Polski Związek Sportów Saneczkowych wydał oficjalny komunikat w sprawie wypadku Mateusza Sochowicza. Przekazano w nim, że groźne zdarzenie miało miejsce w trakcie treningu na torze w Yanqin pod Pekinem.
"Mateusz podczas swojego ślizgu uderzył w zamkniętą bramkę przejazdową" - poinformowano.
W krótkim poście możemy też przeczytać, że prosto z toru trafił do szpitala, gdzie przechodzi szczegółowe badania.
"Wstępnie wiemy o złamaniu kości piszczelowej" - podano. "Jesteśmy w kontakcie z trenerem kadry, konsulem RP w Pekinie i Centrum Operacyjnym MSZ, COMS - więc o stanie zdrowia Mateusza - będziemy informowali na bieżąco" - zapewnia związek.
Dokładniejsze badania wykazały, że jednak nie doszło do złamania. - Nasz zawodnik nie ma jednak otwartego złamania kości piszczelowej prawej nogi, choć wizualnie tak to wyglądało. Uszkodzona jest rzepka w lewym kolanie. Mateusz jest już operowany - powiedział w rozmowie z PAP Marek Skowroński, trener naszej kadry.
Do wpisu załączono zdjęcie. Widać na nim Mateusza Sochowicza na noszach, znajdują się przy nim służby.
Zdarzenie w mocnych słowach komentuje Skowroński. - To jest jedno wielkie sku*********o. Ważniejsze jest to, żeby ktoś nie zachorował na COVID-19 niż bezpieczeństwo zawodników. To, co mu zrobili, jest poniżej krytyki - mówi Onetowi.
Relacjonuje również, jak doszło do wypadku polskiego saneczkarza. - Okazało się, że wystartował, a poniżej było łączenie torów męskiego i damskiego. Są rury, które zamykają jeden z tych torów. Chińczycy, którzy tam stali nie otworzyli jednak tego zabezpieczenia - podkreśla.
Do wypadku doszło na początku ślizgu. Sochowicz mógł jechać około 50-60 km/h.
Czytaj także:
> Europoseł PiS dostał pytanie o skoki narciarskie w TVN. Zaskakująca reakcja
> Rosja przygotowuje się na inaugurację Pucharu Świata. W poniedziałek ważna decyzja