Podczas ostatnich mistrzostw świata w Katarze Katarzyna Wasick ustanowiła rekord Polski na 50 metrów stylem dowolnym (23.95), a wynik dał jej brązowy medal. To wszystko sprawia, że Polka na igrzyska olimpijskie do Paryża poleci jako jedna z najpoważniejszych kandydatek do medalu.
Zawodniczka jest obecnie w dobrym nastroju, ale ostatni rok nie był dla mniej łatwy. Podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Fukuoce nie zdołała awansować do finału, a Japonię opuściła z kontuzją barku. Chciała odbudować się podczas mistrzostw Europy na krótkim basenie, ale zdobycie medalu uniemożliwili jej... działacze PZP, którzy podjęli decyzję, że w Rumunii nie wystartuje żaden z naszych reprezentantów. Czas pokazał, że poziom był tam na tyle słaby, że Wasick mogłaby popłynąć dużo wolniej niż rekord Polski, a i tak zdobyłaby złoto.
- To była moja porażka. Medal mistrzostw Europy jest marzeniem każdego sportowca, więc to normalne, że zakaz wyjazdu na tę imprezę bolał. Jeśli ktoś codziennie chodzi do pracy z maksymalnym zaangażowaniem, a nagle słyszy, że nie można tego kontynuować, to robi się po prostu przykro. To już jednak przeszłość. Wyjaśniliśmy to i staram się do tego nie wracać. Teraz skupiam się tylko na igrzyskach - przyznaje 32-letnia sprinterka.
ZOBACZ WIDEO: Zaskakujące słowa posła Koalicji Obywatelskiej. "Takich rozmów też nie było"
Kluczem do obecnych sukcesów mogła okazać się jednak dobra reakcja na niepowodzenia.
- Na treningach czułam sportową złość. Kontuzja i brak finału w Fukuoce, a potem brak wyjazdu na mistrzostwa Europy do Otopeni to była porażka. Musiałam sobie z tym poradzić i znaleźć sposób na wyładowanie tych emocji. Ostatecznie robiłam na treningach - przyznaje zawodniczka.
Co ciekawe, choć władze PZP były początkowe przekonane, że słusznie zrobiły zakazując wyjazdu na zawody, to dziś nie są już tak pewne, czy ta decyzja była dobra.
- Z perspektywy czasu, można powiedzieć, że mocno się zastanawiamy czy było to dobre. Jeśli kiedyś miałabym podobny dylemat, to pewnie postąpiłabym inaczej. Nie potrafię powiedzieć, czy to był błąd. Taką decyzję podjął sztab szkoleniowy i było to przedstawione jako najkorzystniejsza opcja. Dla mnie samej było do cenne doświadczenie, by szukać dobrych rozwiązań dla zawodników, by mogli spełniać swoje ambicje - tłumaczy prezes PZP, Otylia Jędrzejczak. Obie strony zapewniają, że sprawa została już wyjaśniona, a dziś nikt nie ma już do nikogo żalu. Wasick pozostaje największą nadzieją polskiej reprezentacji na medal olimpijski w pływaniu.
- Po części mam trochę obsesję medalu olimpijskiego, ale to chyba normalne, bo każdy sportowiec o tym marzy. Staram się wykonywać normalną pracę i wierzę, ze będzie dobrze. Trudno mówić o jakiejś szczególnej presji, gdy jedzie się na swoje piąte igrzyska. Lubię ścigać się z najlepszymi. Dobrze radze sobie z presją i lubię rywalizację. W Dosze w każdym wyścigu pływałam szybciej, a to dobry prognostyk. Czuję się dobrze, widzę, że trening idzie w dobrą stroną - dodaje pływaczka, która w czterech ostatnich sezonach zdobyła w sumie osiem medali mistrzostw świata i Europy. W sierpniu chce dodać do swojej kolekcji ten najcenniejszy z igrzysk olimpijskich.
Czytaj więcej:
Swoboda wezwała ochronę i się zaczęło
"Kosmitka" pobiła rekord świata