Polski Komitet Olimpijski (PKOl) wysłał na igrzyska do Pjongczangu sześćdziesięciu jeden sportowców. W tym sezonie na podium zawodów Pucharu Świata stało pięciu z nich: Kamil Stoch, Piotr Żyła, Maciej Kot, Dawid Kubacki oraz Artur Waś. Takie są fakty.
Faktem jest też, że po sześciu dniach sportowych zmagań medalu wciąż nie mamy.
Zimowa pustynia
Tabloid był pierwszy, wyczuł pismo nosem. Krzyknął z okładki: "Wstyd i nędza na igrzyskach". Biegną za wolno, strzelają panu Bogu w okno, zjeżdżają nie wiadomo gdzie. Fajnie jest skoczyć na pochyłe drzewo, złapać wiatr i popłynąć na fali krytyki. Refleksja jest przereklamowana: "Dołóżmy im, zanim uprzedzą nas inni!" Dramat.
Wyjaśnijmy sobie: medale z Vancouver i Soczi to był wynik ponad stan, skok w stratosferę. Pochodna kumulacji ogromnego talentu, łutu szczęścia oraz tytanicznej pracy. Dziś wracamy na ziemię, polski sport zimowy to pustynia. Bez tras biegowych i alpejskich, z jednym krytym torem dla łyżwiarzy. Nawet oaza - skoki narciarskie - niebawem będzie fatamorganą, bo gwiazdy są wiekowe, a następców nie widać. Pisaliśmy o tym już rok temu.
Turysta najlepszy na świecie
Kibic w kapciach powie: "turyści". Bzdura. Ktoś, kto dla sportu poświęca zdrowie i pół życia, dla mnie turystą nigdy nie będzie. Nominacje olimpijskie to nie jest arbitralna decyzja sportowego związku, widzimisię działaczy starej daty. Kwalifikację trzeba wyszarpać, wyrwać, wywalczyć; czasem dla kraju, czasem dla siebie.
ZOBACZ WIDEO "Turyści" w Pjongczangu? Polscy olimpijczycy odpowiadają krytykom
I jeśli ktoś już na igrzyska jedzie, to niemal zawsze znaczy, że przeskoczył poprzeczkę zawieszoną nie przez nas, lecz przez międzynarodową federację. Należy do najlepszych na świecie.
Jasne, czasem zdarza się wysłać kogoś na kredyt. To albo nagroda, albo sianie ziarna pod przyszłe igrzyska. Umówmy się: bez dwudziestego siódmego miejsca Zbigniewa Bródki w Vancouver pewnie nie byłoby cztery lata później złota w Soczi. Dziś w takiej samej sytuacji są Kamil Bury, Kamila Żuk, Piotr Michalski czy Karolina Bosiek.
Cena medalu
Kibic w kapciach zapyta: "a kto za tych darmozjadów płaci?". Wyjazd sportowców na igrzyska ze środków sponsorskich finansuje PKOl. Podatnik - w teorii, bo sponsorami Komitetu są też spółki Skarbu Państwa - nie dorzuca tu ani grosza.
Inna sprawa to dotacje budżetowe na "przygotowania do igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata oraz mistrzostw Europy". W latach 2013-2016 wyniosły 383,6 milionów złotych. Dużo, mało? Polecam "Mapę Wydatków Państwa" Fundacji Republikańskiej. Według niej w samym 2016 roku niewiele mniej wydaliśmy na utrzymanie Ministerstwa Skarbu (352 mln), Urząd Dozoru Technicznego (331 mln) czy wojskowe pojazdy transportowe (382 mln).
Jasne: to liczby wyrwane z kontekstu, ale pokazują skalę. A zyskiem są przecież nie tylko medale; także emocje, dobry przykład, inspiracje. Ile dzieciaków, ilu starszych oglądających Polaków na igrzyskach za chwilę założy łyżwy albo narty? To profit niewymierny.
Za co dzieci kochają sportowców?
Myśląc o sportowcach, lata mi po głowie obrazek z "W chmurach" Jasona Reitmana. George Clooney pyta J.K. Simmonsa:
- Wiesz, dlaczego dzieci kochają sportowców?
- Nie wiem, bo p****** się z modelkami?
- Nie, dlatego my kochamy sportowców. Dzieci ich kochają, bo oni podążają za swoimi marzeniami.
Kibicu w kapciach, drogi Ferdynandzie Kiepski: odczep się od olimpijczyków. Wyłącz telewizor albo ściskaj kciuki, dopinguj, doceń. Pozwól innym spełniać marzenia, porywać, dawać przykład. Nie upokarzaj posądzeniami o "turystykę". I zastanów się, w czym ty jesteś jednym z najlepszych na świecie.
Autor na Twitterze: