Trener po wpadce pływaczki. "Sprawa wygląda absurdalnie"

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Alicja Tchórz
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Alicja Tchórz

Klub i najbliżsi Alicji Tchórz stoją za nią murem i zapewniają, że nawet ewentualna dyskwalifikacja pływaczki za dopingową wpadkę nie zmieni jej sytuacji w Juvenii Wrocław. - Nie powiemy, że jest fuj i jej nie chcemy - mówi trener Grzegorz Widanka.

W tym artykule dowiesz się o:

Przypomnijmy, że w poniedziałek "Przegląd Sportowy Onet" ujawnił dopingową wpadkę Alicji Tchórz. Była mistrzyni Europy została "przyłapana" podczas kontroli na zawodach Grand Prix Polski w Warszawie. W jej organizmie wykryto obecność zakazanej substancji - metyloheksanaminy.

Zawodniczka od roku nie jest już w kadrze Polski i - jak sama niedawno przyznała - trenuje obecnie dla przyjemności i zachowania zdrowia. W winę swojej podopiecznej zupełnie nie wierzy jej trener Grzegorz Widanka.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Pana wieloletnia zawodniczka Alicja Tchórz została przyłapana na dopingu. Co pan na to?

Grzegorz Widanka, trener i wiceprezes Juvenii Wrocław: Jestem absolutnie przekonany, że ona nie zrobiła tego celowo. Jestem tego pewny na sto procent. Znam ją od ponad 15 lat. Pamiętam, jak wiele razy spieszyła się na niezapowiedziane kontrole, sam wiele razy jechałem, by towarzyszyć jej podczas takich badań. Nigdy nie unikała testów. Zresztą to nie jedyna rzecz, która nie trzyma się kupy.

To znaczy?

To wszystko wygląda bardzo absurdalnie. Ala nie miała już żadnych poważnych planów startowych. Tak naprawdę zakończyła karierę w zeszłym roku, podjęła się pracy w programie ministerialnym "Super trener". Cały czas była jednak w treningu, bo po prostu nie wyobrażała sobie życia bez codziennych zajęć. Skoro była aktywna, a forma wciąż była dobra, to startowała w zawodach dla przyjemności.

I właśnie podczas Grand Prix Polski w Warszawie została poddana testom, które wykazały obecność w jej organizmie metyloheksanaminy.

Została wzięta do badań po tym, gdy zajęła trzecie miejsce w swoim wyścigu. Stałem wtedy przy niej i pamiętam, jak śmiała się do pani z kontroli, że "biorą do kontroli babcię, która startuje dla zabawy". Podeszła do tego zupełnie na luzie, była spokojna. Nikt nie brał pod uwagę, że kontrola może coś wykazać. To, co się stało później, to dla nas kosmos.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Janowski, Holloway i Cegielski

Kiedy się pan dowiedział o wynikach badań i jak zareagował?

Dostaliśmy informację tuż przed weekendem majowym. Początkowo nie docierało to do mnie. Liczyłem, że to jakaś pomyłka. Chcieliśmy oderwać Alę od stresów i wraz z żoną zabraliśmy ją na bluesowy festiwal. Od razu wysłaliśmy też wniosek o przebadanie próbki B, bo liczyliśmy, że może śladowe ilości tych substancji ulegną degradacji. Teraz sprawę przejął prawnik, który musi ustalić, jak zakazana substancja mogła trafić do organizmu Ali. Bomba tykała od pewnego czasu i wiedzieliśmy, że ta informacja w końcu ujrzy światło dzienne. Ala chciała nawet wcześniej o tym poinformować, ale to ja namawiałem ją, by poczekała, bo może wcześniej sprawa sama się wyjaśni.

Alicja Tchórz napisała w oświadczeniu, że powodem mogą być zanieczyszczone odżywki. 

Badaliśmy to i okazało się, że ta substancja występuje w jajkach, coli zero czy elektronicznych papierosach. Zawody w Warszawie odbywały się tuż po Świętach Wielkanocnych, które Ala spędziła w domu. Wszystkie jej odżywki trafiły do badania. To wszystko kosztuje gigantyczne pieniądze, ale teraz liczy się tylko odzyskanie dobrego imienia. Nie chcę uwierzyć w to, że osoby trzecie maczały w tym wszystkim palce. To byłoby najgorsze.

Uważa pan, że istnieje w ogóle taka możliwość? 

Nie chcę o tym nawet myśleć, ale wiem, że Alicja wielu osobom mocno podpadła, bo przecież przez lata nie bała się ostro krytykować działań związku pływackiego. Miała sporo wrogów. Była przecież jedyną osobą, która po igrzyskach w Tokio głośno mówiła o fatalnym błędzie działaczy, którzy nie zgłosili wszystkich zawodników na igrzyska.

Jaki macie plan na najbliższe tygodnie?

Będziemy walczyć do końca. Ala poświęci na to duże pieniądze i czas, bo dla niej ważny jest teraz jej wizerunek. Sama dyskwalifikacja nie jest dla niej istotna, bo karierę i tak już wcześniej zakończyła. Trzeba dowiedzieć się, jak substancja trafiła do organizmu i oczyścić sumienie.

Czy zamierzacie odsunąć ją od pracy w Juvenii Wrocław?

Alicja Tchórz jest twarzą i dobrym duchem naszego klubu. Po tym wszystkim, co dla nas zrobiła, mielibyśmy jej powiedzieć, że jest fuj i nie chcemy jej? To niemożliwe. Jako trener i wiceprezes Juvenii mówię wprost, że nie ma możliwości, by Alicja Tchórz nie działała dalej jako organizator Memoriału Petrusewicza. Nie ma też mowy o wykluczeniu jej z naszego klubu. Nie pozwolimy, by jej imię było szargane.

Dlaczego jest pan aż tak pewny, że pana zawodniczka jest niewinna?

To wszystko brzmi absurdalnie. Dlaczego Ala miałaby przyjmować środki akurat teraz? Ma 32 lata, myśli już głównie o swojej karierze po pływaniu. Kandydowała na radną Wrocławia, przygotowuje się do roli trenera, jest w zarządzie naszego klubu, działa w różnych rolach wokół sportu, organizuje Memoriał Petrusewicza. Nie miała żadnego powodu, by przyjmować środki dopingujące.

Rozmawiał Mateusz Puka, WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Gwiazdor kadry Polski nie zagra na EURO?
Robert Kubica: Wyścigi to styl życia. Nie idą w parze z dziećmi, czy rodziną

Źródło artykułu: WP SportoweFakty