Przypomnijmy, że Ester Ledecka to mistrzyni świata w snowboardzie. Swój pierwszy medal olimpijski nie zdobyła jednak w tej dyscyplinie, a w narciarstwie alpejskim. Czeszka startuje w Pucharze Świata od 2016 roku i do tej pory nie miała na koncie żadnych większych sukcesów w tej konkurencji. W Pjongczangu przejechała trasę wręcz idealnie i pokonała drugą Annę Veith o zaledwie 0,01 sekundy. Ledecka po przejechaniu linii mety dosłownie osłupiała. Przez kilkanaście sekund stała w miejscu i nie dowierzała.
- Jestem w dalszym ciągu mocno zszokowana. Po przyjeździe na metę spojrzałam na tablicę i pomyślałam, że to pewnie jakaś pomyłka. Myślałam, że to zmienią po kilku sekundach. Po chwili dalej pokazywało ten czas i zastanawiałam się, co się właśnie zdarzyło i czemu wszyscy tak głośno krzyczą? - powiedziała triumfatorka w supergigancie.
Ledecka może przejść do historii, triumfując w obu dyscyplinach na jednych igrzysk olimpijskich. - Wystartuję w Pjongczangu jeszcze w gigancie równoległym, ale na snowboardzie. Dla mnie to był jeden z największych celów, by wystartować na igrzyskach olimpijskich zarówno w tej dyscyplinie, jak i narciarstwie alpejskim. W Soczi startowałam tylko na desce, gdyż nie zakwalifikowałam się do zjazdu. Jestem niezwykle szczęśliwa z tego, czego dokonałam w sobotę w moim ulubionym sporcie. Zrobiłam więcej niż się spodziewałam - dodała Czeszka.
Jeszcze zabawniej było na konferencji prasowej. Jeden z dziennikarzy zapytał się Ledeckiej, czemu przez cały czas ma na oczach założone gogle. Czeszka swoją odpowiedzią zaskoczyła wszystkich zgromadzonych na sali. - Nie byłam przygotowana do tego, że będę w tym miejscu. Dlatego też nie mam na sobie żadnego makijażu - oznajmiła Ledecka, rozbawiając przy okazji reporterów.
ZOBACZ WIDEO: Michał Bugno z Pjongczangu: Dla hejterów kpiących z wyników Polaków mam pewną radę