Do wypadku helikoptera doszło w niedzielę na jedenastym odcinku specjalnym Rajdu Lipawy. Maszyna rozbiła się krótko po starcie - na jej pokładzie znalazły się cztery osoby, w tym dwóch Polaków. Dochodzenie łotewskiej policji wyjaśni kto siedział za sterami śmigłowca.
Lokalne media zaraz po zdarzeniu informowały o śmierci jednego Polaka. Okazało się, że w katastrofie zginął Paweł Jagniątkowski, który przez wiele lat był szefem Toru Kielce.
Jagniątowski miał 52 lat. Zostawił żonę oraz trójkę dzieci. - Paweł wsiadł do helikoptera i zrobił sobie zdjęcie z kokpitem. Wysłał jej do przyjaciół i rodziny. Chwilę potem, około godziny 13.35 w trakcie startu maszyna runęła na ziemię. Prawdopodobnie zahaczyła o przewody wysokiego napięcia - tłumaczy na łamach "Echa Dnia" Krzysztof Tutak, prezes Automobil Klubu Kieleckiego.
W katastrofie helikoptera ucierpiał też Wacław Kostecki, twórca Szkoły Jazdy Subaru, którą organizowano na kieleckim torze. Jego stan jest bardzo poważny i obecnie walczy on o życie w jednym z łotewskich szpitali.
Po informacji o wypadku helikoptera, Kajetan Kajetanowicz wycofał się z rywalizacji w Rajdzie Lipawy. W sobotę Polak zapewnił sobie trzeci tytuł mistrza Europy z rzędu, a w niedzielę spotkała go ogromna tragedia. - Ze względu na zaistniałą sytuację związaną z moimi bliskimi Przyjaciółmi wycofaliśmy się z rajdu. Kochani, bardzo Was proszę o uszanowanie mojej osobistej decyzji, trudnej dla mnie jako sportowca - tłumaczył swoją decyzję "Kajto" na Facebooku.
Maszyna, która rozbiła się na trasie rajdu, należała do "Baltic Helicopters". Był to model Robinson R44, który może osiągnąć prędkość 240 km/h. Jak informuje strona internetowa tej firmy, został wyprodukowany 5 grudnia 2000 roku.