Kajetan Kajetanowicz: Kajtuś, jedź sobie powoli

Jeśli nie umiesz przegrywać w rajdach, szybko wypadniesz z drogi. Zwycięzcy są na mecie, musisz do niej dojechać - mówi trzykrotny rajdowy mistrz Europy i czterokrotny rajdowy mistrz Polski.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Kajetan Kajetanowicz Materiały prasowe / Na zdjęciu: Kajetan Kajetanowicz

Michał Kołodziejczyk, WP SportoweFakty: Kiedy czytałem wywiady z panem, zastanawiało mnie, że niemal w każdym poruszany był temat seksu.

Kajetan Kajetanowicz, kierowca rajdowy: Może dlatego, że jestem łysy?

A może to łatka playboya dopinana kierowcom rajdowym?

Pewnie tak. Ostatnio przed występem na żywo w telewizji malowała mnie jedna pani, która nagle powiedziała: "O, rajdowiec, to przy panu pewnie się piękne kobiety kręcą". Jest taki stereotyp i jest w nim trochę prawdy. Ale to też dobry trening na koncentrację. Na odcinkach rozglądać się nie ma czasu, ale pomiędzy odcinkami czy dniami startowymi można koncentrację zgubić. Na kierowców czeka dużo pokus, ale zamiast świadomości, że można mieć wiele kobiet, wolę tą, że można mieć jedną.

Dużo pan opowiadał. Jak jedna kobieta nogami wypchnęła szybę w maluchu. O seksie w gondoli na Kasprowy Wierch też.

Nie na Kasprowy, tylko na Szyndzielnię.

ZOBACZ WIDEO: Rajd Polski: Habaj najlepszy w RSMP. Marczyk nadal liderem mistrzostw

Niech będzie.

I o samolocie mówiłem. Kiedyś to było łatwiejsze niż teraz, to była nawet oczywista fantazja. Dużo głupot w życiu zrobiłem, ale trudniejsze byłoby pytanie, czy żałuję. Oglądał pan film "Efekt motyla"? Jesteśmy zbiorem doświadczeń, to wszystko gdzieś się łączy. Z jednej strony żałuję, z drugiej nie. W moich opowieściach nie było nieprawdy, jestem w takim wieku, że nie cofnę przeszłości i nie mam się czego wstydzić. Jeśli powiesz partnerce, jakie masz doświadczenia, to jesteś szczery. Nie musisz wdawać się w szczegóły. Mam taki zawód, że dziennikarze pytają, a ja odpowiadam, mógłbym kłamać, a zwyczajnie i tak wszystkiego nie mówię.

Na co dzień często pan milczy czy częściej mówi prosto z mostu?

Niewielu rzeczy nie mówię. Nawet dzisiaj przy śniadaniu powiedziałem przyjacielowi: "Kurczę, kto ci powie, jak nie ja. Nie obrażaj się". Oczywiście nie ma potrzeby mówienia prosto z mostu każdemu, ale z bliskimi nie mam problemu. Mam tę przypadłość, że raczej mówię to, co myślę, i ludzie często się spinają, bo mają wrażenie, jakbym się czepiał.

Dużo rzeczy w życiu robił pan "na przekór"?

Nie, ale działo się tak po rozstaniu z żoną. Na pewno chciałem wtedy wszystkim udowodnić, że sobie poradzę. Nie wiem, czy to dobre, ale tak wyszło. Ktoś zwrócił mi uwagę, że przecież jeżdżę dla siebie i nie muszę nikomu nic udowadniać, a ja uważam, że nieważne jaką ma się motywację, ważny jest efekt. Zawsze dążyłem do celu, ale nigdy po trupach. Nie za wszelką cenę, mam skrupuły. Jest takie określenie: "wszystko, co w mojej mocy". Moja moc ma gwiazdkę z napisem, że są granice. Rajdy są jak narkotyk, ale jestem też człowiekiem. Chcę każdego ranka spojrzeć w lustro i pomyśleć, że może nie jestem genialny i nie robię wszystkiego dobrze, ale przynajmniej nie krzywdzę ludzi.

Jest pan dojrzałym mężczyzną?

Na pewno teraz bardziej niż kiedyś. Szalone rzeczy ciągle przychodzą mi do głowy, ale z wiekiem przychodzi też trochę mądrości. A dojrzałość to też mądrość. Jestem bardziej odpowiedzialny. Pewnie przez świadomość, że mam dziecko, częściej myślę o tym, jak zabezpieczyć rodzinę i co zrobić, żeby wrócić do domu w całości. Ale odpowiedzialność wiąże się z jeszcze cięższą pracą. Dojrzały mężczyzna, pracując potrafi także znaleźć kompromis. Każda relacja, czy to zawodowa, czy rodzinna, jest inna, ale zawsze chodzi o to, żeby się porozumieć.

