Potęga zbudowana na... zimnym makaronie? Kontrowersje wokół sztangistów z Korei

Co stoi za północnokoreańskimi złotymi medalami IO i MŚ w podnoszeniu ciężarów? - Nie stosujemy dopingu - przekonuje Kim Dzong-Un. Inne kraje mają jednak spore wątpliwości.

Luksusowe apartamenty z meblami specjalnie sprowadzonymi z Niemiec, wyposażone w skórzane sofy prosto z Włoch, telewizory plazmowe z Japonii, a na parkingu nowiutkie modele mercedesa. Koreańscy medaliści mistrzostw świata w podnoszeniu ciężarów nie mogli uwierzyć w swoje szczęście. Kiedy przerażająca większość obywateli KRLD żyje poniżej granicy ubóstwa, oni pławią się w luksusach.

Chińczycy za plecami

W amerykańskim Houston trwają właśnie mistrzostwa świata w podnoszeniu ciężarów. Reprezentanci Korei Północnej są w grupie głównych faworytów do medali. Przed rokiem - w Kazachstanie - zdobyli aż 12 złotych krążków (biorąc pod uwagę zarówno rwanie, jak i podrzut) i wyprzedzili Chińczyków (9 medali). Po raz pierwszy w historii Korea Północna wygrała klasyfikację medalową mistrzostw świata.

Teraz w USA raczej sukcesu nie powtórzą, ale drugie miejsce w końcowej klasyfikacji to przecież również wielkie osiągnięcie. A na taką pozycję na razie się zapowiada.

- Oni mieli przez lata regularnie jednego, góra dwóch świetnych zawodników - mówi na łamach "The Guardian" szkoleniowiec reprezentacji Australii, Lyn Jones. - To dość niezwykłe, że tak nagle dorobili się całej reprezentacji doskonałych sportowców. I to bez zatrudnienia utytułowanego trenera z zagranicy. Nawet Chińczycy budując swoją potęgę korzystali z wiedzy innych. Tak naprawdę nikt nie wie, w jaki sposób Koreańczycy nagle stali się potęgą.

Trzy przypadki dopingu - mało

Skoro "nikt nie wie", to zapala się czerwona lampka ostrzegawcza: doping? Zwłaszcza że podnoszenie ciężarów od lat nie może sobie poradzić z plagą oszustów, którzy wspomagani niedozwolonymi środkami próbują pójść na skróty.

- Słyszeliśmy, że niektórzy oskarżają nas o doping - w tej sprawie wypowiedział się nawet przywódca Korei Północnej, Kim Dzong Un. - Tylko że to bzdura. W latach 2012-2013 niezależna światowa komisja antydopingowa potwierdziła zaledwie jeden przypadek dopingu w naszych ciężarach. Czarna owca zawsze się znajdzie. Zawodnik już został za to przez nas przykładnie ukarany. Dla porównania, w tym samym czasie aż kilkunastu ciężarowców z Azerbejdżanu czy Kazachstanu zostało przyłapanych na niedozwolonych farmaceutykach.

Wypowiedź Kim Dzong Una nieco się zdezaktualizowała w grudniu zeszłego (2014) roku, kiedy WADA (Światowa Agencja Antydopingowa) ogłosiła, że u dwóch kolejnych zawodniczek z Korei Północnej (złota medalistka MŚ w kategorii 75 kg - Ju Un Kim oraz wicemistrzyni świata w kat. 58 kg - Jong Ri Hwa) wykryto sterydy anaboliczne. Mimo wszystko nadal nie można podpisać się pod stwierdzeniem, że Korea Północna jest przeżarta koksem. Przynajmniej oficjalnie.

Jedzą zimny makaron

- Tak, znam wyniki badań WADA, ale problem jest inny - nie daje za wygraną Jones. - Koreańczycy nie wpuszczają kontrolerów do swojego kraju. Twierdzą, że sami pilnują sportowców. Może więc wysyłają na MŚ, gdzie światowa komisja antydopingowa może działać już bez ograniczeń, tylko "wyczyszczonych" sportowców? Da ktoś głowę, że tak nie jest?

- Bzdura - takie słowa wywołują mocne zdenerwowanie u Oma Yun-chola, złotego medalisty igrzysk olimpijskich z Londynu (2012) i trzykrotnego (2013, 2014 i 2015) mistrza świata. - Jesteśmy potęgą, bo ciężko trenujemy, mamy oparcie w naszym Wielkim Wodzu i w specjalnej diecie.

