The Boys: Ben Helfgott. Ciężary życia

Getty Images / Anthony Devlin/PA Images  / Na zdjęciu: Sir Ben Helfgott
Getty Images / Anthony Devlin/PA Images / Na zdjęciu: Sir Ben Helfgott

Beniek Helfgott dźwigał ciężary całe życie. Nosił torby pełne drewna, aby uniknąć rozstrzelania. Na olimpijskich arenach podnosił sztangi, gdy bił się o medale.

W tym artykule dowiesz się o:

Oto #HIT2019. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

Ben był w pracy, gdy Tadek Głogowski przyszedł do ich mieszkania w Piotrkowie. Zastał tylko jego matkę Sarę i dwie siostry: Malę oraz Lusię. Tadek, żydowski policjant, miał wśród miejscowych opinię człowieka wyjątkowo bezwzględnego. Trudno powiedzieć, co nim kierowało, dlaczego zdecydował się oszczędzić Malę. Może to, że Sara powiedziała o chorobie córki. Zostawił ją pod kocem. Zabrał matkę i młodszą z córek do synagogi, gdzie zbierano miejscowych Żydów. Tego dnia trafiło tam 550 osób.

Moisze, ojciec Bena, wykorzystał znajomości i załatwił żonie zwolnienie. Ale tylko jej. Naziści dzieci już nie wypuszczali. Sara ze łzami w oczach została z najmłodszym dzieckiem. Naziści zabrali obie wkrótce do lasu Raków. Padł rozkaz, matka i córka rozebrały się i stanęły na krawędzi wielkiego rowu. Potem padły strzały. Sara Helfgott miała 37 lat, jej córka Lusia 8 lat. Było to cztery dni przed wigilią Bożego Narodzenia 1942 roku.

Ben zapamiętał, że tamtego dnia, gdy mama i jego siostra zostały zabrane, wrócił z pracy bardzo późno. Mala była roztrzęsiona i gdy zaczęła opowiadać o przyjściu Tadka, o mamie, o Lusi, zaczęła głośno płakać. - Bądź cicho! Nie rób takiego hałasu!  - odpowiedział jej brat twardym, zdecydowanym głosem.

ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Marta Walczykiewicz: Kajakarstwo to sport dla twardzieli

Niedźwiedź grizzly

Jego hebrajskie imię Dov oznacza niedźwiedzia. Ben [nazywany Beńkiem] Helfgott był silny jak grizzly, choć urokiem - tak mówili - dorównywał małemu misiowi. Odkąd pamiętał, lubił rywalizować, wygrywać, ścigać się po chodniku, zamiast spokojnie spacerować. A biegał szybko, kilka razy mu się to przydało, gdy chcieli go bić Polacy. Bo przed wojną Polacy ścigali Żydów po ulicach. Raz dopadli Moisze. Ojciec Bena przeżył tylko dlatego, że miał przy sobie pistolet. W 50-tysięcznym Piotrkowie gmina żydowska liczyła 12 tysięcy osób.

Ben grał w piłkę, tenisa stołowego, uprawiał gimnastykę. I dobrze się uczył, zbierał znaczki pocztowe, to z nich poznawał państwa świata i ich stolice. Był zafascynowany Anglią, starał się uczyć języka, czytał książki o Wyspach. Chłopak miał w sąsiedztwie reputację małego, zawziętego i silnego inteligenta.

Zdjęcie rodzinne Helfgottów z 1934. 4-letni Ben w środku, drugi od lewej. Fot: Johnny Green - PA Images/Getty Images
Zdjęcie rodzinne Helfgottów z 1934. 4-letni Ben w środku, drugi od lewej. Fot: Johnny Green - PA Images/Getty Images

Urodził się w Pabianicach, ale mieszkał w Piotrkowie Trybunalskim, bo tu ojciec prowadził interesy. To była nieźle sytuowana rodzina, Moisze miał młyn, handlował mąką. Byli dobrze ubrani, niczego im nie brakowało, jeździli dorożką. Mama Sara opiekowała się domem przy ulicy 3 Maja. Stać ich było nawet na służącą - Andzię.

