Po nocnych opadach deszczu suche koryta rzek w okolicach Erfoud zamieniły się w rwące potoki, a wyschnięte jeziora w błotniste pułapki, szczególnie niebezpieczne dla motocyklistów. Decyzją organizatorów prawie 400-kilometrowy etap został skrócony, a wynikami końcowymi są czasy z pierwszego punktu kontrolnego na 140 km. Wśród kierowców najszybciej ten odcinek pokonał Hiszpan Carlos Sainz (Peugeot 3008 DKR). Drugi ze stratą 54 sekund był Katarczyk Nasser Al Attiyah (Toyota Hilux Overdrive), a trzeci, dwie minuty za pierwszym zawodnikiem, dotychczasowy lider rajdu Francuz Sebastien Loeb (Peugeot 3008 DKR). Załoga ORLEN Team, Jakub Przygoński i Tom Colsoul, jadąca Mini John Cooper Works Rally uzyskała ósmy czas przejazdu. Według nieoficjalnych wyników liderem Morocco OiLibya Rally pozostaje Loeb przed Al-Attiyahem i Przygońskim.
- Drugi etap rajdu Maroka zapowiadał się bardzo fajnie, jednak nocne opady sprawiły, że suche koryta rzek wypełniły się wodą i miały nawet metr głębokości. Na suchym jeziorze, które wypełniło się błotem, przez dobrych kilka minut walczyliśmy, żeby nie zakopać samochodu. Chyba tylko jedenaście załóg dojechało do połowy etapu. Ruszyliśmy dalej, ale dotarliśmy do rzeki, która była tak głęboka, że nawet nie podjęliśmy próby przejazdu i organizator zadecydował o skróceniu odcinka. Dla nas to nie jest idealna decyzja. W niedzielę będziemy rywalizować na podobnych terenach i jeśli nie będzie padało, to woda szybko opadnie i powinniśmy już móc się normalnie ścigać - powiedział Kuba Przygoński.
Motocykliści jeszcze bardziej niż załogi samochodowe odczuli trudy sobotniego etapu. Wielu zawodników nie było w stanie pokonać rwących rzek i zakopywało swoje maszyny w błocie. Według nieoficjalnych wyników najszybszy był Francuz Adrien Van Beveren (Yamaha), przed rodakiem Adrienem Metge (Honda) i Hiszpanką Laią Sanz (KTM). Debiutujący w rajdzie Maroka Maciej Giemza (KTM) z ORLEN Team po rozważnej i bezpiecznej jeździe uzyskał 16. czas, awansując w generalce do pierwszej dwudziestki.
- Już na 45. kilometrze mieliśmy pierwszą przeprawę przez rzekę, na której kilku zawodników miało bardzo poważne problemy. Udało się jeszcze zaliczyć pierwszy punkt kontrolny na 140. kilometrze, ale na 165. trafiliśmy na teoretycznie wyschniętą rzekę, która nie była już do pokonania i etap został skrócony. Trochę się potaplałem w błocie, ale jechałem bezpiecznie. Jestem w dwudziestce i byle do mety - podsumował etap Maciej Giemza.
Jeśli tylko warunki pozwolą, to w niedzielę na zawodników czeka najdłuższy odcinek specjalny o długości prawie 578 km. Pierwsza część to szybkie płaskowyże, miejmy nadzieję wyschnięte koryta rzek, palmowe zagajniki oraz niewielkie wydmy. Druga część będzie bardzo kamienista, przetestuje wytrzymałość pojazdów. Na koniec uczestnicy dotrą do najwyższych w tej edycji wydm, aby zakończyć zmagania w cieniu jednej z nich, na biwaku Erg Lihoudi.
ZOBACZ WIDEO Rajd Nadwiślański: Filip Nivette z przytupem sięgnął po tytuł