Pytam o tą dojrzałość, bo mówił pan o sobie, że był "bandziorem" i bardzo niepoukładanym facetem.
Taka jest prawda i nie chodzi o to, że kiedyś ukradłem gumy do życia w sklepie. To były poważniejsze sprawy, ale o wszystkim, co zrobiłem, za co zostałem ukarany i na czym mnie nie przyłapali, opowiem panu dopiero po zakończeniu kariery. Sport jednak mnie zmienił. Robiłem różne nieodpowiedzialne rzeczy, chcąc zarobić nie tylko na dobrą zabawę i grę w bilard, ale żeby jeszcze mieć pieniądze na rajdy i rozwijanie pasji. W pewnym momencie wszystko się zmieniło, bo dostałem szansę od innych - partnerów i sponsorów. Na początku to byli bardziej znajomi, nie miałem im nic do zaoferowania poza dobrą jazdą, nie liczyłem się w tak zwanym "zwrocie" medialnym.

Mogłem dać komuś zdjęcie albo przynieść puchar i postawić na biurku z wdzięczności, nic więcej. W pierwszym rajdzie jechałem maluchem, a moim sponsorem był salon i serwis jednego z producentów samochodów. Wtedy to się nie gryzło, że moje auto było oblepione reklamą innego producenta. Korzystałem z każdej okazji, kiedy ktoś chciał mi pomóc. Później zaufały mi już większe marki. To był inny, beztroski czas. Sport motorowy w Polsce nie jest na tyle rozwinięty, żeby w odpowiednim momencie pojawiał się promotor, który podpowie, jak należy pokierować karierą. Do dzisiaj się to nie zmieniło. Mnie dojście do miejsca, w którym jestem, zajęło bardzo dużo czasu. Może gdyby było jak we Francji czy Finlandii, miałbym teraz przed sobą więcej lat jeżdżenia na wysokim poziomie.
Sukcesy są efektem pana uporu?

Z perspektywy trzeba tak powiedzieć. Ale pomogło mi wielu ludzi, bo znalazłem się w odpowiednim miejscu i czasie. Kiedy nawiązywałem relacje sponsorskie, zawsze dawałem więcej niż ode mnie oczekiwano. To moja zasada, której trzymam się do dziś, nie patrzę na umowę, daję z siebie więcej. Może dlatego współpracuję z firmą związaną ze spółką skarbu państwa już przez 10 lat, a to przecież w obecnych czasach bardzo trudne. Wiedziałem, że na dłuższą metę nie zadziała takie rozwiązanie, nie można po podpisaniu umowy na tym zakończyć i trzymać się tylko zapisów umowy. Szanuję innych, pracuję ciężko, by wszyscy byli zadowoleni, a sport, moja jazda, to tylko ułamek potrzebny do tego, żeby wszystko się kręciło.

No bez przesady. Bez sukcesów nie utrzymałby pan sponsora byciem miłym i pracowitym.

Jasne, bez sukcesów byłoby to trudniejsze. Ale jest wiele dyscyplin, gdzie można zostać nawet mistrzem świata i pozostać niemal kompletnie anonimowym. Więc jeżeli droga do takiego tytułu byłaby kosztowna, nikt nie wyjmie pieniędzy. Bo co z tego, że zostaniesz mistrzem, jak nikt cię nie zna i nie da się tego wyniku sprzedać. Kiedyś widziałem tytuł artykułu - "Rajdy: sport czy biznes". Oczywiście, że sport, ale też i biznes. Pytanie: czego jest więcej. Bez całej otoczki i zwrotu z reklam trudno pozyskać środki na to, by dążyć do bycia najlepszym.

Dlaczego rajdy w Polsce nie są popularne?

Są trudne do zrozumienia i trudne do pokazania w telewizji. Ludzie interesują się rajdami, ale społeczeństwo, nie tylko Polacy, stało się wygodne. A ten sport jest zbyt skomplikowany, żeby trafiał do odbiorcy w taki sposób jak na przykład piłka nożna. Nie chcę obrażać kibiców, rozumiem ich. Promotorzy w WRC pracują nad tym, by wszystko stało się bardziej zrozumiałe, łatwiejsze do pokazania. Chodzi o to, żeby przed telewizorem czy komputerem dało się oddać chociaż część tych emocji, jakie przeżywam, prowadząc auto. Potencjał w rajdach jest olbrzymi. Zadam panu pytanie: ma pan jakieś motoryzacyjne marzenie?

Mam.

No właśnie. Pewnie 90 procent facetów ma. I kobiet też. Usiąść w prawym fotelu, chwycić za kierownicę rajdowego samochodu. A to wszystko jest bardzo niedostępne ze względu na bardzo wysokie koszty. Są teraz dwa wylicytowane przejazdy ze mną - jeden (poszedł) za 32 tysiące złotych, drugi za 37 tysięcy, a to pokazuje, jak ludzie są zainteresowani tym, by przejechać się choćby kilka kilometrów. Taki odcinek testowy czasami wystarcza, żeby lepiej wszystko poczuć i zrozumieć, zrealizować marzenie. My nie ścigamy się na prostych, prosta jest od tego, żeby się rozpędzić, a następnie jak najpóźniej zahamować, szybko władować się w zakręt i jeszcze szybciej z niego wyjechać. Na szutrze czy śniegu to powoduje duże poślizgi, albo kurz, a na asfalcie - duże przeciążenia. Ktoś, kto poczuje nasze emocje, lepiej rozumie, jak trudny jest to sport.

Zobacz takżeMagdalena Piekarska: Nie ma takiej góry, której nie można przenieść

Zobacz takżeHubert Hurkacz: Mogę być na szczycie

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×