- Kiedy zobaczyłem, że sam Michael Phelps szykuje się, by nas udekorować, byłem zaskoczony, ale i uradowany. Kiedyś moim marzeniem było, żeby w ogóle go spotkać. A na opisanie, jak to było dostać od niego medal mistrzostw świata i usłyszeć jego gratulacje, aż brakuje mi słów - wspomina Chmielewski ceremonię medalową najlepszych zawodników mistrzostw świata w Fukuoce na 200 metrów stylem motylkowym. Dekorującym Polaka, Francuza Leona Marchanda i Japończyka Tomoru Hondę, był właśnie Phelps, 23-krotny mistrz olimpijski, 26-krotny mistrz świata, jedna z największych legend światowego sportu.
Po krótkiej chwili namysłu 19-latek z Warszawy znajduje jednak to właściwe słowo:
- Zaszczyt. Ogromny zaszczyt.
Myślał, że podium nie będzie. Po chwili wypatrzył swoje nazwisko
Dla polskiego pływania ceremonia medalowa z udziałem Chmielewskiego oraz wcześniejszy finał z jego udziałem były najradośniejszymi momentami zakończonych w niedzielę MŚ. Chociaż w samym wyścigu finałowym początkowo można było mieć wątpliwości, czy młody zawodnik Muszelki Warszawa będzie w stanie walczyć o medal. Zaczął w swoim stylu
- spokojnie. Na pierwszym nawrocie był siódmy, na drugim, po pokonaniu stu metrów, piąty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za "kot"! Fantastyczne parady bramkarza
- Na początku miałem wrażenie, że płynę wolniej niż w półfinale. Ale to pewnie brało się z tego, że inni zaczęli bardzo mocno. Ja nie lubię zaczynać za szybko, wtedy w drugiej części dystansu trudno jest utrzymać początkowe tempo. Starałem się płynąć swoim tempem spodziewając się, że pozostali finaliści w drugiej części dystansu opadną z sił po tym szybkim otwarciu - relacjonuje.
Taktyka Chmielewskiego okazała się bardzo dobra. Po 150 metrach przesunął się na czwarte miejsce i na ostatniej długości basenu toczył walkę o miejsce w pierwszej trójce. Starał się wtedy gonić prowadzącego Leona Marchanda, który płynął na torze obok niego. Marchand wygrał z dużą przewagą, ale Chmielewski uważa, że właśnie próba ścigania Francuza dała mu minimalną wygraną nad Japończykiem Tomoru Hondą (o 0,04 sekundy) i znakomite drugie miejsce.
- Na ostatnich metrach w ogóle Hondy nie widziałem, Leon mi go zasłonił. Kiedy po finale spojrzałem na tablicę wyników, najpierw zobaczyłem, że Japończyk jest trzeci. Wtedy przez chwilę myślałem, że jestem poza podium, bo wydawało mi się, że przypłynąłem za Hondą. Ale potem poszukałem wzrokiem swojego nazwiska. I znalazłem je na drugim miejscu! Bardzo się ucieszyłem - opowiada.
"Cześć, jestem Michael Phelps"
Swój srebrny medal młody polski pływak odebrał jeszcze tego samego dnia. A otrzymanie go z rąk samego Michaela Phelpsa było dla niego dodatkową nagrodą za świetny występ. Amerykanin, który swoje pierwsze rekordy świata na 200 metrów stylem motylkowym bił gdy urodzonego w 2004 roku Chmielewskiego nie było jeszcze na świecie, to jeden z jego sportowych wzorów.
W Fukuoce legendarny mistrz pływania pozytywnie zaskoczył naszego reprezentanta. - Myślałem, że może będzie zachowywał się jak gwiazda, że może być nieprzystępny. Tymczasem okazało się, że to bardzo miły, skromny człowiek. Jak do nas podszedł, najpierw powiedział: Cześć, jestem Michael Phelps. A przecież żadnemu z nas nie musiał się przedstawiać - śmieje się wicemistrz świata.
Rekord Polski już blisko
Srebrny medal MŚ dał Chmielewskiemu czas 1:53,62. Od najlepszego wyniku Phelpsa na 200 metrów stylem motylkowym (1:51,51 z mistrzostw świata w Rzymie w 2009 roku było rekordem świata, który przetrwał blisko dekadę) Polaka dzieli jeszcze dużo, bo ponad dwie sekundy, ale jego rezultat i tak robi duże wrażenie. Od rekordu życiowego, z którym 19-latek przyjechał do Japonii, jest lepszy o półtorej sekundy. Od rekordu Polski Pawła Korzeniowskiego - gorszy tylko o 0,39 sekundy.
Co ciekawe, wynik Korzeniowskiego (1:53,23) też dał srebro mistrzostw świata (w Rzymie 2009), a złoto zdobył wówczas właśnie Phelps z najlepszym ze swoich licznych rekordów świata na tym dystansie.
- Cel na obecny sezon był taki, żebym zszedł poniżej minuty i 54 sekund. Udało się, chociaż nie spodziewałem się, że uzyskam aż tak dobry czas. Moim zdaniem na ten wynik złożyło się kilka rzeczy. 2023 rok na pewno przepracowałem mocniej, niż poprzedni. Miałem o wiele więcej obozów treningowych, przepłynąłem więcej kilometrów. No i w zasadzie od dwóch lat trenuję bez żadnych dłuższych przerw. Ciężka praca dała teraz efekty.
