Czwarty dzień zmagań w Rajdzie Dakar ponownie okazał się trudny. Tym razem jednak nie ze względu na nieprzyjazny teren, niebezpieczne wydmy czy ostre kamienie. Głównym czynnikiem wywołującym zmęczenie był dystans.
Zawodnicy najpierw musieli pokonać ponad 260 km dojazdówki, by następnie wjechać na odcinek specjalny liczący 337 km. Odpocząć mogli dopiero po kolejnych 250 km jazdy asfaltem w kierunku stolicy kraju - Rijadu.
Zgodnie z zapowiedziami organizatora był to etap przejściowy, który nie przewrócił do góry nogami klasyfikacji rajdu, ale pozwolił niektórym załogom odrobić część strat. Swoją szansę wykorzystał m.in. Aron Domżała i Maciej Marton.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: imponujące umiejętności Piotra Liska. Jest rewelacyjny
- Odcinek poszedł nam bardzo dobrze i przez pierwsze 100 km udało nam się odrobić trzy minuty. Potem ścigaliśmy się już na bardzo szybkiej, płaskiej trasie, na której trudno było zbudować jakąkolwiek przewagę. W dodatku jechaliśmy większość czasu w kurzu, ale mimo to wygraliśmy i zbliżyliśmy się do lidera na trzy minuty - cieszył się Aron Domżała.
Na mecie oesu, na polski duet zespołu fabrycznego Monster Energy Can-Am czekała miła niespodzianka. Gromkimi okrzykami, najszybszą załogę dnia powitali polscy kibice, na co dzień mieszkający w Rijadzie.
Biało-Czerwoni w środę mieli jednak więcej powodów do zadowolenia. Tuż za duetem Domżała-Marton do mety dojechała załoga Energylandia Rally Team, którą tworzą Michał Goczał i Szymon Gospodarczyk. Druga z polskich ekip straciła do zwycięzców niespełna trzy minuty.
- Ten odcinek był bardzo szybki. Szymon bardzo dobrze nawigował, wynik to efekt jego dobrej pracy. Nie mieliśmy żadnych problemów związanych z autem, mogliśmy jechać bardzo szybko przez cały czas. Raz mocno uderzyliśmy lewym kołem w skałę - na szczęście bez konsekwencji - powiedział Goczał.
Sam Gospodarczyk nie ukrywał, że dla niego środowy etap był trudny pod względem nawigacji. - Odcinek był wymagający, bardzo trudny pod względem nawigacji. Jazda też nie należała do najłatwiejszych - trzeba było bardzo uważać, żeby nie skrzywić koła lub nie złapać kapcia. We wtorek trzecie miejsce, dzisiaj drugie - chcielibyśmy tak codziennie - stwierdził pilot Goczała.
W czwartek uczestników czeka prawdziwy "gigant". Odcinek specjalny liczący 456 km i prowadzący znów przez bardzo zróżnicowany teren. W planie są: pułapki nawigacyjne, duża sekcja wydm na półmetku oraz wiele miejsc z luźnymi, ostrymi kamieniami, gdzie zbyt mocne tempo będzie można przypłacić przebitymi oponami i stratą cennych minut. Liczyć się będzie rozwaga i cierpliwość.
Czytaj także:
Williams zacieśnia relacje z Mercedesem
Lando Norris zakażony koronawirusem