Nasz zawodnik przez pięć kolejek był liderem konkursu rzutu dyskiem (67,55 metra). Dopiero w ostatniej kolejce wyprzedził go Christoph Harting (68,37 metra), który pobił swój rekord życiowy. Polak odpowiedział nieskutecznie i zakończył konkurs ze srebrem.
- Oczywiście, zawsze jest sportowa złość - przyznaje Małachowski. - Cieszę się jednak, że zdobyłem srebro. Jako Polska nie mamy tylu medali, co Michael Phelps. Wiedziałem, że Harting jest groźnym rywalem. Bałem się też Daniela Jasińskiego, który jest młody i złapał wiatr w żagle.
Przed ostatnim rzutem Harting podszedł do Małachowskiego. - To dziwny, fajny facet. Powiedział: "dawaj, walcz, rzucaj dalej" - wyjaśnia Polak. On po swojej finałowej próbie pogratulował Niemcowi. I dodał: - Do zobaczenia w Tokio.
Nasz dyskobol przed konkursem był uważany za faworyta do zwycięstwa. - Wszyscy mówili: złoto, złoto, złoto. Ale to jest sport - przyznaje.
ZOBACZ WIDEO Niesamowity Christoph Harting. Piotr Małachowski traci złoto w ostatniej serii
{"id":"","title":""}
Polaka znów pokonał Harting. Podczas mistrzostw świata w Moskwie (2013) był to jednak Robert. - Każdy ma swojego Hartinga. Starszego czy też młodszego - śmieje się nasz dyskobol. - Tutaj Christoph rzucił najlepszy wynik na świecie. Nie przegrałem jednak z nim, przegrałem z samym sobą.
Medal Małachowski dedykuje wszystkim Polakom. - Chciałbym, aby zapomnieli o tych nieszczęśliwych wydarzeniach związanych z dopingiem; spojrzeli na drugą stronę medalu i zobaczyli, że tu jesteśmy, że walczymy dla Polski - mówi. - Nie ma sensu się smucić. Trzeba się cieszyć z tego, co mamy. I być szczęśliwym.
Kamil Kołsut z Rio de Janeiro