W Fukuoce Chmielewski wystartował też na 1500 metrów stylem dowolnym. Rywalizację na tym dystansie zakończył na 16. miejscu. - Co prawda wolę 200 metrów delfinem, ale na dłuższych dystansach też sobie radzę. Na 1500 metrów często występuję w różnych zawodach, więc wystąpiłem też na MŚ. Ze swojego startu jestem zadowolony, bo poprawiłem życiówkę o sześć sekund, ale mam też w sobie niedosyt. Moim celem było złamanie 15 minut, a do tego zabrakło mi 1,9 sekundy. Może udałoby mi się, gdybym płynął w trochę szybszej serii? Na dystansie czułem się dobrze, a w pływaniu zazwyczaj oznacza to tyle, że płyniesz trochę za wolno.
W Japonii błysnął po raz drugi
Choć dopiero niedawno skończył 19 lat, młody reprezentant Polski już po raz drugi sprawił w Japonii bardzo pozytywną niespodziankę. Dwa lata temu na igrzyskach olimpijskich w Tokio sensacją był sam jego awans do finału 200 metrów stylem motylkowym. Zwłaszcza, że był to pierwszy polski pływacki finał od igrzysk 2012 roku w Londynie i że awans do niego wywalczył zawodnik zaledwie 17-letni. Chmielewski zakończył wtedy rywalizację na ósmym miejscu.
- Wtedy igrzyska nie były tak naprawdę moją imprezą docelową. Byłem po mistrzostwach Polski oraz mistrzostwach Europy, przyjechałem do Tokio po naukę. A teraz właśnie MŚ w Fukuoce były najważniejsze. Jak porównałbym siebie sprzed dwóch lat i teraz? Czuję się mocniejszy fizycznie, bo od tamtego czasu przepracowałem sporo godzin na siłowni. Na zawodach mam więcej pewności, bo wtedy dopiero wchodziłem w świat wielkiego pływania, a teraz już ten świat znam i wiem, co mnie czeka na zawodach tak wysokiej rangi, jak mistrzostwa świata. W towarzystwie gwiazd pływania nie czuję się onieśmielony. Zwłaszcza, że kiedy rozmawiam z taką gwiazdą, zwykle okazuje się ona osobą, która nie tworzy żadnego dystansu. A teraz, jak sam Michael Phelps się ze mną przywitał i wręczył mi medal, już chyba nikt w tym pływackim świecie nie będzie mnie onieśmielał - śmieje się utalentowany pływak.
W przyszłość patrzy ostrożnie
Zapytany o swój największy atut Chmielewski bez dłuższego zastanowienia wskazuje na wytrzymałość. Wytrzymałość wypracowaną w czasie ciężkich treningów u swojego wieloletniego trenera Grzegorza Olędzkiego.
- Myślę, że moi rywale nie trenują aż tyle, co ja, nie pokonują w wodzie aż tak wielu kilometrów. Trener Olędzki powtarza, że nie mam tak dobrych warunków fizycznych, jak inni delfiniści, więc muszę pracować więcej od nich, nadrabiać treningiem - zdradza polski bohater z Fukuoki.
Srebro, które tam zdobył, może nie być ostatnim, jakie wyłowił w tym roku z basenu. W sierpniu wystartuje w mistrzostwach Europy do lat 23 w Dublinie. W Irlandii będzie walczył o medale dla polski razem ze swoim bratem bliźniakiem, Michałem, również utalentowanym pływakiem. W 2021 roku w Rzymie i rok później w Otopeni Chmielewscy razem stawali na podium mistrzostw Europy juniorów - w obu imprezach na 200 metrów delfinem Krzysztof był pierwszy, a Michał drugi.
- W tym roku Michałowi nie poszło w mistrzostwach Polski, nie zrobił tam minimum na MŚ. Ale w Dublinie będzie startował, Chmielewscy będą tam razem atakować dobre wyniki. Wspieramy się nawzajem, lubimy razem trenować, bo wtedy możemy się pościgać. A ściganie się jest przyjemniejsze, niż samotne pokonywanie w wodzie kolejnych metrów i kilometrów.
Jakie wspomnienia zabierze ze sobą Chmielewski z japońskich mistrzostw? - Stanie na podium, wypatrzenie swojego wyniku i miejsca na tablicy wyników, otrzymanie medalu od Michaela Phelpsa - mówi.
A jak widzi swoją przyszłość? - Tu jestem ostrożny. Nie zamierzam teraz opowiadać, że celuję w rekord Polski, a potem w medal igrzysk olimpijskich w Paryżu. To nie w moim stylu. Ja swoją przyszłość widzę po prostu tak, że dalej robię swoje. Czyli ciężko pracuję.
Czytaj także:
Płynął szybciej od rekordu świata. Wielkie emocje w wyścigu z Polakiem
Polski olimpijczyk stworzył spółkę wartą 12 milionów dolarów. Już podbija rynek