Śmierć pachnie słodko

Gdy pierwsze niemieckie bomby spadły na Piotrków, Helfgottowie kończyli wakacje w Sieradzu, u rodziców Sary. Wrócili akurat na noc do domu, ale rankiem uciekli. Jak setki ludzi, poszli do lasu, doszli do oddalonego o 15 kilometrów Sulejowa. Ale bomby spadały i tam, rodzina znowu skryła się w lesie.

Harry Spiro jest przyjacielem Bena Helfgotta. Też ma swoją tragiczną historię przetrwania - Czytaj tutaj

Ben wielokrotnie opowiadał potem, że spanikowani ludzie biegali wokół jak kurczaki, którym jeszcze pracują nerwy, ale które łebki mają już ucięte.

Helfgottowie błąkali się od wioski do wioski, w końcu postanowili wracać do Piotrkowa. Gdy przechodzili przez Sulejów, 10-letni Ben dowiedział się, jak pachnie śmierć. - Nigdy nie zapomnę tego mdłego, słodkiego zapachu. Ścigał mnie całe życie. Całe ciała, urwane ręce, nogi, głowy leżały na ulicach - opowiadał.

5 października 1939 roku naziści utworzyli pierwsze w Europie żydowskie getto. Obejmowało m.in. starówkę, Żydzi nosili opaski z gwiazdą Dawida. Rodzina straciła swoje mieszkanie, przeprowadziła się do jednego pokoju na terenie getta. Jakoś sobie radzili, obrotny Moisze miał głowę do interesów, był sprytny, szmuglował do getta mąkę.

Pierwsze ciężary w fabryce

Młody Ben w trakcie niemieckiej okupacji pracował niewolniczo w hucie szkła i zakładzie drzewnym na Bugaju, tuż obok Piotrkowa. Pracę w hucie zaczął w 1942 roku, gdy Sara jeszcze żyła. Matka nie chciała pozwolić mu na nocne zmiany, bo widziała jaki syn przychodził wykończony. A jednak, praca nocą była zbawienna, bo nocą Niemcy nie wyłapywali Żydów. Podczas dziennej zmiany taki pracownik mógł być złapany i deportowany do obozu zagłady. Nocą nawet naziści spali.

Majstrem w fabryce był Polak, niejaki Janota. Helfgott często o nim mówi, bo - choć był to człowiek wyjątkowo antypatyczny i okrutny - to jednak uratował mu życie. Jednego z ostatnich dni deportacji nazistom brakowało ludzi do zapełnienia wagonu, a że fabryka była koło dworca, więc przyszli zabrać kogo popadnie. I złapali Bena, chłopiec się wyrywał, zarzekał się że jest Polakiem, a nie Żydem. Gdy zobaczył to Janota, skłamał naziście, że Ben faktycznie jest Polakiem.

Gdy chłopak później pracował w zakładzie drzewnym - jeszcze nieświadomy niczego - odbył pierwsze treningi podnoszenia ciężarów. W swojej biografii pt. "Ben Helfgott. Historia jednego z Chłopców" opowiada:  - Nosiłem po schodach ciężkie worki drewna. Ludzie patrzyli na mnie i pytali: Jak możesz to robić? Nie rozumieli, że chłopiec w moim wieku może dźwigać takie ciężary.

W październiku 1942 roku Niemcy ograniczyli getto piotrkowskie do tzw. małego getta. Zostało 1500 osób, resztę Żydów naziści wywieźli do Treblinki i zagazowali. Ciągle żył ojciec Bena, żyła też Mala. W listopadzie 1944 roku wszyscy piotrkowscy Żydzi trafili już do obozów. Ben z ojcem zostali wywiezieni do Buchenwaldu. Mala trafiła do Ravensbruck.

