Amerykanie rozpoczęli ten bardzo ważny dla obu stron pojedynek o wiele lepiej. Skoncentrowani, bezbłędni i wywierający presję w każdym elemencie od samego początku punktowali Francuzów (8:5). Matthew Anderson przypomniał sobie, że umie grać też na prawym skrzydle i kończył wszystkie piłki, nawet te najtrudniejsze (14:8). Trójkolorowi nie radzili sobie ani z przyjęciem zagrywki przeciwnika ani z jego blokiem i ich gra całkowicie się rozpadła. Nie pomogła również podwójna zmiana i wejście na boisko Yoanna Jaumela oraz Mory Sidibe, Amerykanie bez problemów wygrali seta (25:19).
[ad=rectangle]
Druga odsłona meczu była idealną odwrotnością pierwszej. To Francuzi ruszyli do ataku pod przywództwem swojego atakującego Antonian Rouziera, który już w pierwszym secie zdobył 7 punktów i jako jedyny starał się stawiać opór (5:8). W drugim secie dołączyli do niego wszyscy pozostali podopieczni trenera Laurenta Tillie i drużyna grała koncertowo, jak w meczu z Iranem (8:14). Amerykanie przyciśnięci zaczęli pękać, zwłaszcza przyjęcie im szwankowało. Druga połowa seta była jednostronnym popisem gry Francuzów, efektowne obrony i kontry podrywały szczelnie wypełnioną krakowską widownię (18:25).
W trzecim secie początek był wyrównany (4:4). Jednak niesamowita gra Rouziera, który swobodnie zdobywał punkty z najtrudniejszych sytuacji, dała jego drużynie przewagę (5:8). Dodatkowo jego koledzy, zwłaszcza Kevin Le Roux, nie zmniejszali presji w polu serwisowym (5:10). W obliczu rosnącej przewagi rywala trener John Speraw zmienił rozgrywającego i na boisku pojawił się Kawika Shoji, ale rozpędzeni Francuzi swobodnie punktowali (10:16). Zagrywka zupełnie opuściła Amerykanów, tymczasem Le Roux strzelał asa za asem zamęczając przyjmujących po drugiej stronie siatki (11:20). Podopieczni trenera Sperawa nie byli w stanie nawiązać walki z tak grającymi Trójkolorowymi (15:25).
Na czwartego seta trener Amerykanów zmienił ustawienie zespołu, przesuwając Andersona na lewe skrzydło, a na ataku wystawiając Carsona Clarka. Ten wariant sprawdził się w meczu z Iranem, bo Anderson znacznie swobodniej czuje się na swojej nominalnej pozycji. Zostawił jednak rezerwowego rozgrywającego Shoji (5:3). Amerykanie grali skuteczniej, ale psuli jedną zagrywkę za drugą (8:7). Francuzi dokonywali niewiarygodnych cudów w obronie, zdobycie każdego puntu kosztowało Amerykanów masę wysiłku (9:10). Trójkolorowi z pomocą szczęścia oraz Rouziera wychodzili cało z każdej opresji, co powoli odbierało wiarę zwycięzcom LŚ (13:15). Po kolejnej niedokładnej wystawie na lewe Shoji na boisko wrócił Micah Christenson. Amerykanie walczyli, ale w kluczowym momencie meczu rozgrywający Benjamin Toniutti pokazał taką klasę i umiejętności, że jego atakujący nie mieli żadnych problemów z kończeniem ataków, zwłaszcza w kontrze (17:21). Końcówka tego seta był pełna pięknych wymian, które wygrywali głównie Francuzi (20:23). Efektowny atak Earvina Ngapetha dał im zwycięstwo w tym meczu (21:25).
USA - Francja 1:3 (25:19, 18:25, 15:25, 21:25)
USA: Anderson, Sander, Lee, Lotman, Christenson, Holt, Shoji E. (libero) oraz Shoji K., Clark, Smith.
Francja: Rouzier, Toniutti, Tillie, Ngapeth, Le Roux, Le Goff, Grebennikov (libero) oraz Marechal, Jaumel, Sidibe.
Przegrana z całuśnymi Persami, teraz z żabojadami to kolejna jutro już katastrofą by była.!!
to Czytaj całość