Kiedy Rafał Sonik rozpoczynał swoje starty w Rajdzie Dakar, był znany z tego, że na owiewce swojego quada pisał flamastrem: "meta durniu!". Choć to hasło zniknęło z maszyny dziewięciokrotnego zdobywcy Pucharu Świata, to nie przestaje mu przyświecać w rywalizacji o najcenniejsze trofea.
Doświadczenie bowiem uczy, że punkty zdobywa tylko ten, kto dojeżdża do mety, a niekoniecznie ten, który stara się uzyskać jak najlepszy czas.
Zgodnie z tą zasadą "SuperSonik" potraktował początek rywalizacji na brazylijskich bezdrożach. Pierwszego dnia pojechał nawet dość zachowawczo, ale jak podkreślał - musiał złapać właściwy rytm.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "Strach się bać!". Żona Burneiki pójdzie w jego ślady?!
- To była płynna jazda, ale bez szaleństw, bo tu za każdym rogiem, co kilkadziesiąt, czy kilkaset metrów czeka na nas jakaś pułapka. Dlatego pierwszego dnia skupiłem się na wejściu w brazylijskie tempo rajdowe, które tu jest inne niż gdziekolwiek indziej na świecie - podkreślił rajdowiec.
Drugiego dnia zmagań pojawiły się pierwsze przygody. - Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami. I tak też dziś było. Najpierw zepsuła mi się przewijarka do roadbooka. Musiałem przekręcać go manualnie, co jest absorbujące, z czasem bolesne, a przede wszystkim nie pozwala trzymać tempa. Potem musiałem zatankować przed dojazdówką na brazylijskiej stacji, a to jest zawsze loteria. Dlatego dogoniłem Manuela Andujara, czując że mogę potrzebować pomocy. Rzeczywiście, quad dość szybko zaczął czkać i pozostałe do biwaku 120 km pokonałem na holu za Argentyńczykiem. Mam wobec niego dług wdzięczności - powiedział Sonik.
Trzeciego dnia krakowianin, wolny od problemów zdecydowanie przyspieszył. Co prawda lokalny mistrz Marcelo Medeiros i zwycięzca ostatniego Rajdu Dakar, Manuel Andujar ponownie przyjechali na metę przed Sonikiem, ale jego strata była już znacznie mniejsza. - Przy tak długich rajdach liczy się wytrzymałość, cierpliwość i taktyka. Dla mnie najważniejsze jest dowiezienie do mety punktów, co oczywiście nie oznacza, że nie pościgamy się jeszcze z Marcelo i Manuelem - zakończył z uśmiechem Sonik.
Na starcie czwartego etapu, prowadzących Brazylijczyka i Argentyńczyka dzieli zaledwie minuta. Zawodników czekają jednak teraz najbardziej wymagające dni walki, z etapem maratońskim zaplanowanym piątego dnia, który może odwrócić klasyfikację zmagań.
Klasyfikacja Dos Sertoes po trzech etapach:
1. Marcelo Medeiros (BRA) 11:28.01
2. Manuel Andujar (ARG) +1.03
3. Rafał Sonik (POL) +47.56
Czytaj także:
Kara dla Maxa Verstappena kwestią czasu
Decyzja rządu ciosem dla kibiców F1