Synagoga w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie więzione były mama i siostra Bena Helfgotta. Sara i 8-letnia Lusia stąd zostały zabrane do lasu i zastrzelone. Fot z 2006 r. KRZYSZTOF CHOJNACKI/East News
Synagoga w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie więzione były mama i siostra Bena Helfgotta. Sara i 8-letnia Lusia stąd zostały zabrane do lasu i zastrzelone. Fot z 2006 r. KRZYSZTOF CHOJNACKI/East News

Ben miał silną więź z ojcem. Uważał go za idola, bo Moisze zawsze sobie radził, zawsze miał jakieś wyjście. W Buchenwaldzie byli numerami: Ben dostał 94790, ojciec - 94813. Tam widzieli się po raz ostatni. Moisze wyszedł z innymi więźniami do pracy w fabryce broni do czołgów. Ben myślał, że tato jak zwykle sobie poradzi. Potem dowiedział się, że Moisze wraz z kilkoma innymi Żydami spróbował uciec z marszu śmierci. Nie udało mu się.

Być zawsze fair

Ben z Buchenwaldu trafił do Schlieben. Pilnował go tam kapo, czyli więzień - strażnik z rozkazu SS. Kapo był homoseksualistą, miał upatrzonych dwóch więźniów, których karmił lepiej. Jednego dnia Ben bił się z nim. - Czułem się wtedy, jakbym urodził się na nowo. On się ze mnie śmiał, bo byłem od niego dużo niższy. Przestał się śmiać, gdy wygrałem. Słowem potem nie pisnął - wspominał.

Jeszcze wcześniej, w fabryce drzewnej, pobił go jeden ze strażników, którego uważał za przyjaciela. Opowiadał w książce: - Przez całą moją młodość uczono mnie, żeby być fair. Nigdy nikogo nie uderzyłem, więc nie mogłem zrozumieć, dlaczego mnie pobił. Czułem, jakby moja głowa eksplodowała. Przysiągłem sobie, że przeżyję. Przysiągłem, że wrócę i zemszczę się. Takie myśli miał chłopiec, niespełna 15-letni, który zawsze wierzył w sprawiedliwość.

Po Schlieben młody Helfgott trafił do obozu w czeskim Theresienstadt, gdzie wyzwolili go Rosjanie. Pierwsze co zrobił na wolności, to zabrał buty węgierskiemu żołnierzowi w służbie SS. I poszedł - sam to przyznał po latach - plądrować. Szukał jedzenia, bo przez lata obozów budził się i zasypiał głodny.

A potem usłyszał, że Anglicy szukają sierot, którym chcą dać nowe życie. Helfgott próbował jeszcze wrócić do Piotrkowa. W drodze do domu prawie zginął z rąk Polaków. Był z ocalałym kuzynem, zatrzymali się Częstochowie. Złapali ich polscy policjanci, kazali "zamknąć pier…., żydowskie mordy", ograbili chłopców, po czym zaprowadzili ich pod ciemny mur. Naładowali pistolety, wymierzyli, a Ben w tym czasie wygłaszał całą, błagalną litanię. O tym, że przecież mówi w tym samym języku, o tym że dopiero co Niemcy wyrządzili tyle krzywd.

Jednego z Polaków chyba ruszyło, powiedział do drugiego, żeby ich zostawić. Bo w sumie to jeszcze młodzi chłopcy.  - Macie szczęście. Zabiliśmy już wielu waszych. Jesteście pierwszymi, których zostawiamy - powiedział jeden z nich.

W Piotrkowie chłopiec Ben dowiedział się, że jego siostra Mala trafiła do obozu Bergen-Belsen (70 kilometrów na północ od Hanoweru). Chciał tam pojechać, chciał ratować siostrę, ale nie miał żadnej możliwości, żeby ruszyć w taką podróż. Potem okazało się, że młode dziewczyny z tego obozu trafiły do Szwecji.

The Boys. Chłopiec, który zawsze chciał wygrać

15 sierpnia 1945 roku wsiadł w Pradze do angielskiego bombowca. Rząd angielski zaprosił do kraju tysiąc wyzwolonych sierot, ale znalazł tylko 732 dzieciaków poniżej 15 lat. Ben Helfgott był wśród trzystu, które w pierwszych transportach dotarły na północny zachód Anglii, do miejscowości Windermere, nad jeziorem o tej samej nazwie. Wraz z rówieśnikami zamieszkał na robotniczych osiedlu Calgarth Estate, gdzie mieszkali pracownicy fabryki samolotów. Tę młodzież Anglicy nazwali potem The Boys [ang. Chłopcy].