[nextpage]
Ta dieta to zimny (koniecznie!) makaron i kimchi (tradycyjna koreańska potrawa składająca się z fermentowanych warzyw). - Gdy trenujemy, myślimy tylko o jednym, aby nasz władca Kim Dzong Un był zadowolony z naszych startów na arenie międzynarodowej. W ten sposób chcemy mu podziękować za dobroć, którą nam okazuje - powtarzają wyuczoną regułkę, jak mantrę, Koreańczycy.

Siłacze z kraju, w którym panuje głód

Kiedy dziennikarze pytali Yun-chola, skąd jego trener czerpie wiedzę szkoleniową, mistrz olimpijski odpowiedział w swoim stylu. - Kiedyś Wielki Wódz zapytał nas, czy kiedykolwiek słyszeliśmy, aby jajko rozbiło kamień? Oczywiście nie słyszeliśmy. Kim Dzong Un dodał więc natychmiast: "Jak będziecie ciężko pracować i myśleć o swoich rodakach, to dokonacie takiego cudu". I dokonaliśmy.

- Mamy około 900 zawodników w całym kraju - przyznał w rozmowie z brytyjskimi dziennikarzami członek ekipy z MŚ 2014, Kim (nie chciał podać nazwiska - przyp. red.). - To dowód, że mamy ogromny potencjał. Nie jest tak, jak mówią inni, że wzięliśmy się znikąd.

- 900 zawodników? Śmiechu warte. W Chinach trenuje ponad 10 tysięcy profesjonalnych sportowców - twierdzi Jones. - To mnie nie przekonuje. A jak sobie pomyślę, że Korea to kraj, w którym głodują miliony ludzi, a dla kontrastu sportowcy są najsilniejszymi ludźmi na świecie, to coś mi nie pasuje. Dziwne to wszystko.

Wspomniany już Om Yun-chol jest piątym człowiekiem na świecie, który podniósł ciężar trzykrotnie większy od jego masy ciała. To obecnie najsilniejszy człowiek na kuli ziemskiej, biorąc pod uwagę ten współczynnik.

Chcą mistrzostw świata

Koreańczycy od kilku lat otwierają się na świat. Zaczęło się od współpracy z Chinami. Na mocy tej umowy najlepsi młodzieżowcy z Korei jeżdżą regularnie za Wielki Mur, aby tam trenować. W zamian Chińczycy przysyłają swoją kadrę na 10 dni w roku do Korei. - Nigdy jednak nie poproszono nas o pomoc szkoleniową, nie przekazaliśmy in żadnych planów treningowych, nie zorganizowaliśmy żadnego seminarium - podkreślają Chińczycy.

Koreańczycy - już oficjalnie - chcą zorganizować mistrzostwa świata. Odważna decyzja. Najbardziej izolowany kraj świata chce zaprosić do siebie kilka tysięcy sportowców, trenerów, działaczy i kibiców. Niezwykle ciężko będzie przypilnować taką grupę, aby nie doszło do wycieku tajemnic, które skrywa ten kraj. - Są na to gotowi - mówi sekretarz generalny IWF (Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów), Wenguang Ma. - Mają świetną infrastrukturę, jest hala na kilkanaście tysięcy widzów, jest zaangażowanie, jest poziom sportowy.

Bojkot ze strony USA?

Są jednak i problemy. - Głównie techniczne - dodaje Ma. - Na razie nie wyobrażam sobie produkcji obrazu HD, który z takiej imprezy jak MŚ jest po prostu obowiązkowy. Mamy również sporo zastrzeżeń do marketingu. Tak czy siak, jestem przekonany, że do 2020 roku Korea otrzyma prawo organizacji wielkiej imprezy międzynarodowej.

- Niech sport przełamie bariery, których nie mogą przełamać politycy - mówią inne kraje. - Jesteśmy za.

USA się wyłamuje. - Jeżeli Korea będzie organizować MŚ, to my poważnie zastanowimy się nad bojkotem - przyznał portalowi insidethegames.biz, Michael Massik, szef federacji. - I to nawet nie chodzi o nasz związek. Musimy mieć zgodę komitetu olimpijskiego i departamentu stanu, a o to może być ciężko.

- Nie mam nic przeciwko - na zakończenie przytaczamy słowa Jonesa. - Taka impreza nałoży na gospodarza obowiązek ściślejszej współpracy z WADA. A to może obnażyć fundament, na którym zbudowano koreańską potęgę w podnoszeniu ciężarów.

[b]Marek Bobakowski



[/b]

Źródło artykułu: