- Pytania zadawaj po polsku, ja wolałbym mówić po angielsku. Będzie mi łatwiej, no i lepiej opowiem ci swoją historię - zaczyna rozmowę Olędzki. W 2006 roku, gdy jego rodzina przeprowadziła się z Warszawy do małego miasteczka Corby, 8-letni Mikołaj po angielsku znał ledwie kilka słów, a o rugby nie wiedział zupełnie nic. Teraz angielski to jego pierwszy język, w rugby gra zawodowo i ma za sobą występy w młodzieżowych reprezentacjach Anglii.
Pamięta jednak o swoim pochodzeniu. "Mik", jak mówią na niego koledzy z drużyny Leeds Rhinos jest dumny, że w sobotę na słynnym Wembley zagra w finale Challenge Cup jako pierwszy Polak w 123-letniej historii tych rozgrywek.
- Kto by pomyślał, że tak potoczy się moja kariera? Że w zaledwie siedem lat dotrę tak daleko. Na Wembley będę reprezentował nie tylko Leeds Rhinos, ale też moją rodzinę i moje dziedzictwo, kraj, z którego pochodzę. To dla mnie wielki zaszczyt - podkreśla "Mik". I zgodnie z obietnicą opowiada jak to się stało, że dzieciak, który w dniu przyjazdu do Anglii umiał powiedzieć po angielsku tylko "Hello, my name is Mik" dziś jest reprezentantem tego kraju i finalistą niezwykle prestiżowych rozgrywek.
Skakał do wody w Pałacu Kultury
- To od początku, from the start - przechodzi z polskiego na angielski. Urodził się w 1998 roku w Gdańsku, mieście swojego ojca. Przez pierwsze cztery lata swojego życia mieszkał z rodziną w dzielnicy Stogi. Potem Olędzcy przenieśli się do Warszawy, skąd pochodzi mama Mikołaja, była bardzo dobra wioślarka. Jego też od najmłodszych lat ciągnęło do wyczynowego sportu. Uprawiał gimnastykę, przez pewien czas codziennie jeździł do Pałacu Kultury na trening skoków do wody. Był na tyle dobry, że zabierano go na młodzieżowe zawody międzynarodowe. Do Bułgarii, do Czech.
Decyzję o przeprowadzce do Anglii Olędzcy podjęli gdy "Mik" miał osiem lat. - Pamiętam moment, kiedy powiedzieli o tym mi i siostrze. Ja byłem chyba za mały, żeby zdawać sobie sprawę, co to dla mnie oznacza. Byłem trochę przejęty, ale też podekscytowany nowym startem. Siostra, która jest ode mnie pięć lat starsza, zniosła to gorzej - wspomina.
Trudne początki w nowym kraju
Zamieszkali w 50-tysięcznym mieście Corby w hrabstwie Northamptonshire. Rodzice imali się różnych zajęć, żeby się utrzymać. Najpierw pracowali w fabrykach, z czasem znaleźli lepiej płatne zajęcia. Tata został budowlańcem, mama instruktorką fitness.
Dla Mikołaja początki w nowym kraju były trudne. Nie znał języka, nie był w stanie zaprzyjaźnić się z kolegami z klasy czy z dzieciakami z sąsiedztwa. - Przez pierwszy rok nauki czułem się jakby odizolowany od innych uczniów. Korzystałem z pomocy tłumacza - wspomina. - Z czasem było jednak coraz łatwiej. Coraz lepiej mówiłem po angielsku, inne dzieci zaczęły okazywać mi zrozumienie i starały się, żebym nie czuł się odrzucony.
Rugby? Zdecydował spacer z ojcem
W odnalezieniu się w nowym miejscu "Mikowi" pomógł też sport. Zaczął od pływania. Radził sobie bardzo dobrze, trafił nawet do reprezentacji hrabstwa Northamptonshire. Jednak po kilku latach woda mu się znudziła. Nie chciał całkowicie rezygnować ze sportu, ale szukał dla siebie czegoś nowego. Do rugby trafił przez przypadek.
- To było już po tym, jak przenieśliśmy się z Corby do Leeds. Któregoś dnia szliśmy z tatą obok boisk piłkarskich. Na jednym z nich grała amatorska drużyna rugby. Powiedziałem do taty "to jest coś, co mógłbym robić". I tak się zaczęło - opowiada Olędzki.
Szybko szedł do przodu
Na pierwszy trening poszedł jako 13-latek. Zaczynał od amatorskich drużyn. Najpierw grał w amatorskich zespołach - East Leeds, potem w Hunslet Warriors. Spisywał się w nich tak dobrze, że wpadł w oko skautom lokalnego potentata - wspomnianego Leeds Rhinos.
Drużyna z Super League, odpowiednika piłkarskiej Premier League, najpierw dała "Mikowi" stypendium, a gdy miał 16 lat, ściągnęła go do swojej akademii. - Tam bardzo szybko robiłem postępy, ale nie miałem innego wyjścia, bo późno zacząłem grać w rugby. Moi rówieśnicy rozpoczynali treningi jako ośmiolatkowie, ja pięć lat później od nich. Miałem dużo do nadrobienia - tłumaczy "Mik".
Po roku w akademii wypożyczono go do drugoligowego Bradford Bulls, potem do Featherstone Rovers. Przed sezonem 2019 uznano, że jest już gotowy na występy w Super League. Od dwóch sezonów Olędzki jest filarem młyna "Nosorożców". W ich niebiesko-bursztynowych barwach, które mogą mu przypominać o mieście narodzin, zagrał już sporo ważnych meczów. Ale nie tak ważnych jak ten, w którym wystąpi w sobotę.
W sobotę zapisze się w historii
Jeśli w Anglii jakiś mecz odbywa się na Wembley, to ma dla tamtejszego sportu wielkie znaczenie. Challenge Cup jest dla rugby tym, czym dla piłki nożnej Puchar Anglii. To jedno z najważniejszych wydarzeń roku w angielskim sporcie. - W normalnych czasach stadion byłby pewnie wypełniony kibicami po brzegi. W tym roku trybuny będą puste, ale jestem pewien, że w telewizji nasz mecz z Salford Red Devils obejrzy bardzo dużo ludzi. Na pewno będzie co oglądać. Mówi się, że jesteśmy faworytami, ale Salford to bardzo mocna drużyna. Spodziewam się dobrego, wyrównanego spotkania.
Olędzki jest pierwszym Polakiem w ponad 120-letniej historii Challenge Cup, który zagra w finale rozgrywek. - To dla mnie wielka sprawa - mówi nam potężny (190 cm wzrostu, 110 kg wagi) gracz Leeds Rhinos. - Rzadko zdarza się okazja, żeby zapisać swoje nazwisko w rubryce "pierwszy w historii". Jestem dumny ze swojego pochodzenia, z tego, że jestem z Polski. Cieszę się, że w sobotę na Wembley będę ją reprezentował.
Polsce pomoże, ale będzie grał dla Anglii
22-letni dziś Mikołaj podkreśla, że zrobi co tylko będzie w stanie, żeby pomóc rozwijać się polskiemu rugby. Sam chce jednak grać dla Anglii. Reprezentował ją w kategoriach do lat 16 i 18, potem dostawał powołania do zespołu English Knights, bezpośredniego zaplecza seniorskiej drużyny narodowej. - Bardzo chciałbym do niej trafić, mierzyć się z najlepszymi rugbystami na świecie. To byłoby dopiero wyzwanie! - mówi.
Trudno dziwić się Mikołajowi, że jeśli chodzi o międzynarodową karierę, nie wybrał kraju, w którym się urodził, a ten, który ukształtował go jako sportowca. Jako reprezentant Anglii ma szansę na występy w najważniejszych imprezach. Gdyby zdecydował się grać dla Polski, o Pucharze Świata czy Pucharze Sześciu Narodów mógłby zapomnieć.
Bardzo chciałby za to poznać swojego polskiego sąsiada z Leeds, który w biało-czerwonych barwach zagrał 28 razy. - Mateusz Klich gra dla Leeds United od trzech lat, ale jak do tej pory jeszcze się nie spotkaliśmy. Mam nadzieję, że w końcu się uda, że umówimy się na fajną rozmowę i porozmawiamy o naszych sportowych doświadczeniach. Mówisz, że Mateusz lubi gry komputerowe? No, to na pewno się dogadamy - kończy ze śmiechem pierwszy polski finalista Challenge Cup w rugby.
Najważniejszy mecz w jego dotychczasowej karierze rozpocznie się w sobotę o godzinie 16.
Czytaj także:
Tenis. Prawnik Igi Świątek: To urągało wszelkiej przyzwoitości
Tenis. Wimbledon ma się odbyć w 2021 roku. Możliwe są trzy scenariusze
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: była gwiazda narciarstwa szaleje na wakeboardzie