Judoka i policjant, wesołek i zapalony wędkarz. Maciej Sarnacki - najpotężniejszy Polak w Rio

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski

Pana koledzy czują się bezpieczniej, gdy na interwencję czy patrol idzie z nimi dwumetrowy chłop ważący 130 kilogramów?

- Na pewno tak. Choć ja akurat często jestem w patrolu z równie potężnym facetem, Pawłem Piskorzem, który jest ode mnie tylko o 10 kilo lżejszy. On też próbuje swoich sił w judo. Stanowimy ciekawą parę. A kiedy ja wchodzę na interwencję, często pan, który wcześniej był agresywny i stawiał opór grzecznie ze mną wychodzi. Rywale na tatami są trochę bardziej oporni. Trzeba używać siły (śmiech). Ale na razie nieźle to wychodzi.

A jakie są pana najmilsze wspomnienia związane z pracą w prewencji?

- Też jest ich bardzo dużo. Począwszy od takich prostych spraw, gdy nie daję mandatu, a kończę interwencję pouczeniem. Najbardziej pamiętam te przypadki, w których na końcu słyszę "dziękuję".

Kiedy był pan z siebie najbardziej dumny?

- To trochę śmieszna sytuacja. Byłem w małej miejscowości, gdzie pewnej pani gospodyni zginął obiad. Bigos, flaki, szynka w nowych garnkach emaliowanych, które dostała od męża na rocznicę ślubu. Mąż wrócił z bardzo ciężkiej pracy w tartaku, był bardzo głodny, a tymczasem obiad gdzieś zniknął. Po wnikliwym śledztwie i przesłuchaniu pani ekspedientki, która na wsi sprzedawała wina, udało mi się trafić do pana, który obiad zwinął i oddałem go prawowitemu właścicielowi, a ten od razu zabrał się do konsumpcji. To takie moje małe zwycięstwo.

Pytał pan sprawcę o motywy popełnienia przestępstwa?

- Myślę, że głównym czynnikiem determinującym kradzież był głód.

Uratował pan kiedyś komuś życie?

- Jeszcze nie mogę tak powiedzieć. Było kilka takich przypadków, że jechaliśmy do kogoś, kto chciał popełnić samobójstwo. Zawsze kończyło się jednak pozytywnie. Kilku osobom na pewno pomogłem.

Jeździ pan też zabezpieczać mecze piłkarskie. Jakie wrażenia z tego rodzaju służby?

- Zabezpieczałem między innymi spotkania Legii Warszawa, jeździłem też na wyjazdowe mecze Stomilu Olsztyn. Miałem oczywiście biały kask, pałkę i tarczę. Trochę wystawałem z tłumu policjantów. Ja akurat zawsze pcham się do przodu, bo lubię, jak coś się dzieje. Zabezpieczanie Marszu Niepodległości, na którym zwykle dzieje się bardzo dużo, póki co mnie omija.

Mimo swojej znaczącej masy ciała ponoć bardzo szybko pan biega. Słyszałem o 12 sekundach na 100 metrów.

- To chyba w kiepskim dniu! Najlepszy mój czas to coś około 11,6. Biegi wyjątkowo dobrze mi wychodziły. Na przykład na 400 metrów przy mojej wadze uzyskiwałem czas 57 sekund.

Lubi pan też pożartować. Czy to prawda, że odpowiada pan za tworzenie w ekipie pozytywnej atmosfery?

- Fakt, lubię żarty. Wszyscy chodzą tutaj spięci, zdenerwowani swoimi startami. Ja jestem już dość doświadczony, mam 29 lat i za sobą wiele turniejów i walk. Podchodzę więc do tego wszystkiego z dystansem i mniej się przejmuję. Może efekty przynosi praca z psychologiem, panem Darkiem Nowickim?

