- To był bardzo skomplikowany odcinek. Pustynny, z wydmami i camel grassem. Było bardzo dużo nawigacji, co stanowiło wyzwanie dla pilota, ale Andriej bardzo dobrze sobie poradził. Zawsze wiedziałem, gdzie mam jechać - mówił na mecie debiutujący na Dakarze za kierownicą samochodu Kuba Przygoński.
Zawodnik Orlen Team w poniedziałek uzyskał 13. czas dnia i coraz odważniej puka do pierwszej "10" klasyfikacji generalnej rajdu. Przygoński zajmuje obecnie 15. pozycję. Do zajmującego 10. miejsce w "generalce" Naniego Romy traci 40 minut, ale do końca rajdu jeszcze daleko i jeśli Przygoński utrzyma równe, dobre tempo to ma duże szanse dojechać do Rosario w pierwszej "10".
Przygoński, jak na razie dobrze sobie radzi nie tylko z samochodem, ale również z wymagającymi warunkami panującymi na trasie.
- Etap był bardzo ciężki pod względem fizycznym. W pewnym momencie miałem tak przyśpieszony oddech, jakbym biegł na 10 km. Było tyle pracy za kierownicą, że organizm pracował na bardzo wysokich obrotach. Później sprawdziłem, miałem tętno ok. 160. W niektorych miejscach byly przejazdy przez trial z kamieniami. Bardzo uważaliśmy na to, aby nie złapać kapcia i się udało. Niestety na trasie mijaliśmy uszkodzonego Peugeota Sebastiena Loeba po dachowaniu, ale stał już obok nich helikopter ratunkowy. Mieliśmy dobre pustynne tempo - zakończył kierowca.