Po wybuchu wojny w Ukrainie rozmawiał z Rosjaninem. Nie ma dobrych informacji

Newspix / Tedi / Na zdjęciu: Zygmunt Smalcerz
Newspix / Tedi / Na zdjęciu: Zygmunt Smalcerz

"Czułem się, jakbym dyskutował ze ścianą. Dlatego dość szybko zakończyliśmy wymianę zdań. To nie miało sensu" - Zygmunt Smalcerz mówi o kontakcie z prezesem rosyjskiej federacji podnoszenia ciężarów.

- Zerknąłem w swój PESEL i postanowiłem wracać do ojczyzny - rozpoczął rozmowę z WP SportoweFakty Zygmunt Smalcerz, mistrz olimpijski i mistrz świata w podnoszeniu ciężarów. Ostatnie kilkanaście lat spędził m.in. w USA i Norwegii, gdzie był odpowiedzialny za rozwój ukochanej dyscypliny sportu.

Smalcerz (w czwartek 8 czerwca - przyp. red.) obchodził 82. urodziny. Mimo to nie zamierza jeszcze przechodzić całkowicie na emeryturę. - Kawka, gazetka, drzemki w ciągu dnia: to jeszcze nie dla mnie - śmieje się. I zdradza, że jest w kontakcie z Polskim Związkiem Podnoszenia Ciężarów. Trwają rozmowy o jego roli w pracy szkoleniowej poszczególnych reprezentacji Polski.

Marek Bobakowski, WP SportoweFakty: W ostatnim czasie pracował pan z reprezentacją Norwegii. Czy tam zastała pana wiadomość o wybuchu wojny w Ukrainie (24.02.2022 - przyp. red.)?

Zygmunt Smalcerz: Tak, wtedy pracowałem jeszcze w Norwegii.

ZOBACZ WIDEO: Oto kolejny rywal Artura Szpilki? Dyrektor KSW rzuca nazwisko

Jak przyjął pan tę tragiczną informację, jak przyjęli ją Norwegowie?

Mam wrażenie, że zaskoczenie było o wiele mniejsze, niż choćby w Polsce. Norwegowie od lat obawiają się Rosji. Kiedy podróżowałem po północnych regionach tego kraju, pokazywano mi różne miejsca, które miały ważną militarną i strategiczną rolę na wypadek, gdyby doszło do wojny.

Doskonale zna pan Rosję, kiedyś ZSRR. Podczas swojej kariery był pan w tym kraju...

...pewnie kilkadziesiąt razy. W ZSRR pewnie z ponad dwadzieścia, w Rosji też się zdarzyło wiele razy. Świetnie posługuję się językiem rosyjskim, mam przyjaciół zarówno w tym kraju, jak i w Ukrainie. Na Białorusi też.

W związku z tym jest panu łatwiej w stanie zrozumieć Rosjan?

Nie. Ten kraj jest zadziwiający. Chociaż nie, to złe słowo. Bo może mieć zabarwienie pozytywne. Inaczej. Ten kraj jest przerażający. Tam są takie zależności, takie powiązania, taki terror, że my mieszkający w demokratycznym państwie nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć.

Jak to możliwe, że wielu mieszkańców Rosji po prostu akceptuje wojnę, morderstwa, gwałty, bombardowania?

Nie mieści mi się to w głowie. I to mówię ja - żołnierz. Przecież przez całą karierę byłem wojskowym. Mimo to nie wyobrażam sobie, by wziąć do ręki karabin i strzelać do ludzi. Tym bardziej nie mogę zrozumieć Rosjan i ich akceptacji tego, co robi Putin i jego wojsko.

Miał pan kontakt ze swoimi przyjaciółmi z Rosji, już po wybuchu wojny? Po rozpoczęciu agresji w Ukrainie?

Rozmawiałem, a właściwie mailowałem z prezesem rosyjskiej federacji podnoszenia ciężarów Maksymem Agapitowem.

Tym samym, który w marcu 2022 roku, już po bestialskich morderstwach dokonanych przez Rosjan w Ukrainie, zamieścił w internecie krótkie wideo z wiecu poparcia Władimira Putina?

Tak. Agapitow pisał do mnie, że w związku z tym, że Europa odwróciła się od Rosji, to on teraz musi szukać dla swoich zawodników nowych miejsc, gdzie mogą rywalizować. I kierował się ku Azji.

Europa odwróciła się od Rosji? Nie było w nim refleksji, że to Rosja złamała wszelkie umowy międzynarodowe?

Oczywiście, że nie. To Europa, świat - w jego mniemaniu - były winne. Czułem się, jakbym rozmawiał ze ścianą. Dlatego dość szybko zakończyliśmy wymianę zdań. To nie miało sensu.

Agapitow jednak teraz triumfuje. Światowa Federacja Podnoszenia Ciężarów pozwoliła Rosjanom na powrót do międzynarodowych zawodów i tym samym do walki o igrzyska olimpijskie w Paryżu.

Błąd popełnił MKOl, który uchylił furtkę dla takiej sytuacji. Moim zdaniem Thomas Bach miał stać twardo na stanowisku, że nie ma miejsca dla rosyjskich zawodników na igrzyskach.

Bach przez wiele lat "romansował" z Putinem, z rosyjskimi oligarchami, podpisywał umowy sponsorskie z miejscowymi firmami.

Ano właśnie. Cały świat, również i ten sportowy, jest niestety skorumpowany. Złodziejstwo jest na każdym kroku. Człowieka aż szarpie, jak to widzi. Ale co może zrobić?

W 2002 roku został pan przyjęty do Hall of Fame (Galerii Sław) Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów. Nie przeszło panu przez głowę, by oficjalnie zrezygnować z tego wyróżnienia? I w ten sposób zaprotestować przeciwko wojnie, przeciwko postawie federacji wobec Rosjan?

Myślałem. Ale co to da? Nic. Szymon Kołecki ogolił w Pekinie głowę, by pokazać światu, że Chińczycy niszczą Tybet. Czy to coś zmieniło? Oczywiście, że nie. Dobra, przez kilka dni media w Polsce i na świecie żyły tym tematem. Potem świat zapomniał o Tybecie. To bez sensu.

Dobrze rozumiem, że bojkotu igrzysk w Paryżu przez polskich sportowców również pan nie popiera?

Przeżyłem dwa bojkoty w swoim życiu: w 1980 roku w Moskwie nie było sportowców z krajów zachodnich, a cztery lata później w Los Angeles nie było Rosjan i przedstawicieli krajów socjalistycznych. Sportowcy obu stron wpadli w czarną dziurę. To były ludzkie dramaty. Zawodnicy przygotowywali się cztery lata do najważniejszych zawodów w swojej karierze, a na koniec politycy im zakazali występu. Nigdy więcej takiej sytuacji.

Czyli co teraz można zrobić? 

Jak już mleko się rozlało i MKOl uchylił drzwi, to skupiłbym się na tym, by w Paryżu rzeczywiście pojawili się tylko ci rosyjscy i białoruscy sportowcy, którzy są przeciwko wojnie. Albo przynajmniej jej nie popierają.

Czytaj także: Dramat w Nowej Kachowce. Ukrainka pokazała, jak wygląda jej dom >>

Czytaj także: "Mówisz poważnie?". Po tym pytaniu Rosjanka nie wytrzymała >>

Komentarze (0)