W czwartek Dakar wjechał do Boliwii, co oznaczało ściganie się na dużych wysokościach. Zawodnicy wspięli się na rekordową wysokość 4700m n.p.m. W takich warunkach na próbę zostały wystawione organizmy uczestników rajdu oraz ich maszyny. Na tak dużych wysokościach, przy rozrzedzonym powietrzu wielu zawodników narzekało na ból głowy, a samochody traciły na mocy.
- Jesteśmy w Boliwii, która przywitała nas deszczem i gradem. Jechaliśmy po szutrowym odcinku w górach na wysokości 4700m n.p.m. Samochód naprawdę nie miał siły jechać. Największym problemem jest adaptacja organizmu na tych wysokościach. Wszyscy zawodnicy trochę gorzej się czują, ale na szczęście ze mną i Andreiem jest wszystko dobrze. W piątek bardzo długi odcinek 500km i cały czas na wysokości 4000m, będziemy ścigać się po wyschniętym słonym jeziorze powiedział Kuba Przygoński, który po pięciu etapach zajmuje 14. miejsce w klasyfikacji generalnej.
Kierowca ORLEN Team debiutuje na Dakarze za kierownicą samochodu i jak na razie spisuje się bardzo dobrze, jest najszybszy z polskich zawodników. Do 10. Al-Rajhiego traci 20 minut. Liderem nadal jest Sebastien Loeb.
Rafał Sonik: Wrócę wygrać Dakar za rok!