiastował tragiczną wiadomość: ciężko chora na białaczkę Jane, siostra znakomitego łyżwiarza, była umierająca. Jansen obiecał, że zdobędzie dla niej złoto, ale w słuchawce nie usłyszał już żadnej odpowiedzi. Kilka godzin później, bezpośrednio przed wyjściem na lód, dowiedział się, że Jane nie żyje. Mimo to stanął na starcie 500 metrów. Nie potrafił się skoncentrować. Wkrótce po starcie przewrócił się i nie ukończył zawodów, a w dodatku podciął i wyeliminował rywala z pary.

Jansen wziął udział w drugiej konkurencji, jaką było 1000 metrów. Początkowo wszystko układało się po jego myśli. Jeszcze na 200 metrów przed metą pędził nie tylko po złoto, ale i po nowy rekord świata. Chwilę później powtórzył się scenariusz z dwa razy krótszej konkurencji - Amerykanin upadł, w dodatku nie na wirażu, a na prostej, gdzie nie powinien popełnić żadnego błędu. W Calgary nie zdobył więc żadnego złotego medalu, choć był murowanym faworytem na obu dystansach.

Cztery lata później Jansen przyjechał do Albertville w roli lidera Pucharu Świata na 500 metrów. Niestety, i tym razem przeżył wielką gorycz porażki - na ulubionym krótszym dystansie był dopiero czwarty, a następnie ledwie dwudziesty szósty w rywalizacji na kilometr.

ZOBACZ WIDEO Michał Bugno z Pjongczangu: Dla hejterów kpiących z wyników Polaków mam pewną radę

Olimpijskim pożegnaniem Jansena były igrzyska w Lillehammer. W międzyczasie, już po Albertville, nie było na niego mocnych. Amerykanin zawęził specjalizację szczególnie do 500 metrów i jako jedyny na przestrzeni dwóch lat zdołał zejść poniżej 36 sekund, co uczynił aż cztery razy. O ile przed Calgary był faworytem stuprocentowym, o tyle tym razem wręcz dwustuprocentowym.

Wspaniała hala Hamar miała być obiektem wielkiego zwycięstwa Jansena, a tymczasem stała się miejscem sensacji. W ulubionej konkurencji Jansen zachwiał się i dotknął ręką lodu. Trzykrotny z rzędu triumfator Pucharu Świata na 500 metrów wprawdzie utrzymał równowagę, ale zajął dopiero ósme miejsce.

Blisko 29-letni Jansen miał przed sobą już tylko jeden olimpijski start - na 1000 metrów. Ten dystans niegdyś również był jego wielką specjalnością, ale w końcowej fazie kariery zszedł na drugi plan, choć Amerykanin nadal był na nim mocny. Za Jansenem było pięć z rzędu olimpijskich wyścigów skończonych bolesnymi porażkami - w Calgary, Albertville i Lillehammer.

Ostatni bieg w karierze rozpoczął się dobrze i, jak się okazało, ta historia miała mieć happy end. Jansen coraz bardziej zwiększał tempo. Dopingowany przez widownię, doskonale znającą życiorys Amerykanina, pędził po upragnione złoto.

Gdy przekroczył linię mety spojrzał na czas, uniósł wzrok ku niebu, a po chwili zamknął oczy. Nie tylko wygrał, ale jeszcze ustanowił nowy rekord świata, w jednym momencie skreślając wszystkie olimpijskie niepowodzenia, które od śmierci siostry ciągnęły się za nim za każdym razem.

Jansen ze łzami w oczach wykonał rundę honorową, oklaskiwany przez publiczność, która życzyła mu złota niemal tak, jakby reprezentował jej kraj. - Nie widziałem, czy w trakcie dekoracji się kompletnie nie rozkleję. Hymn państwowy... Nigdy nie chciałem być lepszy od kogoś. Chciałem być lepszy od samego siebie. Na podium myślałem o mojej siostrze Jane, o mojej córce. A jednak, cała ta historia Dana Jansena kończy się szczęśliwie - mówił po zawodach.

Kolejna runda honorowa, już po dekoracji, przeszła do historii jako jeden z bardziej wzruszających momentów całych igrzysk w Lillehammer. Amerykanin wziął na ręce swoją malutką córeczkę. Jej imię? Jane, na cześć ukochanej siostry.

W USA Dan Jansen do dziś jest pamiętany jako sportowiec wyjątkowy - skromny, podkreślający miłość do rodziny i do ojczyzny, a jednocześnie tak długo nie mający szczęścia i wreszcie wygrywający w ostatnim olimpijskim starcie w karierze.

Wielu sportowców, w tym znany skater Tony Hawk, podkreśla, że żadna inna historia nie była dla nich tak inspirująca, jak losy Jansena. Już w 1996 roku, dwa lata po igrzyskach w Lillehammer, w Hollywood powstał o nim film "A Brother's promise "(w Polsce znany jako "Braterska obietnica"), który nawiązał w tytule do pamiętnej ostatniej rozmowy Dana z umierającą siostrą i obietnicy wywalczenia dla niej olimpijskiego złota. Jansen w końcu dopiął swego i do dziś dla wielu Amerykanów jest kimś szczególnym.

Komentarze (0)