Łukasz Kuczera z Nyiregyhazy
Rajd Węgier nie ułożył się po myśli Łukasza Habaja. Polak rozpoczynał ostatnią rundę mistrzostw Europy (ERC) z 19-punktową stratą do Chrisa Ingrama i zapowiadał walkę o tytuł. Jednak już na odcinku testowym zanotował wypadek, w którym poważnie uszkodził swoją Skodą Fabię R5.
Mechanicy Habaja w kilka godzin zdążyli odbudować rajdówkę i stanął on do rywalizacji w piątkowym oesie, który otwierał Rajd Węgier. - Najważniejsze, że samochód działa - komentował po wieczornej próbie w centrum miasta.
Czytaj także: Red Bull nadal nie zamknął składu na sezon 2020
Jednak w sobotę pech nie opuszczał 44-latka. Stopniowo piął się w górę i po piątym oesie zajmował szóste miejsce w "generalce". Jednak na kolejnym odcinku w jego samochodzie awarii uległo zawieszenie, co zmusiło go do wycofania się z imprezy.
ZOBACZ WIDEO: Orlen z Robertem Kubicą także poza Williamsem. "Mamy plany. Będziemy dalej w F1"
Tym samym to koniec marzeń Habaja o tytule mistrza Europy, który w tym roku pokazywał się z bardzo dobrej strony i dość niespodziewanie miał szansę na życiowy sukces.
W grze o tytuł nadal pozostają Aleksiej Łukjaniuk oraz Chris Ingram. Rosjanin, aby obronić miano najlepszego kierowcy Europy, musi wygrać i liczyć na słaby występ Brytyjczyka. Dlatego w sobotę niejednokrotnie ryzykował i narzucał szalone tempo.
- Warunki są zdradliwe. Momentami brakuje przyczepności i tylko jakimś cudem utrzymujemy się na trasie. Niedziela będzie prawdziwym testem, bo za nami etap w suchych warunkach, a i tak było bardzo ślisko. Tymczasem ostatni dzień rajdu ma być deszczowy, a to oznacza jeszcze gorsze warunki - powiedział kierowca z Rosji.
Czytaj także: George Russell może dostać szansę w Mercedesie
Łukjaniuk ma w tej chwili 44,4 s przewagi nad Ingramem. Takie rozstrzygnięcie daje tytuł Brytyjczykowi. Rosjanin wyprzedziłby za to Habaja w klasyfikacji mistrzostw Europy.