- To był raj - mówił Ben Helfgott. W Windermere żydowskie dzieci w końcu nie były głodne. Fot. Kurt Hutton/Picture Post/Hulton Archive/Getty Images
- To był raj - mówił Ben Helfgott. W Windermere żydowskie dzieci w końcu nie były głodne. Fot. Kurt Hutton/Picture Post/Hulton Archive/Getty Images

W Windermere Ben w końcu spał w czystej pościeli, mógł się najeść. Spędził tam cztery miesiące i - jak większość dzieciaków - rozpoczął nowe życie. - Było cudownie, to był raj - powtarzał potem wielokrotnie. Chłopcy grali w piłkę, tenisa stołowego, a on we wszystko wygrywał. Kiedyś powiedział: - Zawsze chciałem wygrać, zawsze starałem się wygrać. Gdybym poszedł w tenis stołowy, byłbym lepszy i lepszy. Nie mogłem jednak zająć się nim na poważnie. Nie miałem wzrostu. Ale to co straciłem na wzroście, odzyskałem w skoku.

Miał tylko jedną sportową słabość -  nie umiał dobrze pływać. Nie lubił wody, bał się jej.

Gdy w końcu trafił do Londynu, nauczył się porządnie języka, poszedł do szkoły. Uczęszczał też do klubu spotkań Primrose. Działał tam Paul Mayer, niemiecki żydowski sportowiec, świetny pływak, który w Anglii znalazł azyl. Nazywali go Yogi, od amerykańskiego baseballisty Yogiego Berry. Mayer grał z chłopakami w piłkę i krykieta. Te gry miały zaszczepić w żydowskiej młodzieży ideę brytyjskiego fair-play.

Były ciężary. I był Ben

Któregoś dnia podczas wakacji Helfgott w drodze z basenu zobaczył w trzech chłopaków i trenera, który szkolił ich dźwigać sztangi. Od razu pomyślał, że może robić to samo. Zapytał, czy może spróbować, ważyły 140 funtów (63,5 kg). Trener odmówił, bo uważał że dla takiego amatora to niebezpieczne, ale chłopak był uparty. Podszedł do sztangi i ją podniósł. Trener był pod wrażeniem, zaprosił Helfgotta na treningi. Chłopak zaczął uczyć się tego sportu od podstaw, trenował trzy razy w tygodniu przez 1,5 roku zanim wystąpił w zawodach. A że był inteligentny, to dużo przy okazji czytał o podnoszeniu ciężarów, wyciągał wnioski.

Pokochał je, bo to sport, który w 100 procentach zależał tylko od niego. Były ciężary i on. Sztanga nikomu nie mogła zrobić krzywdy, tylko jemu. Do szczęścia potrzebował sprawnego ciała i ciężarów.

Występował w wadze lekkiej, pierwsze mistrzostwo Anglii wywalczył w 1954 roku. Dwa lata później był kapitanem ciężarowej reprezentacji Anglii na Igrzyskach Olimpijskich w Melbourne, gdzie zajął 12. miejsce. Cztery lata później też był kapitanem na Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie, tam był 16. Był jednym z dwóch ocalałych z Holokaustu sportowców, którzy wystąpili na IO. Tym drugim był francuski pływak Alfred Nakache. Helfgott został za to jedynym więźniem obozów, który w IO wystąpił dwa razy.

O występie na igrzyskach marzył od dziecka. Gdy miał 8 lat, przeczytał o olimpiadzie w Los Angeles z 1932 roku. - Czytałem o Polaku, który wygrał bieg na 10 kilometrów. On był mistrzem - wspominał. To był Janusz Kusociński.

Karierę sportową zakończył w 1961 roku jako dwukrotny olimpijczyk, czterokrotny mistrz Anglii i trzykrotny mistrz Olimpiady Machabejskiej, czyli igrzysk żydowskich. Nie był w stanie dalej godzić sportu i codziennej pracy menadżera w firmie tekstylnej.

