Spuścizna. Zmarły Przemysław Regulski wciąż ratuje życie

30 marca, Władysławowo. Niemy tłum podąża za trumną. Przemek miał 35 lat. Ale dla ludzi zrobił tyle, ile wielu nie jest w stanie w ciągu całego życia.

Dawid Góra
Dawid Góra
Przemysław Regulski Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Przemysław Regulski

Żałobnicy nie przynieśli kwiatów i wiązanek. Partnerka zmarłego postarała się, aby w przypadku Przemka, nawet śmierć nie poszła na marne. Ludzie wrzucali pieniądze do puszki ustawionej przy trumnie. Cel - Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe - największa miłość Regulskiego i coś, co napędzało go do życia. A dla niego życie oznaczało pomoc drugiemu człowiekowi. Choć sam nigdy tak tego nie nazwał.

- Wiem, że nie potrzebował kwiatów, prezentów, uznania. Był pragmatykiem, a w jego życiu na pierwszym miejscu było ratownictwo wodne. Wiem, że życzyłby sobie, aby zamiast pieniędzy na ozdoby, zbierać środki na organizację, która ratuje ludzkie życie. Niestety już bez niego - mówi Magda Wierzcholska, partnerka Przemka Regulskiego.

Okaz zdrowia

Od śmierci ojca jej rocznego synka Tadeusza, minęły zaledwie dwa miesiące. Za krótko, aby mówić o niej bez łez i rozpaczy. Szczególnie, że wciąż nie wiadomo, dlaczego Przemek nie żyje. Znaleziono go martwego w szpitalu, w którym pracował jako pielęgniarz na oddziale covidowym. Był na dyżurze. Nic nie wskazywało na to, że zaraz wydarzy się tragedia.

- Niedowierzanie, szok - wszyscy reagowali tak samo. Trudno było im się pogodzić ze śmiercią kogoś, kogo uznawali za okaz zdrowia. To było jak grom z jasnego nieba. Wiem, że to wyświechtane określenia, ale w tym przypadku pasują idealnie. Mnóstwo pytań: Dlaczego on? Dlaczego w takich okolicznościach? - Magda milczeniem odpowiada na pytania bliskich.

Przemek nie skarżył się na ból, nie miał problemów ze zdrowiem. W pracy wzorowo przechodził wszystkie badania. Trenował boks, był sprawny, wysportowany - inaczej nie byłby tak uznanym ratownikiem wodnym. I był młody.

We wtorek 7 czerwca skończyłby 36 lat.

Przygotowywał się do kursu na instruktora WOPR. Jarosław Radtke, prezes pomorskiego oddziału i jednostki w Pucku chciał go mianować swoim następcą. Przemek wypełnił wszystkie formalności, czekał na rozpoczęcie zajęć.

- Mieliśmy też plany wakacyjne. Chcieliśmy lecieć na Kretę. Wszystko było przygotowane. Niedawno w piwnicy znalazłam stosy książek o ratownictwie, pierwszej pomocy, pielęgniarstwie. On tym żył od rana do nocy. Kolejny smutny dowód na to, że nie da się być gotowym na wszystko. Przestałam gdybać, przestałam zastanawiać się nad przyszłością, bo wszystko w jednej chwili może być tylko ponurym żartem - Magda ostatnie zdanie wypowiada wolno, dając sobie czas na zadumę i miejsce na kolejne łzy.

Magda również jest ratowniczką wodną. Pracowała na plaży we Władysławowie, w zespole Przemka. W tym roku również będzie pracować. Jej celem jest ratowanie ludzi tak, jak nauczył ją partner. Nie wyobraża sobie, że może jej nie być w miejscu, któremu Przemek poświęcił niemal całe życie.

Gotowy na wszystko

Przemek zawsze powtarzał, że ufa sobie w stu procentach i nie daje się zaskoczyć. Studia wybierał takie, które na pewno skończy. Robił to, w czym czuł się najlepszy. I ciągle się szkolił, aby nigdy nic nie było w stanie go wyprowadził z życiowej równowagi.

Atletyczna budowa ciała, łysa głowa, tatuaże na rękach i sportowe ciuchy. Przemysław Regulski swoją fizycznością budził respekt. Wyglądałby na gangstera, gdyby nie szeroki uśmiech, który nawet na chwilę nie schodzi z jego twarzy.

