Nie tak Jakub Przygoński wyobrażał sobie początek Rajdu Dakar. Kierowca Orlen Team na samym początku pierwszego etapu prezentował się świetnie. Po pierwszym punkcie kontrolnym znajdował się na trzeciej pozycji z niewielką stratą do lidera.
W połowie niedzielnego etapu Przygoński musiał zatrzymać swoje MINI ze względu na usterkę skrzyni biegów i w tym momencie rozpoczął się dramat załogi Orlen Team.
Czytaj także: Sonik wiceliderem Rajdu Dakar
- Niestety. Wielki pech, bo złapaliśmy awarię skrzyni biegów na samym początku rajdu. Jechaliśmy dobrze, bo znajdowaliśmy się na trzecim miejscu. Jak na początek rajdu, to dobra pozycja, bo wtedy sporo się dzieje. W jednym momencie straciliśmy biegi i samochód przestał jechać - wyjaśnił swoje problemy Przygoński.
ZOBACZ WIDEO Daniel Obajtek: Mamy szersze plany związane z Kubicą. Czeka nas pracowity rok
Kierowca Orlen Team razem ze swoim pilotem Timo Gottschalkiem musiał bardzo długo na przyjazd ciężarówki serwisowej, która posiadała zapasowe części. Polak spędził na środku pustyni niemal sześć godzin. - To będzie wielka strata - zapowiedział.
Czytaj także: Dobra postawa motocyklistów Orlen Teamu
Ostatecznie awarię udało się naprawić i Przygoński ruszył naprzód. Polak musi jednak zapomnieć o swoim celu, jakim była walka o podium Rajdu Dakar 2020. Wskutek niedzielnych problemów w tej chwili plasuje się na 77. pozycji w "generalce" etapu. Przed nim jeszcze dwa punkty kontrolne.