Wtorkowy 422 km odcinek specjalny rozpoczął się w miejscowości Calama w Chile. Zawodnicy zmagali się z ogromnymi różnicami wysokości, ponieważ startowali z 3 000 m n.p.m, zaś trzeci punkt pomiaru był aż o 2 000 m niżej. Załogi zjechały z gór w kierunku wybrzeża, by wreszcie dotrzeć do plaży w Iquique, tuż nad Ocean Spokojny. Na drodze dominowało twarde, kamieniste podłoże, jednak ostatnie kilka kilometrów było jedyne w swoim rodzaju. To wyjątkowo stromy zjazd w głębokim piachu. Na tym słynnym zjeździe kierowcy nie używali hamulców, pędząc w dół prosto do linii mety i położonego nad oceanem biwaku, w którym spędzą noc.
- Odcinek był bardzo ciężki. Na początku dużo kamieni i trudna trasa w górach, a na koniec wydmy. Zjazd na samym końcu był bardziej widowiskowy i nie był nam straszny, ponieważ jechaliśmy tędy po raz trzeci. Na pewno robił fajne wrażenie. Myślę, że było dziś kilka gorszych - może nie tak długich, ale momentami było stromo i niebezpiecznie. Organizatorzy dali nam mocno popalić, zmęczenie jest bardzo duże. Ale taki jest Dakar. Ważne, że jesteśmy na mecie z niezłym rezultatem - skomentował tuż po zakończeniu Adam Małysz.
Adam Małysz i Rafał Marton po raz kolejny pokazali, że mają predyspozycje i zapał do walki o najwyższe cele. Złapali swoje tempo, uniknęli większych problemów technicznych i dzięki temu dojechali do Iquique jako najszybsza polska załoga, na 6 pozycji, z czasem 4 godziny 59 minut i 26 sekund. Świetny wynik pozwolił utrzymać się na 10. miejscu w klasyfikacji generalnej.
- Jechało nam się bardzo dobrze, myślę że mieliśmy też trochę szczęścia, bo nie złapaliśmy ani jednej gumy. A tak na poważnie, jechaliśmy dobrym tempem, może na wydmach trochę wolniej, ale przynajmniej ani razu się nie zakopaliśmy. Cieszymy się z tego rezultatu - dodał Małysz.