Mówił głośno. Poglądy na życie wyrażał jasno i precyzyjnie. I nigdy ich nie zmieniał. Nawet najdrobniejszy element swojej egzystencji miał przemyślany. Nienawidził, kiedy coś idzie niezgodnie z jego planem, ale dla wszystkich wokół jest serdeczny i kulturalny.
Mieszkał w Gdyni. Na plaży spędził siedemnaście sezonów. Zawsze we Władysławowie. I powtarzał, że będzie to robił nadal, dopóki siła i sprawność pozwolą, aby ratować ludzi. Wcześniej pracował jako ratownik medyczny i pielęgniarz w szpitalnym oddziale ratunkowym. Odbył wolontariat w hospicjum. Ukończył policealną szkołę ratownictwa medycznego, potem studia dzienne na tym samym kierunku i studia podyplomowe z zarządzania placówkami opieki zdrowotnej. Był magistrem anestezjologii i intensywnej terapii. Studiował też pedagogikę, aby móc wykładać przedmioty medyczne w państwowych uczelniach wyższych. I opiekował się synem Tadeuszem, który urodził się w maju 2021 r.

Poza sezonem pracował jako pielęgniarz na covidowym Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej w Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku. Tam zmarł.

- Każdy z zawodów, jaki wykonuję i wykonywałem, wiąże się z potężnymi dawkami adrenaliny. To dlatego je wybieram. Pomoc innym stanowi piękny element tego, co robię, ale to adrenalina napędza mnie do działania. Musi się dziać - wyjaśniał Przemysław w książce "WOPR. Życiu na ratunek", w której poświęcono mu osobny rozdział.

Magda twierdzi, że był dominującą osobowością, ale w dobrym tego określenia znaczeniu. Ona cicha, spokojna - on, głośny i naładowany energią.

- Ludzie nie kryli zdziwienia, jak my się dogadujemy. Tymczasem było nam ze sobą wspaniale. Właśnie kogoś takiego zawsze potrzebowałam. Wiele mnie nauczył i ciągle wspieraliśmy się nawzajem. Bo mimo wszystko Przemek tego wsparcia potrzebował. W pracy cały czas był na linii frontu walki ze śmiercią - zarówno w zespole reanimacyjnym jak i na plaży we Władysławowie. Czasem sobie myślę, że jego serce już tego nie wytrzymało. Zrobiło tyle, ile się dało. I przestało bić obciążone wszystkimi tragediami, z którymi Przemek stykał się na co dzień - rozmyśla Magda.

Spuścizna

Magda długo zastanawiała się, co zrobić, aby śmierć Przemka w jakiś sposób przysłużyła się ludziom. Jest pewne, że on by tego chciał. Wpadła na pomysł zbiórki, dzięki której Pomorski WOPR będzie mógł kupić sprzęt na plażę we Władysławowie. Pieniądze przeznaczane przez rząd i samorządy na ratownictwo wodne zawsze są zdecydowanie za małe. Wsparcie ludzi z zewnątrz jest więc konieczne.
Magda skonsultowała swój pomysł z zarządem Pomorskiego WOPR, który jasno dał do zrozumienia, że brakuje im quada, który będzie względnie tani w utrzymaniu.

- Do puszki na pogrzebie trafiło prawie 10 tys. złotych. Ta ogromna kwota przerosła oczekiwania rodziny i przyjaciół. Zebrana suma jest świetnym początkiem większej zbiórki na pilnie potrzebny ratownikom sprzęt. Skoro udało się zgromadzić już tak ogromną kwotę, wierzymy, że uda się zebrać brakujące środki. Właśnie na zakup quada - tłumaczy Magda Wierzcholska.

A brakuje 40 tys. zł. Partnerka Przemka Regulskiego na portalu Zrzutka.pl stworzyła zbiórkę, która pomoże zebrać brakujące środki.

- Chcę, aby sprzęt był zwieńczeniem pracy Przemka i ostatnią częścią spuścizny, jaką po sobie zostawił. Dlatego proszę państwa o pomoc w zebraniu brakującej kwoty. Z góry dziękuję za każdą, nawet najmniejszą wpłatę - podsumowuje Magda.

Oblicze życia, oblicze śmierci >>
Dziecko płakało, a ojciec czekał aż wyparują promile. "Dramat" >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×