Kajetan Kajetanowicz: Narodziny córeczki to dodatkowa motywacja

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Kajetan Kajetanowicz
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Kajetan Kajetanowicz

Dwukrotny rajdowy mistrz Europy Kajetanowicz w rozmowie z WP SportoweFakty o tym, jak narodziny córeczki zmieniły jego podejście do rajdów, nowych wyzwaniach i przebiegu Rajdu Wysp Kanaryjskich, w którym zajął drugie miejsce.

Maciej Rowiński, WP SportoweFakty: Ostatnie dni były dla pana pełne wrażeń. Najpierw po raz pierwszy został pan ojcem, a niedługo potem ścigał się w bardzo trudnym Rajdzie Wysp Kanaryjskich

Kajetan Kajetanowicz: Gorący czas. Jesteśmy bardzo szczęśliwi i teraz spoczywa na nas wielka odpowiedzialność. Macierzyństwo to naprawdę duża sprawa. Myślałem, że wiemy wszystko na ten temat, ale narodziny Oriany wszystko przewartościowały. Mam nadzieję, że temu zadaniu też sprostamy.

[b]

W motorsporcie panuje przekonanie, że pojawienie się dziecka może mieć wpływ na jazdę zawodnika. Wiedząc, że teraz jest się za kogoś odpowiedzialny, nawet podświadomie, kierowca zaczyna jeździć bardziej asekuracyjnie i nie ryzykuje tak jak wcześniej. Zgadza się pan z tą teorią?[/b]

Słyszałem o tej teorii i sam byłem tego samego zdania.

ZOBACZ WIDEO: Robert Korzeniowski o wpływie uprawiania sportu na nasze zdrowie

Rzeczywiście widzi pan różnicę w swojej jeździe?

Jeszcze za wcześnie na wyciąganie wniosków, ale na pewno postaram się to wszystko pogodzić. Dotąd każde wyzwanie, jakie przed sobą stawiałem, udało się zrealizować. Myślę, że statystycznie tempo większości kierowców po narodzinach dziecka spada, ale właśnie to mnie motywuje, aby w moim przypadku było odwrotnie. Wierzę, że mogę pogodzić moje życie prywatne z tym, aby nadal rozwijać się w życiu zawodowym. Pojawienie się córeczki w moim życiu to wielkie szczęście i sądzę, że Oriana będzie też moim atutem na odcinkach specjalnych. Właśnie w ten sposób chcę to wszystko poukładać.

W Rajdzie Wysp Kanaryjskich się udało?

Myślę, że tak. Dużo o tym myślałem, bo to jednak były dla mnie zupełnie nowe okoliczności. To był kolejny egzamin. Presja była większa niż zwykle, ale zajęliśmy drugie miejsce, pokonując wielu znakomitych kierowców, którzy te trasy znali dużo lepiej ode mnie. Wydaje mi się, że zdałem ten test, ale kolejne jeszcze przede mną, bo Oriana ma dopiero dwa tygodnie.

Nie obawia się pan, że przez zawód kierowcy rajdowego, kiedy bardzo często jest pan poza domem, przegapi ważne chwile w życiu córeczki?

W niedzielę w nocy wróciłem z rajdu, a w poniedziałek rano zrobiliśmy sobie sesję zdjęciową z naszą córeczką. Staram się to wszystko godzić i być przy moich dziewczynach jak najczęściej. Nie ma cudów, wiem, że z czegoś będę musiał zrezygnować, bo dzień ciągle ma tylko 24 godziny, ale ten czas, który właśnie przeżywamy jest wspaniały i mam nadzieję, że da mi dodatkowego kopa również na oesach.

Kiedy córeczka się urodziła, nie przeszła panu przez głową myśl, aby skończyć z rajdami?

Nie, nawet przez moment tak nie pomyślałem. Razem z Anetą wiemy, że moja praca jest bardzo mocno absorbująca i moja druga połówka jest dla mnie niesamowicie wyrozumiała. Wspiera mnie na każdym kroku. Zdajemy sobie sprawę, że jest wiele zawodów, które powodują, że człowiek rzadziej bywa w domu, wcale nie musiałbym jeździć w rajdach. Długo się do tego przygotowywaliśmy. Od momentu, kiedy Aneta zaszła w ciążę pracowaliśmy wspólnie nad tym, co będzie po urodzeniach dziecka. Wiedzieliśmy, jak wygląda kalendarz moich startów i że ja nadal chcę się ścigać. Mam bardzo wyrozumiałą partnerkę, która mnie wspiera na każdym kroku. Aneta zdaje sobie sprawę, że są sytuacje, przy których moja obecność nie jest niezbędna, więc mój plan treningowy wiele się nie zmienił. Jeśli chodzi o zespół to na pewno część rzeczy organizacyjnych, którymi ja się zajmowałem będę musiał oddać innym. Mój świat nie przestał kręcić się wokół rajdów, więc kiedy trzeba to śpię w stoperach.

Drugie miejsce na Wyspach Kanaryjskich, duży awans w klasyfikacji generalnej mistrzostw Europy, ale po rajdzie powiedział pan, że czuje niedosyt. Dlaczego?

Nie tylko ja, ale cały nasz zespół czuł lekki niedosyt. Wiem, że są rzeczy, które jako team mogliśmy zrobić lepiej. Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo najważniejsze jest, aby zlokalizować przyczynę i ją wyeliminować na kolejnym rajdzie. Jesteśmy jeszcze świeżo po rajdzie, ale pracujemy nad tym. Są rzeczy, na które nie mamy wpływu, jak tempo naszych rywali, ale to co dotyczy nas bezpośrednio możemy poprawiać.

Podczas rajdu doszło do dwóch bardzo groźnie wyglądających wypadków. Bariery ochronne ledwo utrzymały samochód Tomasza Kasperczyka, a Jan Cerny, po którym pan jechał, miał mnóstwo szczęścia, bo auto po przebiciu barier zsunęło się tylko kilka metrów.

Niestety wypadki i ryzyko to element rajdów. Jan Cerny to mój dobry kolega. Ruszał przed nami i kiedy zobaczyłem, jak kibice i stewardzi nas alarmują, żeby zwolnić, to trochę się przeraziłem. Zobaczyłem, że nie ma bariery nad przepaścią. Na szczęście zanim tam dojechaliśmy, Jan zdążył się wyczołgać i pokazał nam, że wszystko w porządku i możemy jechać dalej. W przeciwnym razie musiałbym wstrzymać odcinek.

Po dwóch rundach ERC widać, że w tym sezonie walka o tytuł będzie trwała do samego końca. Rosjanin Aleksiej Łukjaniuk będzie pana najgroźniejszym rywalem?

Oczywiście nie lekceważę, żadnego z rywali, ale myślę, że zdecydowanie to Aleksiej będzie najtrudniejszy do pokonania. Wiedziałem to od początku, już dwa lata temu mówiłem, że na tego faceta będę musiał uważać.

Ma pan szansę po raz trzeci z rzędu zostać rajdowym mistrzem Europy, nikt wcześniej tego nie zrobił. To dodatkowa motywacja czy bardziej presja?

Coraz częściej w mojej głowie pojawia się ta świadomość, ale nie traktuję tego priorytetowo. Nie miałem wpływu na to, jak te mistrzostwa wyglądały kiedyś i nie będę miał wpływu, jak będą wyglądały za kilkanaście lat, więc koncentruję się na tym, co jest teraz. Miło będzie wygrać po raz trzeci z rzędu, jako pierwszy kierowca, ale to tylko dodatkowy cel, jaki przed sobą stawiam. Nie jest najważniejszy.

Komentarze (0)