Zamienię motor na samochód - rozmowa z Jackiem Czachorem, uczestnikiem Dakaru

44-letni Jacek Czachor myśli o tym, aby w niedalekiej przyszłości przejechać Dakar niekoniecznie na motorze. Do tej pory motocyklista ten wystartował w tym rajdzie dwanaście razy, każdy ukończył. - Chciałbym kiedyś pojechać na Dakarze ciężarówką, ale nie mam jeszcze do jej prowadzenia odpowiedniego doświadczenia. Myślę, że najpierw motor zamienię na samochód - powiedział Czachor, kapitan ekipy Orlen Team

W tym artykule dowiesz się o:

Marcin Frączak: Od 2 do 4 marca można było pana spotkać w Warszawie na IV Ogólnopolskiej Wystawie Motorów i Skuterów. Jak pan tam trafił?

Jacek Czachor: Ja oraz Marek Dąbrowski jesteśmy dealerami KTM, na którego motorach jeździmy m.in. na Dakarze. To główny powód mojej obecności na wystawie, ale nie jedyny. Lubię pooglądać sobie motory, zobaczyć co prezentuje konkurencja.

Nawet jeśli się panu coś podoba u konkurencji, to pewnie nie może pan o tym mówić. Czy tak?

- Nie do końca. Mogę rozmawiać na temat oferty konkurencji, ale raczej wystrzegam się tego typu rozmów. Chcę być uczciwy wobec KTM.

Czy jest pan zobligowany przez KTM do uczestnictwa w tego typu wystawach?

- Nie. Gdyby mnie na niej zabrakło, to nic by się nie stało. Tyle, że ja lubię oglądać motory, rozmawiać o nich, stąd moja obecność.

Dwanaście razy wystartował pan w Rajdzie Dakar i tyle razy dojechał pan do mety. Jaki motor mógłby pan polecić początkującemu motocykliście?


- KTM 125 Duke albo KTM 200 Duke na początek będą w sam raz. Jeśli ktoś chce się nauczyć jeździć na motorze, to powinien wybierać te o niezbyt dużej pojemności. Najwyżej o pojemności do 250 cm3. Bardzo ważna jest technika jazdy, a tej najlepiej uczyć się na motorach o małej pojemności, przy niezbyt dużej prędkości. Jeśli ktoś zacznie od dużych motorów, nie tylko nie nauczy się dobrze jeździć technicznie, ale nabierze niewłaściwych nawyków, które później jest trudno wyeliminować.

Ostatni Dakar zakończył pan na trzynastym miejscu wśród motocyklistów. Czy z perspektywy czasu jest pan zadowolony z tej pozycji?

- Tak, choć mogłem być kilka miejsc wyżej. W tegorocznym Dakarze była szalona konkurencja. Nie pamiętam, aby w przeciągu ostatnich dwunastu lat motocykle były aż tak mocno obsadzone. Naturalne, że z przodu byli Cyril Despres i Marc Coma, ale z tyłu też było wielu mocnych zawodników. Na Dakarze startowali choćby byli mistrzowie enduro. Mogłem jednak zająć lepsze niż trzynaste miejsce. Była na to szansa, niestety nie udało się.

Powiedział pan, że mógł zająć lepsze niż trzynaste miejsce. Co stanęło na przeszkodzie?

- Zanotowałem dwie wywrotki, przez co straciłem trochę czasu. Jednak nie tylko to wpłynęło na takie, a nie inne miejsce na mecie. Jeśli komuś nie pójdzie jeden etap, to na kolejny wypuszczany jest z dalszego miejsce. Czołowi zawodnicy wypuszczani są w większych odstępach czasowych, a im dalej, tym odstępy są mniejsze. Jeśli kończyłem etap na dalszej pozycji, to miałem obok siebie na starcie większą liczbę zawodników. A większa liczba motocyklistów w grupie, to i większy kurz. Ja nie lubię takich warunków, bo w kurzu traci się sporo czasu na wyprzedzanie.

Organizatorzy cały czas zwiększają poziom trudności Dakaru. W tym roku Dakar przebiegał nie tylko przez Argentynę i Chile, ale także przez Peru. Pustynia Atakama wielu dała się we znaki. Jak pan się tam czuł?

- Ja lubię jeździć po piasku. Jeśli ktoś narzeka na wielkość wydm, na trudy jazdy na piasku, to na pewno w tej grupie mnie nie ma. Ja się dobrze czuję na tej nawierzchni. Atakama ma to do siebie, że w niektórych jej rejonach deszcz nie padał przez kilkanaście lat. Ziemia jest popękana, ale często nie widać dziur, czy pęknięć. Wszystko dlatego, że pokrywa je kilkucentymetrowy nalot, pył. Jeśli ktoś wpadnie w dziurę, to nie dość, że obija felgę, to na dodatek mocno eksploatuje ręce. Te, z każdym dniem bardziej bolą.