Dla Bena Helfgotta, na każdych zawodach sztanga ważyła ciężej, niż pokazywała to waga. Mówił: - Czułem, że reprezentuję ofiary Holokaustu, których talent nie był w stanie się rozwinąć.

Nie pytaj mnie o przeszłość

W Windermere, gdzie Helfgott trafił po wyzwoleniu z obozu, pracuje dziś Trevor Avery, historyk zajmujący się badaniem historii The Boys. Świetnie zna byłego mistrza, to właśnie Helfgott był jednym z pierwszych, dawnych chłopców, którzy zdecydowali się opowiadać swoją tragiczną historię. Avery doskonale pamięta jedną z wczesnych rozmów. Opowiada nam: -To były ważne słowa. Poprosił, żebym nie pytał go o przeszłość, o wojnę. "Pytaj mnie, o to co stało się potem" - prosił mnie.

Tu gdzie Helfgott zaczął swoje życie budować na nowo. I gdzie tak naprawdę zbudował swoją legendę. Już jako mistrz, sportowiec, zaangażował się w pracę na rzecz społeczności żydowskich, był członkiem kolejnych organizacji. Pracował na rzecz pamięci o Holokauście. W listopadzie ubiegłego roku, w Pałacu Buckingham roku książę Karol srebrną szablą nadał mu tytuł szlachecki.

W listopadzie tego roku Ben Helfgott skończy 90 lat. Żyje pod Londynem, jego przyjaciele mówią, że ma problemy ze słuchem i mową. Jest żonaty z Arzą, ma trzech synów i wnuki.

Ma też siostrę Malę. Jeszcze w Windermere ktoś przedstawił mu pewnego Argentyńczyka, który wybierał się do Szwecji na spotkanie z uratowanymi żydowskimi dziećmi. Helfgott opowiedział mu o siostrze, mężczyzna odnalazł dziewczynę, Mala i Ben zaczęli do siebie pisać. W 1947 roku Mala Helfgott przyjechała do Anglii.

Ben Helfgott wracał po wojnie do Piotrkowa wielokrotnie razem ze swoim biografem Michaelem Freedlandem oraz synami. Chodząc po miejscowych uliczkach wspominał stare czasy, wracał pamięcią do radosnych dni, gdy spacerował tam z rodzicami, Moisze i Sarą, oraz siostrami Malą i Lusią.

---- 
W pracy nad artykułem korzystałem m.in. z książki Michaela Freedlanda "Ben Helfgott. The Story of One of The Boys".

---

W czwartek zapraszamy na wywiad z Arkiem Hershem - kolejnym żydowskim dzieckiem z The Boys, które przetrwało Holokaust i za nowym życiem wyjechało do Anglii. Arek Hersh mieszka dziś na Wyspach Brytyjskich, przez lata kibicował Manchesterowi United.

Komentarze (26)
avatar
Lena Opoldońska
29.12.2019
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
NO JAK PIĘKNIE. TO może opiszcie też "operację polską " nkwd , gdzie w latach 1937-38 ludobójczo wymordowano 200 000 (!!!) Polaków na Kresach, a 1,5 mln objęto prześladowaniami. Czy tylko o o Czytaj całość
avatar
GallAntonin
29.12.2019
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
Występują obok Bena: Tadek, okrutny żydowski policjant, co wygarnął i zaprowadził do Niemców swoich współbraci w wierze- rodzinę Benka na stracenie; kapo, żydowski strażnik homoseksualista; okr Czytaj całość
avatar
Leszek Kolataj
29.12.2019
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Gostek przyjeżdża do Polski by powspominać szczęśliwe chwilę gdy uciekał przed polskimi sprawcami dybiacymi na jego życie i złote zęby .Artykuł z cyklu urzekła nie twoja historia 
Robert11
29.12.2019
Zgłoś do moderacji
9
4
Odpowiedz
Tendencyjny antypolski artykół 
avatar
Krogulec Kapuś Sp. zoo
4.09.2019
Zgłoś do moderacji
9
3
Odpowiedz
NIEMCY ZABILI TYLE LUDZI - NIE JACYŚ NAZIŚCI !!!!!