W katowickiej grupie B nie ma drużyny, którą można okrzyknąć "odkryciem" lub "czarnym koniem", ale najwięcej szumu wokół siebie i emocji, przysparzają kibice, którzy przylecieli z Finlandii, by wspierać swoją reprezentację. Na szczęście dla Brazylijczyków, Canarinhos mają w Polsce rzeszę fanów, co da się odczuć między innymi podczas meczów Ligi Światowej. Wtedy ciężko o wolne miejsce, a pośród biało-czerwonych barw zdarzają się brazylijskie akcenty.
[ad=rectangle]
Finowie dotychczas wygrali oba swoje spotkania, ale z Kubą stracili punkt. Dwa dni później z Koreą byli bliscy utraty seta, ale udało im się wyjść z opresji, sięgając po skuteczną zagrywkę. To właśnie blok i mocny serwis są atutami podopiecznych Tuomasa Sammelvuo. Drużyna dysponuje także dwoma znakomitymi rozgrywającymi, doświadczonym Mikko Esko, a dobrą zmianę potrafi dać Eemi Tervaportti. Finowie na boisku wydają się być zgraną drużyną, od której emanuje pozytywna energia.
Przysłowiowym siódmym zawodnikiem Finlandii są kibice, którzy tłumnie zjechali do Katowic, a ich doping w trakcie spotkań jest dobrze zorganizowany i kierowany przez kilka osób. - To naprawdę wspaniałe. Każdy z nas czuje się w tej hali jak w domu. Dziękujemy wszystkim kibicom, którzy przemierzyli wiele kilometrów i z pewnością wydali sporo pieniędzy, by dotrzeć do Polski i nam kibicować. To duże poświęcenie i należy je docenić. Szczerze mówiąc, nie spodziewaliśmy się tego, tym większe brawa należą się naszym fanom - mówił Olli Kunnari po zwycięstwie nad Koreą.
Przed Finami, oprócz starcia z Canarinhos, jeszcze mecze odpowiednio z Niemcami i Tunezją. - Teraz czekają nas bardzo silne drużyny, Brazylia i Niemcy, ale wierzymy, że awansujemy do dalszej fazy turnieju. Musimy już teraz zbierać punkty, ponieważ będą one liczyły się w następnej rundzie, co może nam pomóc w osiągnięciu jeszcze lepszego rezultatu. Nie jesteśmy faworytami, dlatego nie możemy myśleć za dużo o nie wiadomo jakich sukcesach czy wygranych, tylko po prostu skupiać się na następnym meczu - wyjaśnił Kunnari.
Podopieczni Bernardo Rezende w dwóch spotkaniach zagrali to, co powinni, czyli stosunkowo łatwo zwyciężyli zarówno z Niemcami, jak i Tunezją. Wydawało się, że właśnie pojedynek z naszymi zachodnimi sąsiadami będzie najtrudniejszą batalią dla srebrnych medalistów Ligi Światowej. Ostatecznie ekipa Vitala Heynena zagrała na tyle słabo, że nie była w stanie przeciwstawić się faworytom imprezy.
W starciu z Tunezją kontuzji dłoni nabawił się Bruno Rezende, badania wykazały jednak, że nie doszło do złamania, ale jedynie do stłuczenia. W pogotowiu jest Raphael Vieira de Oliveira, który już w meczu z drużyną z Afryki miał okazję zaprezentować swoje umiejętności. Jeszcze przed startem mundialu znakomitą formę prezentowali Lucas Saatkamp i Ricardo Lucarelli, kontynuują ją już w meczach w katowickim Spodku.
[i]
- Cały świat oczekuje od nas, że będziemy pierwsi, że będziemy wszystko wygrywać. W ciągu dwóch ostatnich lat zajmowaliśmy na przykład dwukrotnie drugie miejsce i niektórym to się nie podobało. Ale my się tym nie przejmujemy! Oczywiście, czasami nie da się nie myśleć o wielki finale, ale to jest u nas na drugim miejscu. Na pierwszym jest nasza postawa, jakość gry, koncentracja i każdy następny mecz. Celem jest czwarte z rzędu zwycięstwo w mistrzostwach[/i] - powiedział Lucarelli, pokazując, że podobnie jak Finowie - jego drużyna wyznaje metodę małych kroków.
Reprezentacji Finlandii będzie bardzo trudno zatrzymać Canarinhos, ale jeżeli ta sztuka nie udała się Niemcom, to właśnie ta europejska ekipa jest ostatnią ekipą ze Starego Kontynentu, która może Brazylijczykom zagrozić i urwać seta czy nawet punkty.
Brazylia - Finlandia / Katowice, 5.09.2014, godz. 20:15