Myślę, że takich wesołków jest w polskiej ekipie jeszcze kilku. Choćby Piotrek Małachowski, Bartek Bonk, Arek Michalski. Póki co nie było dobrej okazji, żeby wyciąć jakiś numer, ale bywało wesoło. Ostatnio z Piotrkiem Małachowskim zatrzasnęliśmy się u niego w pokoju i usiłowaliśmy się wydostać na kolację. Wiadomo, że dwa takie chłopy jak my poradziłyby sobie z drzwiami bez problemu, ale chcieliśmy wykazać się sprytem i rozumem. Fachowo rozbroiliśmy drzwi, a potem złożyliśmy wszystko z powrotem. Firmy budowlane będą się o nas zabijać! I zrobiliśmy to mając do dyspozycji tylko scyzoryk.

Jaki jest pana popisowy żart?

- Ucieczka windą. Na obozach to klasyka gatunku, która nie wychodzi z mody. A wygląda to tak, że kiedy kolega zbiera się na trening, wyprzedza się go o trzy kroki. Najwięksi mistrzowie tej akcji robią tak, by drzwi windy zamknęły się tuż przed tym drugim. Takich żartów jest więcej, o niektórych lepiej nie mówić (śmiech).

Dlaczego w Rio jest pan jedynym polskim judoką?

- Złożony temat. Trzeba powiedzieć, że judo to chyba druga najpopularniejsza dyscyplina sportu na świecie. Poziom rywalizacji jest bardzo wysoki, a system kwalifikacji niezwykle trudny. Zdolnych chłopaków w naszej kadrze nie brakuje, Łukasz Błach czy Damian Czarnowiecki byli blisko awansu na igrzyska. O tym, że ich nie ma, zadecydowały jedna, dwie przegrane walki. Kiedyś było inaczej, system kwalifikacyjny nie był nawet imienny, a kadry znacznie szersze. Nie było też tak wysokiego poziomu na świecie. Poza Japonią mocne były Francja, Rosja czy Korea. A teraz doszły takie kraje, jak Kolumbia, Tunezja, Izrael. Polska myśl szkoleniowa jest jednak bardzo dobra.

Pamięta pan finał olimpijski z Atlanty i złoto Pawła Nastuli?

- Pewnie, że tak. Najpierw była uchi mata ze strony Koreańczyka, kontra Pawła na yuko, za chwilę wznowienie, próba seoi nage, powtórka, a za chwilę trzymanie i zwycięstwo. Klasyka judo. Podobnie jak półfinałowa walka z Brazylijczykiem i horror do ostatnich sekund. Jak byłem młodszy, lubiłem czasem obejrzeć te starcia w internecie. Teraz oglądam już raczej swoich kolejnych rywali.

Kogo najbardziej lubi pan oglądać?

- Obserwuję wszystkie kategorie, choć oczywiście najbardziej lubię te cięższe. Podoba mi się klasyczne japońskie judo, pojedyncze mocne ataki bez kombinacji.

Jest pan duży, szybki, sprawny i lubi jak coś się dzieje. To są cechy które sprawiają, że doskonale nadawałby się pan do wszechstylowej walki wręcz.

- W czasie studiów miałem nawet okazję potrenować z chłopakami uprawiającymi MMA, między innymi z Danielem Omielańczukiem. To ciekawa alternatywa, ale bardzo trudny sport. Wydaje mi się, że po igrzyskach nie miałbym już sił próbować rozwijać się w tym kierunku. Bardziej skłaniam się ku wędkarstwu karpiowemu. W okolicach Olsztyna pływa dużo pokaźnych rozmiarów karpi, łącznie z karpiem 27-kilogramowym karpiem Stefanem. Po igrzyskach to będzie mój kolejny przeciwnik. Jak będę miał go na wędce, powinien ważyć już około 30 kilogramów.

Rozmawiał w Rio de Janeiro Grzegorz Wojnarowski

ZOBACZ WIDEO Adrian Zieliński: Musiałbym być skończonym idiotą (źródło TVP)
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×