Ola Piskorska: Wywalczyliście sobie awans do szóstki meczem z Kanadą. Po słabym meczu z Rosją udało wam się szybko pozbierać.
Lukas Kampa: Nie tak od razu. Nie zaczęliśmy tego spotkania zbyt dobrze, mieliśmy ogromne problemy z zatrzymaniem ich atakującego i wyglądało to równie źle jak z Rosją. Ale po trudnym początku udało nam się poukładać naszą grę i zagrać dobry mecz, a przede wszystkim wygrany. Przy całym szacunku jednak Rosja i Kanada to są inni przeciwnicy, więc było nam łatwiej grać swoją grę w meczu z Kanadą. Ale najbardziej cieszę się z tego, że walczyliśmy, zwłaszcza w pierwszym secie się nie poddaliśmy mimo sporej przewagi przeciwnika.
[ad=rectangle]
Ta końcówka pierwszego seta była kluczowa w tym spotkaniu?
- Myślę, że tak. Bo Kanada poczuła, że mu się nie poddamy w tym meczu. Nawet jak na nas naskoczyli w pierwszym secie i wysoko prowadzili, to my walczyliśmy, doprowadziliśmy do gry na przewagi i wygraliśmy. Pokazaliśmy wolę walki i ogromne poświęcenie w obronie. To im pokazało, że my zrobimy wszystko, żeby zdobyć te potrzebne nam dwa sety i stracili trochę wiary.
Po drugim secie wylądowałeś w kwadracie dla rezerwowych i stamtąd oglądałeś grę kolegów. Trochę nietypowa sytuacja dla ciebie, prawda?
- To prawda, było dziwnie (śmiech). Ale z przyjemnością stałem i patrzyłem jak udanie sobie radzą zmiennicy. Ich dobra dyspozycja może się nam przydać przy jakichś kłopotach w następnych meczach. To fajnie, że wszystkich czternastu zawodników u nas jest gotowych do wejścia na boisko.
W następnych meczach gracie z Francją i Iranem, to łatwiejsi przeciwnicy?
- To nie ma żadnego znaczenia, z kim gramy w trzeciej rundzie. To jest sześć najlepszych zespołów świata i każdy jest mocny. Czekają nas dwa bardzo trudne mecze, które musimy zagrać na naszym najwyższym poziomie.
Bycie w finałowej szóstce mistrzostw świata jest historycznym sukcesem niemieckiej siatkówki męskiej, wszyscy są zachwyceni. Będzie wam się jeszcze chciało walczyć o medal?
- Od początku tego sezonu wszyscy jasno mówimy to samo - przyjechaliśmy do Polski po medal. Szóstka to tylko kolejny krok w naszym planie, na pewno nie spoczniemy teraz na laurach. Zwłaszcza, że jesteśmy bliżej medalu niż kiedykolwiek wcześniej, tym bardziej chce nam się o niego walczyć. Potrzebujemy tylko jednego zwycięstwa do bycia w półfinale i drugiego do medalu, to nas wszystkich napędza jeszcze bardziej.
Które mecze, poza tym ostatnim z Kanadą, były ważne na waszej drodze do szóstki?
- Może nie najtrudniejsze, ale kluczowe były mecze z Finlandią i Koreą Południową. W tym pierwszym musieliśmy zdobyć trzy punkty, żeby mieć sześć w drugiej rundzie, a z kolei Korea dzień wcześniej urwała punkt Brazylii, więc spodziewaliśmy się przeprawy z nimi. W meczu przeciwko Finlandii dostaliśmy szansę, żeby się odbudować po porażce z Brazylią, po której byliśmy mocno rozczarowani swoją postawą. No i oczywiście mecz z Bułgarią, który zagraliśmy chyba najlepiej na całym turnieju.
Czy wasza gra wygląda już tak jak chcielibyście?
- Jesteśmy generalnie zadowoleni, choć zawsze jest coś do poprawienia, chyba najbardziej serwis i przyjęcie. To co mnie cieszy, to że nasze niedociągnięcia są coraz mniej widoczne, widać wyraźną poprawę w całokształcie. Mam poczucie, że jesteśmy na dobrej drodze, popełniamy coraz mniej błędów, zwłaszcza seriami. Umiemy utrzymać wysoki poziom naszej gry przez wszystkie sety, nie wpadamy w żadne dołki.
Ale twoja zagrywka jest całkiem niezła, w kliku meczach robiłeś dużo krzywdy nią przeciwnikowi.
- To prawda, moja zagrywka też się poprawiła. Podczas przygotowań serwowałem całkiem nieźle, ale na początku mistrzostw to była po prostu masakra, w ogóle nie mogłem się odnaleźć w polu serwisowym. Stres i presja chyba były zbyt przygniatające. Ale skoncentrowałem się na technice wykonywania zagrywki, stres trochę ze mnie zszedł i jest lepiej. Cieszę się, że to minęło, teraz jestem zadowolony z mojego serwisu.
To jest dla was istotne, że pierwszą, drugą i trzecią rundę gracie w tym samym mieście?
- Tak, to jest duża zaleta, zależało nam na tym, dlatego walczyliśmy o drugie miejsce w pierwszej rundzie, żeby potem nigdzie nie jeździć. Przyzwyczailiśmy się do hali, do hotelu, do mieszkania w tych samych pokojach, do jedzenia i w takiej rutynie łatwiej nam się funkcjonuje. Im mniej rzeczy dookoła cię rozprasza, tym łatwiej skupić się na samej siatkówce. I bardzo mi się tu podoba, właściwie chciałbym tu zostać do samego końca (śmiech).
Odchodząc od mistrzostw świata, wiem, że nie byłeś usatysfakcjonowany swoim ostatnim sezonem w Modenie. Teraz przeniosłeś się do Czarnych Radom, dlaczego akurat tam?
- Zdecydowanie nie byłem, rzekłbym nawet, że byłem wyjątkowo rozczarowany moim sezonem w Modenie. Potraktowano mnie tam fatalnie, w taki sposób, jaki nie powinno się traktować żadnego zawodnika. A potem dostałem ofertę z Radomia..
I na pewno zadzwoniłeś do Dirka Westphala.
- Oczywiście, to była pierwsza rzecz, jaką zrobiłem (śmiech). Zapytałem go o wszystkie szczegóły, a on mnie zapewnił, że jest dobra atmosfera, sympatyczni ludzie i do tego dostają wypłaty w terminie. I to mnie przekonało do przyjęcia propozycji z Czarnych, zwłaszcza, że od dawna chciałem grać w PlusLidze z powodu wysokiego poziomu i niesamowitych kibiców. Jestem bardzo podekscytowany na myśl o sezonie w Radomiu.
W Katowicach rozmawiała Ola Piskorska