Marcin Olczyk: Po nabawieniu się urazu ręki kilka dni temu, w meczu z Kubą miał pan w ogóle nie grać. Sytuacja na boisku zmusiła jednak trenera do podjęcia ryzyka i posłania pana do boju. Jak się pan czuje? Czy ta drobna kontuzja to już przeszłość?
Bruno Rezende: Jest już dużo lepiej. Przede wszystkim nie odczuwam tyle bólu, co jeszcze jakiś czas temu. Na szczęście mamy teraz dwa dni wolnego. Dla mnie, w kontekście kontuzji, ma to dodatkowe znaczenie, ponieważ powinno pomóc mi szybciej dojść do siebie i odzyskać pełną sprawność. [ad=rectangle]
Ostatnie dwa mecze pierwszej fazy mistrzostw były dla was wyjątkowo ciężkie, mimo że teoretycznie silniejszych rywali odprawiliście już wcześniej z kwitkiem. Co się z wami stało?
- Nie graliśmy ostatnio zbyt dobrze. Spotkania z Koreą Południową i Kubą musimy potraktować jako przestrogę i przykład na przyszłość, żeby nie popełniać już więcej błędów, które przytrafiały nam się w sobotę i niedzielę.
Czy problemem mógł być brak koncentracji?
- Możliwe. Dlatego ten weekend był na pewno ważną lekcją dla naszego zespołu.
Do drugiej rundy awansowaliście z maksymalną ilością punktów, więc droga do najlepszej szóstki turnieju stoi przed wami otworem. Stawiacie przed sobą jakiś konkretny cel?
- Chcemy zostać w grze najdłużej jak to możliwe, aż do finałów. Na pewno stać nas na to, ale musimy popracować nad koncentracją i zachować skupienie w każdym secie każdego spotkania, niezależnie od tego, z jakim rywalem przyjdzie nam się mierzyć.
Na kolejnym etapie zmagań o mundialowe złoto poziom trudności drastycznie rośnie. Jakie jest wasze nastawienie przed rywalizacją z takimi zespołami jak Rosja czy Bułgaria?
- Oczywiście teraz będzie już bardzo ciężko. Przed nami cztery bardzo trudne spotkania z wymagającymi przeciwnikami. Mamy jednak silny zespół, składający się z samych dobrych zawodników. Czeka nas jednak dużo pracy. Musimy nauczyć się naszych rywali, dokładnie przeanalizować każdą drużynę, żeby być w stanie wykonać kolejny krok i awansować do następnej rundy.
Co w takim razie może być najmocniejszą bronią waszego zespołu?
- Zespołowość, czyli po prostu drużyna. Wszyscy zawodnicy. Możemy dokonywać zmian w składzie i ciągle utrzymywać wysoki poziom gry, a co za tym idzie, wygrywać mecze.
Na razie zostajecie w Katowicach. Czy to dobre dla was miejsce do gry?
- Zdecydowanie tak. Czujemy się tu znakomicie i bardzo nam zależało, żeby po pierwszej rundzie nigdzie się stąd nie ruszać. Mamy też nadzieję, że będziemy mieli okazję grać w Katowicach aż do fazy finałowej i walki o medale.
Ma pan jakieś skojarzenia z tym miastem i halą?
- Oglądałem oczywiście dwa turnieje finałowe Ligi Światowej w 2001 i 2007 roku (wygrane przez Brazylię - przyp. red.). Dlatego mmie i kolegom myśl o Spodku przywołuje same dobre wspomnienia. Chcemy podtrzymać tę dobrą passę i zapracować na kolejne przyjemne skojarzenia, wygrywając tu jak najwięcej meczów mistrzostw świata.
Czy coś z pierwszej rundy zmagań tegorocznego mundialu będzie dla pana i zespołu warte zapamiętania?
- Na pewno te dwa nie do końca udane mecze w naszym wykonaniu, o których już rozmawialiśmy. Nie będą to rzecz jasna, miłe wspomnienia, ale musimy wyciągnąć z nich jak najwięcej dla siebie na przyszłość i udowodnić, że tworzymy równą, silną drużynę. Będzie to cenna lekcja dla nas wszystkich i nie możemy jej zlekceważyć czy zapomnieć.
Brazylia wygrała trzy ostatnie mundiale. Teraz sztuki tej dokonać może, jako pierwszy zespół w historii, czwarty raz z rzędu. Czy czujecie w kraju presję oczekiwań?
- Ciśnienie w sporcie w naszej ojczyźnie zawsze jest spore, w siatkówce również. My musimy po prostu robić swoje i grać mecz za meczem, nie myśląc o tej presji.
Naciskać próbują was chyba również rywale. Wiadomo, że każdy marzy o tym, by pokonać mistrza, więc w meczach przeciwko wam motywacja kolejnych przeciwników wydaje się być jeszcze silniejsza niż zwykle. Odczuwacie to na boisku?
- Może odrobinę. Chcemy jednak grać swoje i staramy się w ogóle nie zaprzątać sobie tym głowy.
W Katowicach rozmawiał
[b]Marcin Olczyk
[/b]