Dakar to morderczy rajd o dużych walorach estetycznych. Czy jadąc motorem może pan w ogóle coś zobaczyć, zachwycić się jakimś widokiem?

- Tak. Choćby na odcinkach dojazdowych. Jednak podczas odcinków specjalnych, gdy wiodą one po piasku, też zdarza się na coś zerknąć. Na piasku czuję się bardzo dobrze, znaczniej mniej się tam męczę niż na innych nawierzchniach. Fantastycznie pokonuje się odcinki dojazdowe wzdłuż Oceanu Spokojnego, widoki są naprawdę niesamowite. Jadę nieraz na wysokości pięciu tysięcy metrów, a w oddali widzę ocean.

Jak ma się Dakar organizowany w Ameryce Południowej do tego z Afryki? Czy jest dużo łatwiejszy?

- Dakar w Ameryce Południowej też jest bardzo trudny. Zdarza się, że przejeżdżamy przez rzeki, wąwozy, co do najłatwiejszych wyzwań nie należy. Wielu narzeka na wydmy. W Ameryce Południowej jeździ się jednak po szlakach. Zdarza się, że przed nami ktoś kiedyś tą trasą jechał. Natomiast w Afryce jest trochę inaczej. Wiele razy mogłem jechać odcinkiem, którego nikt wcześniej nie pokonał.

Jednak w Ameryce Południowej więcej jeździ się po kamieniach, gdzie wywrotki są szczególnie przykre!

- To nie jest moja ulubiona nawierzchnia, choć jeżdżę po niej coraz lepiej. Na Dakarze na każdym kroku trzeba bardzo uważać, a na kamieniach to już wyjątkowo szczególnie. Upadek na kamieniach może się wyjątkowo przykro skończyć.

Dwanaście razy wystartował pan na motorze w Dakarze i tyle razy dotarł do mety. Czy chciałby pan sprawdzić się na Dakarze niekoniecznie w gronie motocyklistów?

- Jeszcze w 2013 roku wystartuję na motorze. Co będzie później, to się okaże. Jestem coraz starszy i powoli zbliżam się do etapu, w którym motor zamienię na coś innego. Chciałbym kiedyś pojechać na Dakarze ciężarówką, ale nie mam jeszcze do jej prowadzenia odpowiedniego doświadczenia. Myślę, że najpierw motor zamienię na samochód.

Kiedy coś takiego może nastąpić?

- Myślę, że to kwestia pięciu lat.

Zasiądzie pan za kierownicą? A może będzie pan pilotem?

- Chyba po trochu jedno i drugie. W przeciągu najbliższych pięciu lat będziemy chcieli z Markiem Dąbrowskim przejechać Dakar samochodem. Będziemy się zmieniać za kierownicą, raz on będzie pilotem, innym razem ja. Choć myślę, że częściej to on będzie siedział za kierownica. Marka od dawna więcej interesuje jazda samochodem niż mnie.

Dakar trwa kilkanaście dni podczas, których przebywa się stale w towarzystwie tych samych osób. Czy trudno się dogadać pod koniec rajdu?


- Z Markiem znam się od wielu lat i nie mamy z tym problemu. My śpimy na biwakach, podobnie jak Jakub Przygoński, ale już Krzysztof Hołowczyc i Adam Małszy wybierają hotele. Nie przebywamy ze sobą nie wiadomo jak długo, bo następnego dnia każdy z nas rusza w trasę. Gorzej mają mechanicy, którzy cały czas są razem.

Wspomniał pan Jakuba Przygońskiego, który na tegorocznym Dakarze celował w podium. Rajd zakończył jednak na jednym z pierwszych etapów z powodu awarii silnika. Co czuje motocyklista, kiedy sprzęt odmawia posłuszeństwa?

- Najpierw wściekłość, a potem bezradność. Później jest tak wkurzony, że lepiej nie podchodzić do niego przez dwa, trzy dni. Do Dakaru przygotowujemy się przez cały rok, więc w przypadku awarii jest to rok spisany na straty.

Jakie przed panem najbliższe plany?

- Niebawem ja i Marek Dąbrowski wybieramy się z synami do Włoch, gdzie będziemy trenować na torach motocrossowych. Pojedzie z nami też Jakub Przygoński. Później wystartuję w Dubaju.

Komentarze (0)